FranioMinor FranioMinor
158
BLOG

Program Artemis, a najbardziej samotny człowiek w dziejach.

FranioMinor FranioMinor Technologie Obserwuj notkę 5

Na dobry początek fantastyczne zdjęcie Księżyca:

image

W końcu piszę o programie powrotu na Księżyc. Czarna plamka to (oczywiście) ISS. Zdjęcie ze strony NASA.

A teraz do meritum. Drogi Czytelniku, zatrzymaj się na chwilkę i pomyśl, kto, gdzie i kiedy mógł stać się najbardziej samotnym Człowiekiem w dziejach ludzkości? Przeraźliwie samotnym w jak najbardziej fizycznym sensie i rozumieniu, oddalony od pozostałych ludzi, od swoich kolegów, od wszystkiego, co od chwili narodzin było jego otoczeniem, co widział i czuł, nagle pozbawiony kontaktu z kimkolwiek innym na tym Świecie ...

Księżyc ma tu coś do powiedzenia.

Chodzi oczywiście o człowieka imieniem Michael Collins, członka załogi Apollo 11. Kiedy jego przyjaciele, Neil Armstrong oraz Buzz Aldrin w lądowniku "Orzeł" schodzili na powierzchnię Srebrnego Globu, on pozostał w głównym module Apollo. I siły bezwładności oraz grawitacji niosły jego statek poza drugą, wiecznie niewidzialną stronę Księżyca. Pozostał sam, stracił łączność z Ziemią, ze swoimi kolegami w lądowniku, nie widział Ziemi, nie widział Słońca, tylko czarną przestrzeń i zimne gwiazdy. Cały świat (prawie, były kraje bez transmisji) mógł oglądać na żywo, a on jeden, najbardziej zainteresowany, nie mógł. Lądowanie mogło się nie udać, a on miał się tego dowiedzieć dopiero po powrocie na "naszą" stronę Księżyca. Oczywiście, już Apollo 8 okrążał Księżyc, zrobiono już sławne zdjęcie wschodu Ziemi nad księżycowym horyzontem, ale oni byli cały czas w trójkę. Później było jeszcze kolejnych 5 samotników, ale oni nie doświadczali tego jako pierwsi.

W programie Apollo statek lecący w kierunku Księżyca wchodził bowiem na orbitę wokółksiężycową mniej więcej na tej samej płaszczyźnie, na której leży orbita naszego satelity. W programie Artemis będzie inaczej. Planowana okołoksiężycowa stacja orbitująca Lunar Gateway ma bowiem krążyć po orbicie, której płaszczyzna będzie mniej więcej prostopadła do osi Ziemia - Księżyc. Tak więc stacja będzie cały czas "widoczna" z Ziemi, a jednocześnie praktycznie niemal cały czas będzie w bezpośrednim kontakcie z lądownikami, a później z pierwszą bazą księżycową. Ludzie przebywający na stacji będą także mogli w czasie rzeczywistym kontrolować pracę maszyn na powierzchni, tym bardziej, że najniższy punkt orbity (periselenium) wypadnie ok 3 tys. km nad północnym biegunem, a najdalszy (aposelenium) ok. 70 tys. km "poniżej" południowego bieguna Księżyca. A właśnie biegun południowy został wybrany jako pierwszy punkt 'inwazji' na Księżyc.

Różnicę widać choćby na schemacie podróży pierwszej automatycznej sondy CAPSTONE, która ma w przyszłym roku zostać wyniesiona na szczycie rakiety Electron produkcji kalifornijskiej firmy Rocket Lab:

image

Rakieta Electron przed startem ...

image

... i zaraz po starcie.

Są to nieduże, dwustopniowe rakiety, o wysokości 18 metrów i o zdolności wynoszenia 200 kg ładunku na 500 km od powierzchni Ziemi. Jako ciekawostkę podam, iż silniki o nazwie Rutherford są zasilane przy pomocy pomp elektrycznych, zasilanych z akumulatorów pokładowych! Chyba jedyne takie rozwiązanie. Zwykle pompy tłoczące paliwo i utleniacz są napędzane dodatkowymi mniejszymi silniczkami zwanymi po angielsku "preburner". Dla misji CAPSTONE przewidywany jest dodatkowy trzeci stopień zwany Photon Lunar, który umieści satelitę na właściwej orbicie zwanej po angielsku Near-Rectilinear Halo Orbit (w skrócie NRHO). Nie podejmuję się przetłumaczenia na polski, poczekam na innych...


image

Schemat podróży modułu Photon Lunar z satelitą CAPSTONE. Liczbą 9 oznaczone jest wejście na orbitę okołoksiężycową.

Misja jest przewidywana na początek przyszłego roku, w harmonogramie NASA będzie to etap Pathfinder czyli zwiadowca, tropiciel śladów.
CAPSTONE to po prostu niewielki satelita klasy CubeSat o masie 25 kg. Dzisiaj, w dobie powszechnego użytku układów scalonych o dużej wydajności (choćby w smartfonach) satelity mogą być naprawdę małe, a jednocześnie wykonywać poważne misje. Ta będzie trwała około 9 miesięcy i ma za zadanie dokładnie przetestować zachowanie się sztucznego obiektu na zaplanowanej orbicie wokółksiężycowej. Bo obliczenia teoretyczne to jedno, a ich weryfikacja w praktyce to drugie. I dlatego misja CAPSTONE w istocie jest rekonesansem, sprawdzeniem jak w przestrzeni w czasie rozkładają się siły grawitacji i jak mogą wpływać na krążący tam obiekt.

A przy okazji: misja CAPSTONE ukazuje podstawową cechę programu Artemis: wykorzystywanie wielu możliwych rozwiązań i korzystania z osiągnięć wielu licznych firm. Jest to niewątpliwa zasługa obecnego (choć oficjalnie ustępującego) dyrektora NASA Jima Bridenstine'a, który potrafił zorganizować współpracę szeregu państwowych i prywatnych podmiotów z wielu krajów, a sama NASA spełnia tutaj rolę koordynatora i głównego źródła finansowania programu. Szereg kluczowych punktów, jak np. transport na orbitę księżycową czy też operacja samego lądowania na Księżycu posiada alternatywne rozwiązania. Dzięki temu ewentualne problemy techniczne jednego z partnerów (dostawców) nie grożą zatrzymaniem całego programu.

Warto przypomnieć, iż program Apollo był bardzo kosztownym przedsięwzięciem, w szczytowym okresie pochłaniał ponad 4% budżetu USA. Dzisiaj NASA to mniej niż pół procenta wydatków budżetowych czyli relatywnie nawet dziesięciokrotnie mniej. Jak jednak wyliczyli różni ekonomiści, jeden dolar wydany na program Apollo po latach przyniósł zwrot rzędu 10 - 40 USD, zależnie od branży.



FranioMinor
O mnie FranioMinor

Zdziwiony próbuję zrozumieć Świat z perspektywy kilku krajów

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie