Zaczyna się od przeznaczenia na to co chce się zrobić odpowiedniego czasu.. Jakiś pośpiech, jakieś skracanie, ponaglanie i odbieranie telefonów nie są pożądane... Pożądany też jest spokój ducha, poczucie dobrego miejsca...
Najpierw mycie. Zmywam tłuszcz, krew, patrochy, błoto i ziemię... Potem oglądam. Patrzę pd słońce i studiuję ostrze. Oceniam. Czasem wystarczy tylko pas. Kilka pociągnięć i już! Ma być dobrze! Wszak nóż dla mężczyzny to jego broń i narzędzie. A już dla myśliwych nóż jest przedmiotem o szczególnym znaczeniu. Głownia przenosi znaczne siły, i dlatego czasem widać na nim ostre, wyraźne ślady walki z rzeczywistością – wyszczerbienia. Wtedy to wyjmuję z futerału czarną osełkę diamentową... Ustawiam podpórkę i zaczynam. Kilka delikatnych – pełnych czułości – płynnych ruchów i ostrze wyprowadza się. Ta czarna osełka jest szorstka i zasadnicza jak ziarna diamentów napylone na jej powierzchnię... Potem weryfikacja i zmiana osełki na niebieską...
Ta niebieska jest nieco bardziej zmysłowa. Wygładza rysy, które pozostawiła czarna, i wnosi coś od siebie... Już przy czarnej widać czy stal jest dobra czy zła. Stal kiepska lepi się do diamentowych ziarenek i zapycha przestrzenie pomiędzy nimi, stal dobra jest twarda i jest dla diamentu wyzwaniem.
Po niebieskiej przychodzi czas na czerwoną (foto). Czerwona osełka jest delikatna. Niczym pieszczota przesuwa się po ostrzu i nadaje mu blask i trwałą ostrość... Czasem trzeba umyć ją pod kranem i ostrzyć dalej. Spokojnie, cierpliwie.. Tu nic nie można „podgonić”. Nie można pójść na skróty... Proces ostrzenia ma trwać tyle, ile ma trwać...
Po osełce czerwonej przychodzi zielona.. Najdrobniejsze diamenty polerują ostrze nadając mu doskonałość i niemalże lustrzany połysk. To najdłużej trwający proces. Pociągnięcia muszą być delikatne ale stanowcze gdyż na tym etapie można doprowadzić nóż do perfekcji jak i wszystko spaprać..
No i wreszcie pas. Zwykły skórzany pas zaczepiamy o klamkę i polerujemy ostrze za pomocą kilku pociągnięć po jego wewnętrznej stronie...
Przychodzi nagroda: nóż ze stali damasceńskiej (foto poniżej) jest tak ostry, że z łatwością goli włosy na przedramieniu mężczyzny... Słowem – nożem można się ogolić na sucho lub mokro, tak jak to robią liczni komandosi na filmach.

Ktoś może powiedzieć; "po co te ceregiele? Mam w domu ostrzałkę w kuchni, kilka pociągnięć i już..."Być może, ale ostrzenie noża ze stali damasceńskiej, na diamencie czy na osełce, to pewien rodzaj medytacji a dodatkowo czeka nas wspaniała nagroda:taki nóż trzyma ostrość nawet i pół roku!
A co wtedy gdy tak chcemy naostrzyć nożyk z Tesco za 9,99 komplet? Wtedy już na etapie ostrzenia czujemy pewną niestosowność. Wiotkie ostrze ciężko jest uchwycić w prawidle. Diament zamiast ostrzyć – w każdym posunięciu kłóci się z miękką byle jaką blachą z jakiej zwykle zrobione jest, to pożal się Boże ostrze. Z każdym pociągnięciem diamentowej osełki frustrujemy się coraz bardziej, a już kiedy niebywałym wysiłkiem woli „wyprowadzimy „ ostrze, to czeka nas kara... Zawsze! Kara jest okrutna. Ostrze tępi się z entuzjazmem już po rozporcjowaniu kurczaka i już drugi dzień po naostrzeniu zaczyna międlić świeże pieczywo zamiast je kroić...
Słowem wraca do umiłowanego przez siebie stanu tępoty..
Czemu to tu opisuję? Bo po latach pracy trenerskiej doszedłem do ostatecznego dla mnie przekonania, że ludzie są jak noże. Jedni są ze stali damasceńskiej. Wielowarstwowi, niekonwencjonalni, z charakterystycznym , NIEPOWTARZALNYM wzorem. Ich naturalnym stanem jest ostrość, tylko wtedy się spełniają. Ostrość to ich naturalny żywioł, a diamentowa osełka jest treningiem i podnietą... Są też ostrza ze zwykłej dobrej stali, które można ostrzyć diamentem, można i osełką... lubią być jednorodne, powtarzalne, przydatne i ostre... Ot noże kuchenne, które używamy każdego dnia, ale gdyby przyszło o nich opowiedzieć coś, to na dobrą sprawę nie pamietamy nawet jak wygladają.. I są też ludzie niczym noże z blachy. Podatne, giętkie które można ostrzyć i ostrzyć bez końca, a jedynym co się zaobserwuje to ubytek materiału..
I właśnie tylko noże/ ludzi ze stali damasceńskiej opłaca się ostrzyć/szkolić z pietyzmem, z zachowaniem wszelkich reguł i rzadkich diamentów... One/oni są warte dosłownie każdej pracy, bo ta praca procentuje a efekt dydaktyczny jest zdumiewający i długotrwały...
Noże/ludzi z dobrej stali trzeba ostrzyć/szkolić z rzemieślniczym znawstwem. Cierpliwie i serdecznie. To dobra praca, której efekty zwykle nie będą spektakularne, ale mogą dać wiele satysfakcji...
A co z nożami których życiowym powołaniem jest... mała ostrość. Mój Boże! Jeśli kosztują 9,99 za komplet to, pomijając już aspekt zmarnowanego czasu, używanie do ich ostrzenia osełek diamentowych za 300 PLN jest chyba niedorzecznością....
I niech tak pozostanie...
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie