Byliśmy na zakupach w centrum handlowym. Ja i Ona.
Ja kupiłem:
- kartę pamięci do aparatu typu SD-4Gb,
- baterię litową typu CR2531 do pilota,
- skarpety czarne bawełniane – 2 zestawy po 6 par za 19,99,
- dwie paczki czarnych bokserek po 4 pary w rozmiarze XXL za 29,-
- do biura dwie żarówki halogenowe 60W
- dwumetrowy przedłużacz do faksu z uziemieniem.
W planie miałem też filiżankę pysznej czekolady w Wedlu. Z Nią. Poza czekoladą załatwiłem wszystko w około 30-40 minut. Ona zaś nie miała w planach nic konkretnego. Dlatego też chodziliśmy od sklepu, do sklepu, od butiku, do butiku.... Bezcelowe chodzenie było naszym sobotnim celem... Czasem spotykałem podobnych sobie towarzyszy zakupów. Młodsi mężczyźni się denerwowali i nietaktownie poganiali swoje partnerki, lub demonstracyjne wychodzili ze sklepu. Mężczyźni nieco bardziej doświadczeni, do których mogę się już zaliczać z racji wieku, wiedzą, że nie chodzi tu o o żeby zwyczajnie, po prostacki, sprawnie kupić i wyjść. Takie chodzenie bowiem to część złożonego rytuału godowego. Ona chodzi i przymierza to i owo aby poczuć się odmieniona , piękna, zróżnicowana i akceptowana na dziesięć sposobów. Ten błysk życzliwej, wielbiącej akceptacji w oczach mężczyzny karmi kobietę dobrą energią i jest bezcenny... „Jak wyglądam misiu?” zabrzmiało z przymierzalni. „Wyglądasz naprawdę świetnie - a w tej sukience – szczególnie”. - powiedziałem zresztą najzupełniej zgodnie z prawdą. Naprzeciw sąsiedniej przymierzalni stał spokojnie szpakowaty sześćdziesięciolatek w tweedowej marynarce, który tylko się uśmiechnął i powiedział do mnie ściszonym głosem: „Widzę u Pana lata praktyki, i gratuluję refleksu...”
Roześmialiśmy się obydwaj...
Zmieniliśmy sklep na inny, choć w sumie taki sam, a w nim dziesiątki krzątających się zakupowiczek, szukających „tej jednej” bluzki, garsonki, torebki... Tej jednej, która się do nich uśmiechnie i wykrzyknie KUP MNIE! Wieszaki były dość niskie, i słychać było tylko tylko cichy szelest. Jak w termitierze. Pochylone skupione sylwetki pozwoliły mi zauważyć, że większość dziewczyn była raczej średniego wzrostu, i raczej miały co nieco do na bioderkach, na brzuchu czy udach. Nie była to jeszcze może nadwaga - ale - znamiona permanentnej sytości. Meteorolodzy i hydrolodzy określają to jako Górny poziom stanów średnich..... :) W sumie to urocze, wdzięczne i kobiece. Zarazem jest to jasny sygnał, że czasy patykowatej Twiggy Lawson minęły już bezpowrotnie, tak samo jak parowozy, muszkiety i dalekopisy...
Aż tu nagle dostrzegłem obraz na ścianie. W swej gargantuicznej wielkości, i uproszczonej symbolice - wręcz religijny. A na tym obrazie niemalże boska - ikona rasowej anorektyczki!
Anorektyczki wzorowej!
Anorektyczki niezwykłej w swych absurdalnych proporcjach.
Anorektyczki naznaczonej absolutnym brakiem fizycznej siły i brakiem jakichkolwiek praktycznych umiejętności... (np robienia pierogów)
Anorektyczka doskonała!
Model wprost z Sevres pod Paryżem!!
Na innej zaś ścianie ta sama anorektyczka w otoczeniu innych!
I znowu skojarzenie religijne (Trinity) jest tak mocne, że aż tchnie oczywistością.....
Poczułem się jak w świętym miejscu stowarzyszenia pulchnych anorektyczek.
Na ścianie - Ona – istota doskonała, i kupjące – jej oddane kapłanki naznaczone pewną słabością do kremówek i serników... Ale walczące dzielnie i z uporem, przed każdymi wakacjami i przed każdym sylwestrem. Przynajmniej do 40-tki....
Z zamyślenia wyrwało mnie: Misiu, a ta sukienka....?
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura