Na biurku wala się kartka. Przekładam ją z prawa na lewo. Kładę do kuwety, ale przekładam w inne miejsce. Ale nie mam kuwety „kuriozalne sprawy”
Pewna firma informatyczna zleciła nam rekrutacje. To znaczy tylko drugą ich część. Pierwszą część zrobili własnymi siłami a my mieliśmy spotkać się na końcu i opisać przydatność kandydata do pracy na stanowisku kierownika salonu sprzedaży. Fajne stanowisko, fajna kasa, sporo luzu bo taki kierownik byłby jednocześnie handlowcem od większych zleceń więc można/trzeba wyskoczyć na spotkanie do Klienta... Miodzio!
Kandydatów był o ośmiu, a jeden z nich - umówiony w połowie dnia. Wcześniej dokładnie ślęczę nad CV bo wprawdzie to są zwykle Baśnie Z Mchu i Paproci ale ważne jest jak te baśnie są napisane. Kandydat skończył studia dzienne – 5 letnie - metalurgię (czy jakoś tak podobnie...) na szacownej uczelni.. Poza tym CV dość przeciętne. Pół roku tu, siedem miesięcy tam... List motywacyjny – taki sobie. No ale coś jednak sprawiło że ktoś podsunął go nam do dalszego zastanowienia.
Kandydat pojawił się punktualnie, i był nieco nieśmiały. Rozmowa pomimo moich wielu starań zupełnie się nie kleiła.Pan Kandydat był mrukowaty i odpowiadał z wysiłkiem. Moje dwa słowa, jego jedno. Moich dziesięć - jego dwa... Uznałem więc, że tak ciekawe studia jak metalurgia będą dobrą bazą do fajnej rozmowy i znakomicie rozluźnią atmosferę. Zwłaszcza, że prywatnie, fascynują mnie te różne łożyska, tuleje, białe stopy, odlewane panewki, wiertła ze stali szybkotnącej czy szwedzkie piły do metalu przecinające w trzech ruchach na pół - nasze piły do metalu! W metalu jest zaklęta magia! Magia wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie, wyczucie temperatury hartowania, koloru nawęglanej stali, cierpliwości szwejsowania, czy frajda twardego lutowania. Zawsze wpatruję się w olej spuszczony ze skrzyni biegów mojego auta. Gapię się przez lupę w ostrym świetle, a tam bogactwo mieniących się metali. Lśniąca stal, szarawe aluminium czy żółtawe smugi mosiądzu z synchronizatorów...
I oto siedzi przede mną magik i czarodziej od tego wszystkiego :) Na początku spory zgrzyt bo nie pamiętał tematu pracy magisterskiej sprzed 2 lat! Ale jak już sobie przypomniał to aż podskoczyłem z radości! Napawanie jako metoda regeneracji czegoś tam! Mój Boże ! Napawanie! Mój ulubiony temat!
Pośpiesznie, aby nie uronić ani chwili jego cennego czasu nalałem nam po kubku mocnej kawy i zapytałem:
- Jak on ocenia przydatność napawania w remontach silników okrętowych?
- Czy widział już tę laserową maszynę do napawana nieruchomych wałów korbowych na statkach?
- Co myśli o napawaniu stellitem krawędzi zaworów.
- Czy jego zdaniem takie zawory nie są własnie za twarde i nie wklepują gniazd zaworowych w głąb miękkiej głowicy?
- Co on myśli o tym żeby zawory wydechowe napawać stellitem a ssące jedynie azotować, albo nawet tylko nawęglać?
I szkoda że nie miałem aparatu fotograficznego w oku! Jaka wielka szkoda!
Gość miał taką minę jakby właśnie zobaczył ociekające śluzem zielone półprzeźroczyste galaretowate UFO, z siedmioma oczami nad głową. Miał wielkie oczy jak 5 złotych i rozchyloną w zdziwieniu buzię.
Kandydat nie wiedział NIC z zagadnień napawania, ale to dokładnie NIC! Na moje pytanie jak można nie wiedzieć NIC po 5 latach DZIENNYCH STUDIÓW , odparł niepewnie, że napawanie go tak naprawdę nie interesowało. A co Pana interesowało – zapytałem? Dodam, że moje rozczarowanie tym gościem zaczęło przeradzać się w przygnębienie z lekkimi elementami depresji...
Bo mnie tak naprawdę interesowały różne stopy metali! Wypalił!
I znowu w sercu rozlało mi się ciepło! Tak! To on! On też jest zafascynowany tymi technologicznymi cudeńkami ze stopów aluminium, magnezu, krzemu i odrobiny miedzi. Te skomplikowane obudowy skrzyń biegów, te zwiewne niczym skrzydło elfa obudowy alternatorów.... Noooo nie, nie takie stopy metali... zastopował mnie zniechęcony.. A jakie stopy metali, zapytałem niosąc w sercu jeszcze cień nadziei? Na próżno! Pan niestety nie wiedział jakie stopy metali go interesowały! I to już dwa lata po skończeniu pięcioletnich studiów dziennych. Zaproponowałem kandydatowi żeby może pozwał uczelnię. Normalnie; niezależni eksperci z WAT i kliniki psychiatrycznej stwierdzą komisyjnie że on nic nie wie, a potem będzie mógł w majestacie prawa wystąpić o odszkodowanie do uczelni za zmarnowane pięć lat życia, bo z takim poziomem wiedzy, lub raczej z takim mistrzowskim poziomem niewiedzy, system ocen na uczelni nie powinien go przepuścić dalej...
A przepuścił!
Pan potraktował to jako żart. Ja mówiłem poważnie....
Zaczęliśmy rozmawiać o jego kompetencjach zawodowych i właśnie kartka o której mówiłem dotyczy właśnie tej części. Kandydat nie nadawał się za bardzo na dynamicznego kierownika salonu IT. Coś tam sobie notowałem, ale dopiero po kiedy porządkowałem dokumenty zobaczyłem co zanotowałem:
- nie wie
- plącze fakty, majaczy
- nie pamięta co mówił 3 minuty temu
- osłabia mnie
- wymyśla głupoty o kryzysie.
- itd..
I co mnie zastanawia, to fakt, że on kiedyś zostanie kimś. Z takim profilem kompetencyjnym, może zostać radnym, potem pójść do polityki, jakiś samorząd... I dalej... I będzie zajmował się tym z taką samą pasją, oddaniem i zaangażowaniem z jaką pięć lat studiował napawanie i stopy metali...
Ale że jeszcze o nim usłyszymy, to pewne....
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Gospodarka