Każdy ma swoją cenę. Nie każdy jednak ją zna. Dopóki masz marzenia, potrzeby, odpowiedzialność, masz swoją cenę.
Jak powiedział baron Vladimir Harkonnen: Każdego można kupić, ostatecznie skaptować. Kwestia dźwigni.
(koment. Pod poprzednim felietonem)
Wczoraj wróciliśmy z trasy, sprawy biegły po naszej myśli, więc wieczorem postanowiliśmy z ojcem napić się po lampce koniaku. Koniaczek znakomity, pachnie ładnie, rozmowa się toczy. Zaczęliśmy rozmawiać o celowości robienia rzeczy dobrych. Czy jest sens „napinać się” i robić rzeczy dobre, kiedy nam nikt za to nie zapłaci... Pomyślałem, że skoro wierzę w reinkarnację to jeżeli _ten_ świat uczynię choćtrochę lepszymto i urodzę się wtrochę lepszymświecie. A jak na przykład rozpętam wojnę, to mogę urodzić się w jakimś post apokaliptycznym pustkowiu, w którym władzę trzymają wałęsające się watahy postnuklearnych mutantów żywiących się ludźmi. I sam będę sobie winien :)
A tak na poważnie, przytoczyłem historię jednego szkolenia sprzed lat. Szkoliliśmy wtedy dużą grupę ludzi z nowoczesnych technologii transmisji danych. Grupa była nierówna , i obok „bystrzaków” były też i starsze Panie (50+) które nie odróżniały bitów od bajtów a konfiguracja DNS-ów była czarną magią. Słowem ROM, RAM, EPROM to im było „wsio rawno”... Nie to, że były jakieś niekumate, po prostu trzeba było poświęcić im dużo więcej czasu, dać więcej przykładów, pozwolić żeby wiedza „odłożyła” się w ich głowach... Szkolenie było dla nas wszystkich bardzo stresujące gdyż po szkoleniu był trudny test, a kto nie zdał mógł być wywalony z pracy bez żadnych odpraw i zbędnej kurtuazji. Szło nam ciężko. Młodzi się denerwowali bo mówiliśmy o rzeczach dla nich oczywistych, starsi – bo nie kumali w czym rzecz. No cóż, jak ktoś kiedyś nie miał ZX SPECTRUM, a potem nie siedział nad Atari, a potem nie miał PC-ta z zielonym monitorem, a potem..... to sprawy z pozoru oczywiste są dla niego nieoczywiste. Ja tam do tej pory pamiętam zegar własnoręcznie napisany w Basicu... Ależ to były emocje !
No cóż....
Starałem się bardzo, ale dopiero jeden telefon w przerwie szkolenia zmienił zupełnie moją optykę:
-
Drrryń....Dzień dobry, nazywam się Malinowski* i jestem RKS (regionalny kierownik sprzedaży) z Pcimia.
-
Dzień dobry! Miło mi, nazywam się Robert F. I jestem trenerem z Warszawy.
-
Wiem, proszę Pana skąd pan jest. Otóż dzwonię z taką sprawą żeby Pani Wiesława Nowak* nie zdała testu...Pan mnie rozumie?
-
Mnie zamurowało!!! Zaniemówiłem!!! Eeeee.... (zacząłem elokwentnie) no tak, ale to czy Pani Wiesia Nowak zda czy też nie zda, zależy tylko i wyłącznie od niej, od jej staranności , od jej przygotowania, jej zaangażowania w proces dydaktyczny.... Ja jestem tylko trenerem. Może Pan zadzwoni do niej, i sam jej powie żeby nie zdała testu. Może Pana wysłucha? Jeśli to będzie polecenie służbowe to nawet powinna....
-
Niech Pan nie udaje, że Pan nie rozumie!Krzyknął rozdrażniony.Od Pana właściwej postawy zależy to, czy będziecie mieć kolejne zlecenia czy też nie! - Krótka piłka!
-
Rozumiem to i bardzo doceniam, ale jak już mówiłem (tu zastosowałem niezawodną metodę zdartej płyty) to czy Pani Wiesia Nowak zda czy nie zda, zależy tylko od niej, od jej staranności , przygotowania, zaangażowania w proces dydaktyczny.... Ja jestem tylko trenerem. Proszę może zadzwonić do niej, powiedzieć żeby nie zdała.....
-
Facet ciężko jęknął i bez słowa pożegnania się rozłączył....
We mnie krew się zagotowała. Dosłownie! Ten leszcz ze zbyt szybkiego awansu społecznego chciał moimi rękami wywalić kobiecinę z pracy, żeby nie dać jej należnej odprawy a potem przyjąć sobie kogoś młodszego, z kim nie będzie miał kłopotów, komu nie będzie musiał poświęcać tyle uwagi, i kto zrobi mu wynik... Niedoczekanie wieśniaku!!
W tym czasie podszedł do naszej grupy młody trener z innej firmy. Nigdy go nie ceniłem. Uśmiechnął się obleśnie i powiedział –dzwonili do mnie z centrali. I co?- zapytałem bardziej z grzeczności niż z zaciekawienia.Będę miał duuużo zleceń – powiedział , po czym znowu uśmiechnął się jakoś tak...No cóż, wiedziałem dzięki czemu będzie miał te zlecenia.... Dzięki „właściwej” postawie....
Natomiast ja musiałem szybko działać. Do końca szkolenia zostało raptem 3 dni. Ludzie nie zdawali sobie nawet sprawy z zagrożenia jakie na nich czychało. A było to ostatnie szkolenie przed Świętami Bożego Narodzenia. Nie wyobrażałem sobie żeby Pani Wiesia miała przyjechać do domu dzień przed Wigilią i powiedzieć – nie zdałam... Normalnie - żałoba w domu....
Postanowiłem działać tak jak uczył mój mentor dr. Jan Janeczek z firmy Kaiser.
Słowem – wystartowałem z wysokiego „C” Wszedłem do sali, trzasnąłem drzwiami z hukiem, rzuciłem podręczniki z impetem na stół. Zapanowała cisza i konsternacja!
Co to do cholery jest!? Ja się was pytam?! –ryknąłem jak lew-- co to jest do jasnej cholery, że tacy fajni, aktywni ludzie tak powoli przyswajają ten prosty materiał?! Nie wszyscy macie po 20 lat ale ci którzy mają, niech pomagają tym co mają lat 50 a nie głupio chichoczą !
Za 5 dni święta Bożego Narodzenia i ja chcę żebyście wszyscy uczciwie zdali test i dumni wrócili do domu. To będzie najlepszy prezent jaki możecie dać sobie i swojej rodzinie! Ale żeby tak było teraz musimy się zmobilizować!
Mógłbym zrobić tak jak robią inni „trenerzy”, i „niby przypadkiem” zostawić na biurku testy, które wy byście „niby przypadkiem” znaleźli, skserowali i potem bezmyślnie wypełnili 1-C 2-B 3-E.... Ale jak tak nie zrobię, bo ja w was wierzę, i chcę żebyście byli z siebie dumni i naprawdę zdali tak jak trzeba. Da wam to siłę i poczucie kompetencji!! Co wy na to!?!
Na sali zapanował entuzjazm, a ja przez chwilę poczułem się jak Churchill w Brytyjskim Parlamencie i to nie ze względu na moją tuszę...
Kułem żelazo dalej:A więc teraz koniec z imprezami do północy. Po kolacji najwyżej jedno piwko, i siadamy w świetlicy i robimy powtórkę!! Wtedy wszyscy uczciwie zdamy...
Zaczął się wyścig z czasem. Zmieniłem taktykę. Na każdy temat rysowałem odrębny duży rysunek, który nalepialiśmy na ścianie. Bity i bajty? Bajt to taki mały busik, w którym jedzie 8 podróżnych – 8 bitów. A kierowca to bit parzystości. Kierowca jest chłopcem(1) lub dziewczyną(0) w zależności od tego ilu jest chłopców w busiku. Jeśli chłopców jest parzyście – kierowca jest dziewczyną (0) , jeśli nie parzyście – kierowca jest chłopcem(1) , i dzięki temu znów chłopców jest parzyście.
Dzięki takim zabiegom materiał okazał się lekkostrawny. I okazało się że w podobny sposób można wytłumaczyć i APN i DNS. A routowanie pakietów GPRS pomiędzy sieciami rozrysowałem jako sortownię , w której to krasnoludki pakują prezenty do znormalizowanych kartoników... Zadziałało..... :)
Przyszedł dzień testów. Wszystko powtórzyliśmy. Rozsadziłem uczestników ostrzegając lojalnie, że jak tylko ktoś zacznie kombinować, szeptać, ściągać to zabiorę test i wyproszę z sali, jako że ściąganie to brak szacunku do trenera co jeszcze mogę ścierpieć, ale ściąganie to przede wszystkim brak szacunku do samego siebie, a na to nijak pozwolić nie mogę....
Test trwał dwie godziny w absolutnej ciszy i skupieniu. Po czasie zebrałem kartki i zaprosiłem uczestników na obiad. Ja w tym czasie posprawdzałem testy. Wprawdzie miałem na to tydzień ale nie chciałem żeby niepewni jechali do domu, zwłaszcza, ze to czas świąt Bożego Narodzenia. Okazało się że wszyscy zdali. Wiesia Nowak też zdała i to całkiem przyzwoicie. Najgorzej – dosłownie – jak to mówią „na styk” zdał jeden młody „mądraliński” co to się najbardziej mądrzył na każdy temat. Ale zdał... Minimum było 65 punktów i on miał te 65 punktów. Uffff.... Z wysiłku szumiało mi w uszach, ale było warto. Podziękowałem wszystkim, życzyłem wesołych świąt i powoli porozjeżdżaliśmy się do domów....
A dlaczego ta historia przyszła nam wczoraj do głowy? Przy koniaczku. Bo ma dalszy ciąg. Wracałem nocą do domu ale nie dojechałem. Musiałem zatrzymać się na stacji benzynowej i do rana przespać w aucie. Dotarłem do domu dopiero koło południa następnego dnia.
Rozpakowuję auto a tam.... Za siedzeniem stoi butelka naprawdę dobrego koniaku...
Jaka miła i elegancka niespodzianka. Pewnie jak kursowałem z torbami auto- hotel – auto - hotel - auto – hotel..... ktoś w międzyczasie to tam dyskretnie zostawił... I właśnie wczoraj rozpiliśmy z ojcem ostatnia kropelkę tego zacnego koniaczku. Oczywiście – jakże by inaczej - za zdrowie Wiesi Nowak, która nawet nie wiedziała jaka to burza przetoczyła się nad jej głową.
Czy było warto? Przecież nawet jej nie znałeś?– zapytał mnie ojciec... Zamyśliłem się w ciszy. Strata takiego dużego klienta oznaczała by stratę pracy nie tylko dla mnie ale i dla 2 naszych pozostałych trenerów.
W sumie szkoliłem tę firmę jeszcze rok z sukcesami.
Ale tak, było warto.
Teraz postąpił bym tak samo.
Dokładnie tak samo.
I tylko jedna myśl nie daje mi spokoju: Gdyby to nie do mnie a do Wiesławy Nowak, lat 55 zadzwonił szef Malinowski RKS z Pcimia, i powiedział:Wiesia, masz napisać w ewaluacji (ocenie szkolenia) że szkolenie było złe, trener był niekompetentny, a metody dydaktyczne fatalne.... Chcemy się go pozbyć bo chcę tam wsadzić swojego szwagra.
A Wiesia na to:Ale nasz trener to miły energiczny gość i mam wrażenie ze zależy mu na naszym rozwoju bardziej niż nam samym. Poza tym to ciekawe szkolenie....
Na co kierownik:Wiesia, nie dyskutuj głupio, tylko napisz tak jak ci mówiłem, bo od tego zależy twoja dalsza praca w firmie....
I tylko to pytanie nie daje mi spokoju:
Jak też w takiej sytuacji postąpiła by Wiesia Nowak lat 55 ?
No cóż, na szczęście, pewnie nigdy tego się nie dowiem....
*Imiona i nazwiska zmienione..
Moją pasją jest świadome, spokojne szkolenie, konsekwentna edukacja i poznawanie świata. Moją pasją jest Piękna Trębaczka, konie i magiczna telegrafia....
Moją pasją jest życie....
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura