Małość przeciw wielkości

Irena Sendler w ostatnich latach życia
Temat jest ważny, ponieważ dotyczy osoby, która ratowała ludzkie życie - przede wszystkim życie żydowskich dzieci skazanych na śmierć w komorach gazowych obozów zagłady. Tego nie wolno zapomnieć.
Zamieszczamy ostatni z trzech artykułów opublikowanych przez Forum Żydów Polskich na temat Ireny Sendler. Poprzednie z nich są dostępne na tym blogu jako poprzednie notki.
"Gdyby Bóg żył na ziemi, ludzie wybijaliby mu szyby."
Przysłowie żydowskie
Działalność Ireny Sendler i jej współpracowników oraz historia "odkrycia" jej postaci dla świata zostały już przypomniane w poprzednich artykułach.
Zwróćmy teraz uwagę na istotne aspekty tej sytuacji.
- Nikt o poczuciu elementarnego rozsądku nie mógł - przez cały ten okres uznawania zasług Ireny Sendler - nie zdawać sobie sprawy, że ratowanie żydowskich dzieci to była działalność wielu osób, a nie jednej osoby. Tylko ktoś bezgranicznie naiwny mógł wyobrażać sobie, że działała ona bez współpracowników i mógł zakładać, że było logistycznie i fizycznie możliwe, aby działając w pojedynkę, móc ratować z getta żydowskie dzieci przeznaczone na śmierć.
Jedynie ktoś bez wyobraźni mógł traktować podawaną przez media idealnie, ostentacyjnie "okrągłą" liczbę 2500 uratowanych dzieci jako ostateczne, precyzyjne, udokumentowane wyliczenie, a nie liczbę przybliżoną, ustaloną na podstawie rozproszonych informacji pochodzących od różnych osób. Ludzi, których zadaniem było ratować dzieci w sekrecie i z narażeniem życia, a nie pilnować statystyk.
Podobnie oczywiste było to, że uznanie i wdzięczność mogła być i była okazywana Irenie Sendler i tylko Irenie Sendler z bardzo prostej przyczyny - tylko ona, wówczas już ponad dziewięćdziesięcioletnia, była jeszcze wśród nas. Inni bohaterowie odeszli wcześniej, nie doczekawszy się medialnego zainteresowania i publicznego uznania. Każdy rozumiał tym samym, że Irena Sendler jest honorowana nie wyłącznie za swoje osobiste zasługi, ale także jako osoba reprezentująca symbolicznie postawę i czyny wielu ludzi zaangażowanych w akcję ratowania żydowskich dzieci.
To wszystko było oczywiste dla każdego logicznie myślącego, zwłaszcza, że gdy pisano i mówiono o Irenie Sendler z reguły wymieniano Żegotę - Radę Pomocy Żydom przy Delegacie Rządu RP na Kraj, a więc wyraźnie podkreślano, że to była cała siatka ludzi połączonych wspólnym celem. Ludzi, którzy mianowali Irenę Sendler szefową wydziału dziecięcego i udzielali jej wsparcia zarówno w okresie jej działalności, jak i wtedy, gdy trzeba było ją ratować z Pawiaka, po jej aresztowaniu przez gestapo.
Te wszystkie fakty były tak oczywiste, że trudno było wyobrazić sobie, iż istnieje ktoś tak bezgranicznie naiwny, tak pozbawiony elementarnego rozsądku, wyobraźni i umiejętności logicznego myślenia, aby ich nie dostrzegać.
Obserwując jednak internetowe dyskusje, a także głosy docierające z kręgu historyków i publicystów - dotyczące postaw Polaków wobec Szoa - dostrzegamy, że pojawiają się ludzie, którym postać Ireny Sendler sprawia poważny kłopot.
Wiemy, że historia jest stale wykorzystywana do celów propagandowych, przez krótkowzrocznych ideologów, którzy starają się manipulować nią tak, aby oddziaływać na ludzkie postawy.
Istnieją bowiem dwie skrajne i równie nieprawdziwe, propagandowe wizje, konkurujące ze sobą o występowanie w roli jedynej lub co najmniej dominującej prawdy. Obie są prezentowane przez ekstremistów dwóch przeciwstawnych sposobów postrzegania polskich postaw wobec Zagłady.
- Jedna wizja, to obraz Polaków gorliwie i na wielką skalę współpracujących z Niemcami w mordowaniu Żydów. Jest to wizja Polski - by posłużyć się pewnym skrótem myślowym - "zdominowanej przede wszystkim przez szmalcowników i morderców z Jedwabnego".
- Druga wizja, to obraz Polaków na wielką skalę ratujących Żydów przed śmiercią z rąk nazistów. Jest to wizja Polski - znów używając skrótu myślowego - "zdominowanej przede wszystkim przez Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata i Żegotę".
Każda z tych wizji zawiera w sobie znaczną cząstkę prawdy. Znaczną.
Jednak każda z nich jest nieprawdziwa wówczas, gdy chce udawać, że jest całą lub co najmniej "ważniejszą" prawdą.
A przecież to wyglądało czasami tak, a czasami inaczej - w zależności od miejsca i chwili. A przede wszystkim, szmalcownicy i ratujący, mordercy z Jedwabnego i działacze Żegoty - jedni, i drudzy tkwili w morzu wielomilionowego ludzkiego strachu, zabiegania o własne przetrwanie. Niewyobrażalna podłość i niewyobrażalny heroizm przejawiały się w morzu ludzkiej, szarej obojętności.
Te dwie fałszywe wizje walczą jednak ze sobą o niezasłużony monopol prawdy.
Za obiema tymi propagandowymi "konstrukcjami" stoją ludzie, którzy są zainteresowani w ich upowszechnianiu i próbują nadać im - każdy swojej - charakter historycznego, niepodważalnego ustalenia. Za obiema nimi stoją ludzie o odmiennych światopoglądach, szczególnie o odmiennym poczuciu patriotyzmu, stosunku do własnej historii, zwłaszcza o różnym rozumieniu, czym jest to, co nazywamy odpowiedzialnością za dziedzictwo historyczne i winy oraz zasługi poprzednich pokoleń.
Można przypuszczać, że te światopoglądowe różnice przenoszą się także w jakiś sposób na odmienność politycznych poglądów i mieszczą się na politycznej mapie Polski roku 2010.
Irena Sendler swoją medialną popularnością i zainteresowaniem, jakie wzbudziła na świecie, naruszyła pewną istniejącą równowagę pomiędzy tymi dwiema wizjami.
Podkreślmy raz jeszcze: propagandowymi wizjami.
Podobnie, jak równowagę tę naruszyło przed kilku laty – w przeciwną stronę - nagłośnienie zbrodni dokonanej przez polskich mieszkańców Jedwabnego na swoich żydowskich sąsiadach.
Można więc przypuszczać, że w nieodległym czasie może nastąpić próba podważenia zasług Ireny Sendler.
Na podstawie dotychczasowych złych doświadczeń polegających na przenoszeniu bieżącego, doraźnego sporu politycznego na perspektywy historyczne można obawiać się, że jedna ze stron zacznie przedstawiać wątpliwości wobec tego, co wiemy na temat działalności Ireny Sendler. Ekstremiści obydwu stron, albo po prostu ludzie zagubieni w nieczytelnych i niezrozumiałych dla nich meandrach dzisiejszej sytuacji politycznej w Polsce, gdzie argumenty historyczne wyciągane są na szańce w formie ciężkiej artylerii służącej do niszczenia przeciwnika politycznego, grają i grać będą kwestiami historycznymi. Także wielkimi postaciami z historii Polski, wielkimi wydarzeniami z historii naszego kraju, wielkimi historycznymi dylematami, przed którymi stali nasi przodkowie. Przykładów takich zabiegów można mnożyć po wszelkich możliwych stronach politycznych, polskich barykad.
To, co niektórym ludziom wydaje się dociekaniem obiektywnej prawdy inni natychmiast wykorzystają jako broń rażenia politycznego przeciwnika. Z życiorysami postaci wielkich jest i może nadal być podobnie.
Niestety z życiorysem Ireny Sendler także.
Kampanie skierowane przeciwko politycznym przeciwnikom z użyciem „broni historycznej” często są prymitywne, toporne, nachalne, manipulujące – po prostu tępa propaganda.
Są też kampanie wyrafinowane, aluzyjne, z dokładnie ukrytymi celami, działające cicho i „bezboleśnie”. Kampanie oparte na używaniu argumentów historycznych często polegają na wykorzystaniu nieświadomych spraw historyków. Tego typu kampanie pod pozorem walki z „mitami”, docieraniem do „historycznej prawdy” czy innego rodzaju zabiegów „demitologizujących” nie stosują chwytów prymitywnych. Stosują one zabiegi raczej wyrafinowane i przebrane w kostium badań historycznych lub ambitnego, demitologizującego dziennikarstwa. Aby to było możliwe, ludzie stosujący tego typu rozumowanie muszą najpierw wykazać, że po prostu nikt nie zdawał sobie sprawy z tych oczywistości, które wymieniliśmy na wstępie i że wszyscy bez żadnej refleksji uwierzyli w obraz samotnej Ireny Sendler wyprowadzającej z getta 2500 dzieci.
Nie dajmy się jednak zwieść. W ten sposób jakże często stajemy się obiektem inwazji na nasze najgłębsze wartości.
Inne tematy w dziale Polityka