Ostatnimi czasy dochodzę do wniosku, że PiS tak naprawdę jest partią bardziej lewicową, niż prawicową. A ściślej rzecz ujmując, praktykują typowo sowieckie techniki propagandowe, które – w uproszczeniu – można scharakteryzować jednym (wypowiedzianym już zresztą oficjalnie zdaniem): CIEMNY LUD TO KUPI.
Po czym wnoszę? Po awanturze, jaka się rozpętała, kiedy się okazało, że w Warszawie nie chcą syren i flag w rocznicę katastrofy smoleńskiej. W moim przekonaniu akurat słusznie. Póki co (i – miejmy nadzieję – nie zanosi się na to) nie jest to święto państwowe. Prezes Kaczyński chciałby, by śmierć jego brata uważana była za – co najmniej – tak samo kluczowe dla losow kraju zdarzenie, jak wybuch Powstania Warszawskiego. Bo tegoż rocznicę właśnie czci się w stolicy syreną. Dziwne to doprawdy. A może wcale nie?
Ale o sowietyzmie miało być. Każdy wie, że NKWD uwielbiało wykańczać innych twierdząc, że to oni usiłują wykańczać państwo. Wszyscy wiedzieli, że to bzdura, ale kto silnemu zabroni? PiS podąża w podobnym kierunku, z tym, że silny akurat nie jest, więc wychodzi bardziej śmiesznie, niż straszno.
W Internecie – zwłaszcza na S24 – pojawia się mnóstwo publikacji dowodzących, że skoro w Warszawie syren nie będzie, to jest to jawny (i „zupełnie oczywisty”) dowód na to, że PO celebrować ofiar nie chce. A to w rezultacie daje tak wyczekiwany dowód, że Tusk i reszta odpowiadają za zdradę i morderstwo. I kogo obchodzi, że logiki w tym nie ma za grosz? Przecież jeśli ileś tam tysięcy Userów napisze na swym blogu, że tak właśnie jest, to znajdzie się kilka tysięcy kolejnych, którzy w to uwierzą.
Przeczytałem kilkadziesiąt publikacji w opisanym obszarze tematycznym. I rzuciło mi się w oczy jedno. PiSaki (czyli tacy, co bezmyślnie zalewają Internet komentarzami cukrującymi i lukrującymi prezesa Kaczyńskiego i jego ludzi) zawsze podkreślają jedno: „PO gdzieś ma swoich przyjaciół, którzy zginęli w Smoleńsku”.
I do tego chciałbym się właśnie odnieść. Bo to właśnie jest dla mnie czysto sowiecką propagandą.
Tak się bowiem składa, że w rzeczywistości jest dokładnie na odwrót. Rząd przygotowuje oficjalne uroczystości, z pompą i bajerami. Gdzie? Ano tam, gdzie trzeba. Na Powązkach, gdzie leży znakomita większość ofiar tego tragicznego wypadku. PiS natomiast zwyczajnie się tam nie wybiera. Podaje wiele różnych powodów swej absencji. Ja widzę głównie jeden: im kompletnie na tych smoleńskich nieszczęśnikach nie zależy.
A na czym zależy? To bardzo łatwo odgadnąć odpowiadając na jedno proste pytanie. Gdzie w czasie uroczystości będzie PiS? Tak, odgadliście. Będzie się awanturował pod pałacem. Będą znowu krzyże, będzie „ZDRAJCY. SPRZEDAWCZYKI”. Będzie „ODDAJCIE NAM PAŁAC”. Tak. Zwłaszcza to ostatnie będzie na pewno. Nie cisza i nostalgia, ale polityczna awantura pełną parą. Kaczyński przyzwyczaił nas już do tego, że za nic sobie ma świętości. Trzeba robić słupki wyborcze. A w rocznicę będzie najlepsza oglądalność. I nawet w TVN pokażą, jak to on dzielnie "broni demokracji".
Ktoś, kto niezbyt uważnie przeczytał ten tekst, mógłby dojść do przekonania, że Kaczyński gdzieś ma wszystkich Gosiewskich i Wassermanów. Jemu zależy tylko na czci własnego brata. Nic jednak bardziej mylnego. Brat przecież leży w Krakowie i z tego, czym dysponuje obecnie publiczna wiadomość, prezes się do niego 10 kwietnia nie wybiera.
Wniosek jest może i przerażający, może smutny, ale na pewno powinien stanowić ostrzeżenie. Palac prezydencki jest obecnie tylko symbolem urzędu. Urzędu, za którym tak tęskni i którego tak pragnie Jarosław Kaczyński. Urzędu, który by zdobyć, podepcze nawet krwawiące serce własnego brata.
I czyż to nie lewackie, komunistyczne zwyczaje?
Inne tematy w dziale Polityka