Pan Igor Janke, niesiony patriotycznym i moralnym uniesieniem, spłodził na potrzeby swego Salonu24 notkę potępiającą służby miejskie, za czynienie swojej powinności. Chodzi rzecz jasna o sprzątanie najsłynniejszego ostatnimi czasy politycznego ringu, czyli terenów wokół posesji przy ulicy Krakowskie Przedmieście 46/48.
W swym tekście, przepełnionym sformułowaniami typu „barbarzyństwo”, głupota”, czy „oburzenie”, Pan Janke początkowo zapewnia, że nie jest entuzjastą tak zwanej „pisowskiej miesiączki”, potem jednak, z każdym kolejnym akapitem, daje wyraz swym - jakże mało oryginalnym dla swego środowiska - poglądom w tej sprawie.
Zaczyna więc Pan Janke od umieszczenia filmu nakręconego przez tak zwaną Niezależną TV, z „Matką Joanną od Krzyża” w roli głównej i strażnikami miejskimi jako uzupełnienie kadru. Na filmie widać pracę ekipy porządkowej, która gasi znicze i wrzuca je do worka na śmieci. Tytuł filmu: ROZKAZ. ZGASIĆ PAMIĘĆ.
Panie Janke. Wobec Pana jakże gwałtownego sprzeciwu, pozwolę sobie zaproponować drobny eksperyment. Niech Pan powie, gdzie Pan mieszka, a ja wezmę kilkoro przyjaciół i w ciągu jednej nocy ustawimy Panu na chodniku przed samym domem kilkaset zniczy. Stworzymy jakiś fikuśny wzorek. W ramach czczenia Katastrofy Smoleńskiej. Co Pan na to? Potem poprosi się jeszcze straż miejską o meldunek, kto pierwszy dokonał zgłoszenia czynu i poprosił o interwencję. Zakład, że to będzie Pan?
Znicze, panie Janke, stawia się na cmentarzach. Na grobach konkretnie. Czasami, kiedy śmierć nadchodzi niespodziewanie, bliscy ofiar układają świece również na miejscu tragedii. A nie na najbardziej ruchliwym deptaku, w największym polskim mieście. Niech się Pan przejdzie na Powązki – piękna pogoda sprzyja spacerom – i policzy, na ilu grobach ofiar tego strasznego wypadku płoną znicze, a na ilu nie. Bo wie Pan, ja akurat ostatnio byłem i policzyłem. Wynik, przez wzgląd na litość dla pianobijców, przemilczę.
Być może Pan nadal wierzy w Świętego Mikołaja – jeśli tak, to naprawdę szczerze zazdroszczę. Być może wierzy Pan również, że znicze pozostawione w miejscach publicznych doświadczają „wniebowstąpienia”. Tu jednak Pana rozczaruję. Nie. Nie doświadczają. Są sprzątane. Kiedy Papież odwiedza Warszawą, na trasie jego przejazdu rozentuzjazmowani fani, przepraszam, wierni, rzucają tysiące kwiatów. Jeszcze tej samej nocy służby porządkowe, nadludzkim wysiłkiem, oczyszczają trakt. Czy to też jest barbarzyństwo? Nie? Czyżby Kaczyński był ważniejszy od Papieża? No bo tak to wygląda.
Pomijając już fakt, że manifestowanie pod Pałacem jest dla mnie niesmaczne (bo wszak tylko dwie z dziewięćdziesięciu sześciu osób tutaj właśnie mieszkały – co jasno pokazuje, jak bardzo niewielką uwagę tak naprawdę przykłada się do sformułowania „pamięci ofiar”), to składanie wieńców czy zniczy ma charakter wybitnie symboliczny. A wiec liczy się czyn. A nie jego następstwo. Pan o tym najwyraźniej zapomniał. Pan chciałby, aby znicze pozostały tam, gdzie stanęły na zawsze. Czy tak? Bo ja, proszę Pana, stanowczo nie. Bardzo się cieszę, że mieszkam we względnie Czystej Warszawie, a nie zasyfiony Neapolu. Tysiące przepalonych zniczy i tony śmierdzących, zwiędłych kwiatów. To jest Pana pomysł na centrum miasta, Polski i Europy? Proszę wybaczyć, ale ja stanowczo protestuję.
Po tym wszystkim nachodzi mnie takie pytanie. Czy te znicze aby na pewno są dla zmarłych? Przypuszczam, że wątpię. Bo zmarłym wystarczy pamięć. A nie pokazówka w stylu „jak długo wytrwamy ze zniczami pod Pałacem Prezydenckim”. Tak proszę Pana. To nie pamięć o zmarłych. To manifestacja żywych. I tego Pan, z takim przekonaniem broni.
Czego Panu i Panu podobnym, którzy nabrali się na wielkie słowa małych ludzi, serdecznie współczuję.