Jako, że administracja salonu postanowiła, aby awanturka o Ziemkiewicza ujrzała światło dzienne (choćby poprzez miejsce na szczycie SG) postanowiłem dorzucić swoje trzy grosze. Wszyscy bowiem wiemy, iż w awanturkach się poniekąd lubuję.
Zaczęło się od tego, że FYMek napisał, iż RAZ należał do tej grupy publicystów, którzy przed akcesją do „struktur unijnych” nie chcieli nawet słyszeć o argumentacji „na nie”"na co na blog wpadł Ziemkiewicz i wrzucając FYMkowi od „mydłków”, podał przykłady jakoby ludzi na „nie” też zapraszał. No, a potem się zaczęło, klasyczne odwracanie kota ogonem, jaki to RAZ chamski, jak tak mógł samego FYMka od „mydłków” wyzwać, jaki niewychowany itp. Najciekawsze, że mimo próśb paru prawicowych blogerów, ani FYMek, ani jego akolici, nie potrafili wskazać dowodów na poparcie oskarżenia.
Nie będę biegał po Najwyższy Czas, pamiętałem, co Pan pisał – odparł FYMek, a potem użalał się z resztą ferajny nad upadkiem obyczajów. Rzecz jasna wpadł i wujek ajatoyah, który postanowił RAZ-a przykładnie ukarać konfabulując na jego temat niemiłosiernie robiąż zeń salonowca. Dziś swe rewelacje kontynuował na blogu: Pamiętam więc Ziemkiewicza brutalnego, złośliwego, a czasem (i to nie tylko w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego, na przykład) bardzo niesprawiedliwego. Nie pamiętam jednak, żeby kiedykolwiek posunął się do tego, by w debacie zejść do poziomu agresji osobistej. Nawet kiedy walczył z Michnikiem, to nawet jeśli szydził, jego szyderstwo było częścią analizy. Ale przede wszystkim, nigdy nie był niegrzeczny i pogardliwy. No i może jeszcze bardziej przede wszystkim, nigdy się nie obraził.
Tymczasem, choćby mnie nazwał Ziemkiewicz „g... majorem”, a w stosunku do Orlińskiego na salonie24.pl, posunął się nawet do stwierdzenia „Najwyraźniej publicysta „Wyborczej” należy do tego gatunku mężczyzn, zdaniem których prawdziwy facet do jakichkolwiek zabiegów higienicznych zniża się tylko w ostateczności, zmuszony argumentem Lizystraty. Albo może uważa, że baby po prostu lubią, jak im włosy wchodzą w zęby. Tak czy owak, wyrazy współczucia dla pani Orlińskiej.”
Opowieści, że Ziemkiewicz nagle, i po raz pierwszy, dostał szału, i to akurat po FYMkowym dziumdzianiu, są najzwyklejszym kłamstwem, bo nie po raz pierwszy, i o wiele bardziej, bywał antysalonowiec chamski. Każdy, kto czyta mój blogasek, wie, że akurat Ziemkiewicz nie jest z mojej bajki, ale tak jak każdy, również i on, ma prawo powiedzieć „sprawdzam”. I psim obowiązkiem jest wówczas swoje zarzuty (a nie hipotezy) udowodnić. Albo przeprosić.
Bo inaczej będzie trzeba przyznać rację Żakowskiemu, że internet to ściek frustracji i pomówień.Sprawa warta jest więc opisywania, na ogólnym tle internetowego wycierania sobie gęby czyimś nazwiskiem poprzez, niczym nie poparte, oskarżenia o sprzedajność, agenturalność czy łapownictwo (patrz ostatnie dwa posty Łażacego Łazarza). Polega to na jechaniu po osobach publicznych przez anonimowych internautów, a gdy owa osoba powie: sprawdzam (nawet w sposób chamski), to zaraz anonimowe dziewice się zaczynają wydzierać, że jak to tak można, że celebryci, że chamstwo, a potem linczują owego bezczelnego publicystę w gronie własnych lizusków. Taki jest właśnie kazus FYMka – odrzucenie zasad ciężaru dowodu i tymczasowo nabyta wrażliwość (pamiętacie awanturę FYMka z Siemieńskim). Druga wada blogosfery politycznej, to pisanie absolutnych bredni, bez żadnego researchu, bo internet wszystko zniesie, a skoro jestem popularnym, blogerem, 1,5 tys. ludzi przychodzi się do mnie „wyżalić” (ile przychodzi do Ziemkiewicza?) to mogę już spokojnie na czyjś temat pleść głupoty. Byleby wybielić moich kolegów. I to jest kazus ajatoyahów internetu. Co prawda nie wiem nic o Madonnie, ale napiszę, że była prostytutką, bo mi akurat pasuje do tekstu.
I tylko się zastanawiam co by było, gdyby któryś z nich był tak poczytny jak Ziemkiewicz, jak wysoko w chmurach nosiliby głowy, i czego to by się od nich reszta pisamków o sobie dowiedziała.
PS Jak sprawę załatwić pokazał Foxx, który na komentarz Ziemkiewicza do FYMka, w którym Ziemkiewicz zarzeka się, iż nie wychwalał Balcerowicza wkleił na swym blogu fragmenty o Balcerowicza chwaleniu. Tak się załatwia sprawy, no, ale do tego potrzeba klasy. Klasy, której blogerom chyba wciąż najwyraźniej brakuje.