Paweł Paliwoda w debiutującym tekście na naszym salonie postanowił rozprawić się z wykształciuchem. Jego zdaniem termin wykształciuch wyodrębnia ignorancką, egoistyczną, narcystyczną część ludzi wykształconych, którzy nie mają wiele wspólnego z tradycyjną polską inteligencją. W swym błyskotliwym wywodzie Pan Paliwoda raczył nawet wykształciuchów (podobnie jak zwierzęta) podzielić na gatunki i umieścić je w społecznej hierarchicznej piramidzie, tak bliskiej wszystkim którzy lubią mieć wszystko porządnie zaszufladkowane.
Podobnie bloger Consolamentum, który z kolei poszedł dalej i wyróżnił młodego wykształcicuha zwanego przez niego japiszonem, który może nosić za politykami teczkę, albo udzielać się w mediach. Może być młodym pracownikiem IPN-u albo doradcą wysokiego urzędnika państwowego. Od wykształciuchów różni go to, że jest jeszcze za młody, by przeżyć jakikolwiek głębszy ideowy, duchowy kryzys, nie ma też żadnych wątpliwości co do swojej misji. Nie żywi złudzeń, że służy jedynej prawdzie. Jest w fazie wschodzącej: dopiero za 30-40 lat usłyszy podobne zarzuty, jakie dziś stawia tym, których za swoimi mentorami określa mianem wykształciuchów. Pewnie będzie zaskoczony, o ile wcześniej nie spocznie w trumnie.
I w tym momencie pora chyba na swoisty coming out. Otóż biorąc pod uwagę wszelkie powyższe kryteria (no może poza narcyzmem i pracy w IPN), chciałbym publicznie oświadczyć, iż tak, jestem wykształciuchem. Nie ogarniam całego świata filozofii klasycznej, właściwie to w filozofii orientuję się słabo, a nawet bardzo słabo. Z literatury czytam głównie to co ewentualnie może mnie zainteresować, toteż braki w mojej bibliotece są przeogromne. Nie mam elitarnego hobby, malarstwa rzeźby i nie potrafię odróżnić Bacha od Czajkowskiego. Lubię piłkę nożną, politykę, i ostatnio zajmuje się amatorską publicystyką na blogu. W piątki nie gnam do teatru, lecz spotykam się z przyjaciółmi i nie oszukujmy się, rzadko dyskutujemy o transcedentalnych motywach literatury iberoamerykańskiej.
Robię więc wszystko to, co robią setki innych wykształciuchów, mimo iż ktoś może pomyśleć, że skoro zostałem magistrem nauk prawnych, to co wieczór poświęcam się analizom przemówień Cycerona. W odwiecznym pytaniu być czy mieć, opowiadałem się raczej za mieć, jeżeli mieć nie narusza pewnej nieprzekraczalnej moralno-etycznej granicy. Wyznaczam ja sobie sam, bo jestem wolnym człowiekiem. Jak widać nie należę do tych ortodoksów, którzy uważają, że posiadanie dóbr materialnych zawsze musi stać w sprzeczności z imperatywem moralnym.
Zawsze myślałem, że mam normalne życie i o takie życie walczyło poprzednie pokolenie Solidarności. Wszem i wobec powtarzano mi, że mam być klasą średnią, której obecność w strukturze społeczeństwa de facto wyznacza jego dobrobyt. Nie trudno zgadnąć nawet wykształciuchowi, że profesorów zawsze będzie mniej od doktorów, a doktorów od magistrów, ale tych magistrów może być naprawdę sporo i nawet jeżeli będą oni skrajnie egoistyczni (w końcu mamy kapitalizm) to coś dla tego kraju pośrednio mogą uczynić.
Cały czas uważałem, że wolność jest po to, jak sama nazwa wskazuje, żebym mógł realizować te swoje potrzeby, które sam uznam za stosowne. W historii Polski masa jest pokoleń, które musiały poświęcić siebie dla jakieś idei, słusznej sprawy, często z góry przegranej. Poświęcali się właśnie po to, by teraz tacy jak ja poświęcać się nie musieli i mogli cieszyć się życiem.
Oczywiście, nie oznacza to, że zniknęły wszelkie nakazy, normy czy życie stało się bezcelowe. Ale wolność pozwala ograniczać te cele do własnego mikroświata(dom, rodzina, dzieci), chyba że ktoś ma naturę społecznika i chce nadal poświęcać się dla ojczyzny. Jego wybór, ani gorszy ani lepszy.
Tymczasem od jakiegoś czasu dowiedziałem się, że nie tylko jestem wykształciuchem (co podskórnie czułem już wcześniej), ale także, że jest to coś złego. W pierwszej kolejności powinienem się więc chyba wstydzić, tego co robię, czy może bardziej tego czego nie robię.
Tylko tak jak dziś Pan Paliwoda tryumfuje, że wykształciuch ( i Katarzyna Kozyra) nie znają Nietzschego, tak ja mogę tryumfować, gdy Pan Paliwoda przyjdzie do mojej kancelarii i zapłaci kilkaset złotych, za coś co można wyczytać w kodeksie cywilnym za 19, 50. Patrz powiem do kumpla: „Zaratustrę zna na pamięć, a nie potrafi przeczytać dwustronnicowej umowy sprzedaży”. Potem Pan Paliwoda pójdzie do tego kumpla, a ten godzinami będzie mu wykładał funkcjonowanie giełdy towarowej, a na końcu zaś Pan Paweł w gabinecie lekarskim intelektualnie mierzył się z ziarninowaniem bakterii. Za wszystko oczywiście Pan Paliwoda słona zapłaci, a gdy przyjdzie i obejrzy te swoje „Szkło Powiększające” jego wstręt do wykształciucha pewnie gigantycznie się spotęguje.
Abstrahując więc od politycznego podtekstu całego zamieszania z wyszktałciuchami (w końcu mamy ciszę wyborczą) mam nieodparte wrażenie, że większość tych głosów potępiających w czambuł wykształciuchów, to nic innego jak przejaw pewnego zawodu. Zawodu, jaki przedstawiciele wybitnie wykształconych humanistów przeżywają za każdym razem gdy swoją skodą favoritką podjadą na parking, gdzie średni wiekiem wykształciuch z Gazetą Wyborczą pod pachą wytacza się ze swojego Passata, a ubrany jest w coś lepszego niż wytarta tweedowa marynarka i ten sam 4 letni sweterek.
Ktoś powie, może i słusznie, że jestem za surowy i oceniam ludzi wedle własnych kryteriów, które pochodzą zupełnie z innego świata niż świat Panów od Platona i Kanta. Owszem tylko a tym akurat nie różnię się od Pana Paliwody, który w swym wykształciuchowym zwierzyńcu czuje się niczym Pan ogrodu zoologicznego tylko dlatego, że zamiast o budowie silnika wkuwał po nocach Sokratesa czy Tomasza z Akwinu.
Ale jest jeszcze jedne aspekt pewnej frustracji polskiej inteligencji. Po nastaniu kapitalistycznych przemianach Polska coraz bardziej utożsamia się z krajami, gdzie rola inteligencji zostaje sprowadzona już tylko do nauczycieli, nie tego jak żyć, ale przykładowo zaledwie do tego jak interpretować Nietzschego w we współczesnej polskiej filozofii. Inteligencja, powoli zostaje zrzucana z parnasu i dziś, oczywiście z dużymi oporami, ale jednak tak jak w USA, wzorem do naśladowania staje się ten, kto potrafi zarobić, a nie ten kto jest erudytą. Historię mieliśmy taką jak mieliśmy i podobnie jak w Rosji, mało kto się bogacił, więc inteligencja przejęła rząd dusz, bo umysł był tym azylem, którego władza żadnymi nakazami zdobyć nie mogła. Pokutuje to do dzisiaj, bo jeszcze nie spotkałem kogoś wykształconego, kto nie obraziłby się na to, gdyby go wykluczył z inteligencji. Jeżeli zaś dałbym mu do zrozumienia, że nie jest zamożny (mimo iż jest) oburzenie byłoby o niebo mniejsze. To jednak powoli się zmienia.
Tak więc z jednej strony inteligent pełen jest frustracji, bo jego status majątkowy często upokarzająco go wyróżnia na tle wykształciuchowej masy, a z drugiej nikt go już nie chce słuchać, choć jeszcze niedawno to on miał być inżynierem dusz, choćby w skali mikro. I to zapewne właśnie to podwójne odarcie ze społecznej godności, powoduje pewną desperacką próbę wywyższenia się i udowadniania, że jest się kimś lepszym tylko dlatego, że zawodowo robi się to, co może jest intelektualnym wyzwaniem, ale tak naprawdę mało kogo już dzisiaj interesuje. Choć z drugiej strony może taka elitarna pogarda gdzieś w inteligencji tkwiła od zawsze?
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka