Rafał Stec wybrał się na krucjatę i postanowił zwalczyć stadionowy bandytyzm. Wbrew pozorom akcja ta ma wielką szansę na powodzenie, gdyż być może niektórzy kibice nie wiedzą, ale to właśnie Pan Rafał sprowadził nam Leo Beenhakkera. Jak sam bowiem wspomina tą przełomową chwilę: Była głęboka noc czasu tokijskiego, trwał mundial, wymęczony bezbramkowym nudziarstwem Anglia - Nigeria pisałem w hotelu w Osace "Dekalog dla PZPN" - tekst nawołujący do zatrudnienia selekcjonera z zagranicy.
Znając miłość PZPN do polskich dziennikarzy, a już do dziennikarzy pokroju Pana Steca, którzy tylko w co drugim swoim artykule, za wszystko winią PZPN, Panowie z ulicy Miodowej z pewnością Dekalog ten wzięli sobie do serca i postanowili go zastosować. I za to całej Gazecie Wyborczej i Panu Rafałowi należy się zwyczajne, ludzkie dziękuję.
Pomysł zdawał się księżycowy jak krajobraz japońskiej metropolii – pisze nieco romantycznie Pan Rafał - Nasze trenerskie dinozaury mają przyznać, że są od nich lepsi, i jeszcze poprosić o pomoc? Majaki szaleńca.
Co prawda zdaje się, że po mundialowych wyczynach trenera Janasa majaczyło tak pół Narodu, przynajmniej ja z kumplami na pewno, ale przecież każdy sukces musi mieć swojego ojca, a powszechne uwielbienie, a nawet rodzaj kultu, jaki się szerzy wobec dziennikarzy Wyborczej, nie pozostawia wątpliwości co do ustalenia ojcostwa. Kto wie, być może nawet po latach, patrząc na zdjęcie felietonisty Wyborczej stojącego obok swego naczelnego, będziemy pytali: kto to jest ten facet z papierosem obok Rafała Steca.
Ale wróćmy do krucjaty. Załatwienie nam Beenhakkera przez Pana Steca musi nastrajać (i nastraja) nas pozytywnie, gdyż jak sam pisze Pan Rafał To daje nadzieję, że z kibolami też się uda wygrać. Albo przepędzić ich ze stadionów, albo przeobrazić w kibiców.
Owszem, z kibolami jest trochę gorzej niż z PZPN (niestety nie wszyscy czytają Wyborczą), ale jak już przeczytają jeden z felietonów Pana Rafała, choćby „Kibol beznadziejnie głupi jest”, to z pewnością nastąpi jakaś wewnętrzna przemiana, która z pewnością potraw dłużej niż ta po śmierci Jana Pawała II. Co by tu jednak nie mówić, ale Ojciec Święty mimo wszystko dla Agory nie pracował, więc siłą jego przekazu była niejako z definicji ograniczona.
Co jednak było bezpośrednią przyczyną wzburzenia Pana Rafała? Oto bowiem kibole Legii postanowili w proteście wobec polityki klubu najpierw nieco pomilczeć. Już te barbarzyńskie metody, nieudolnie kopiowane choćby z takich chuliganów jak Mahatma Gandhi, były pierwszą iskrą, która zapaliła lampkę w głowie Rafała Steca. Ale to jednak nie wszystko, kibice postanowili jednak również trochę pośpiewać, a konkretnie naśladując Marka Borowskiego, krzyczeli na Pana Waltera: Walter… Co?... Mordo ty moja.
To chyba właśnie przeważyło szalę skandalu, gdyż choć Pan Stec jest dla kibiców łaskawy (zanim ich werbalnie wychłoszcze mogą sobie, byle nie za długo, pomilczeć) to jednak nazywanie Pana Waltera mordą przekracza granice zuchwałości i pewnie nawet Szymon Słupnik by się zdenerwował. Zwłaszcza, że przecież jak pisze Pan Stec Nie chcę na stadionie wersalu, akceptuję niewybredną opryskliwość kibicowskich środków wyrazu, zniosę nawet nieuniknioną wulgarność przyśpiewek, ale granice muszą istnieć. W Polsce niestety nie istnieją.
I rzeczywiście Mordo ty moja, a potem jakieś bieganie w milczeniu po trybunach to granice, które zdecydowanie są przekroczone. Podejrzewam, że nawet średnio zorientowany kibic, patrząc na te kamedułowe sceny, stwierdzi, że co jak co, ale takie dziwactwa to się na stadionach w Europie nie wydarzają.
Milczącą wściekłość kibiców wywołało wydanie zakazu stadionowego wobec jednego z ważniejszych kibiców, za to, że na meczu odpalił świetlną rację. A przecież już kazus dziennikarzy Gazety Polskiej pokazał, że tylko liberalizm w szeroko rozumianej polityce karnej, daje jakiś efekty, bo w przeciwnym razie niestety wpadamy w odmęty stalinowskiego terroru.
Podobnie jak Pan Rafał muszą zapewne myśleć piłkarze stołecznej drużyny, których przedstawiciel, niejaki Vukovic mocnymi, żołnierskimi słowami skrytykował swoich pupili mówiąc To jest śmieszne, to jest żenada, to, co się dzieje na tym stadionie to skandal. W podobnym duchu wypowiedział się trener Urban (ale nie ten kolega Pana Waltera z czasów wspólnej pracy w redakcji). I słusznie zdaniem Pana Rafała Ich dramatyczne tyrady nie mają precedensu, może stanowią wręcz przełom w dziejach naszego futbolu, bo dotąd żaden piłkarz ani szkoleniowiec tak otwarcie nie skrytykował własnych kibiców.
Co prawda Roman Kosecki, będąc graczem Galatasaray, rzucał swego czasu banknotami w twarz kibicom swego zespołu, ale nie od dziś wiadomo, że wówczas przełomu nie było, bo o ile Turcy grożą poderżnięciem gardła, o tyle nasi od niedawna mogą zamilczeć kogoś na śmierć.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka