Nie tak dawno miałem okazję skomentować felieton Rafała Steca, który swym makiawelicznym umysłem dowodził, że milczenie na stadionie Legii jest bandytyzmem. Na szczęście temat podjęła, rzetelna jak zawsze Gazeta Polska, w której ostatnio piszę nawet Pan Paliwoda (coś o Obirku, świni i Matce Boskiej), więc wykwitów intelektualnych można się spodziewać niemal jak na zawołanie.
Bywali nazywani bikiniarzami, gitami, dresami, kibolami zaczynają swój materiał o kibicach Legii Panowie Krawietz i Nowak.
Każdy etap najnowszej historii Polski przynosił coraz to inne pojęcie na określenie ludzi, których pasją jest piłka nożna, a klub sportowy małą ojczyzną. Wzbudzający respekt każdej władzy przez swą nieobliczalność i niezależność, której skrępować nie były w stanie najbardziej wymyślne ograniczenia, nadal trwają przy swoich klubach. A w nowej, demokratycznej tym razem Rzeczypospolitej wciąż walczą o prawo do wolności bycia sobą na swoim.
I gdy czytam o tych młodych ludziach, którzy walczą o prawo do wolności, a ich nieobliczalność i niezależność wzbudza respekt każdej władzy to łzy same lecą mi po policzkach, gdyż przypomina mi się młodzieńcza lektura o wozie Drzymały czy księdzu Robaku. Wszak oni też walczyli z najeźdźcą. Co prawda w przypadku Legii, owe bycie na swoim możliwe jest, dzięki temu, że niejaki Pan Walter i Wejchert spłacili wielomilionowe długi Legiuni (jak o niej mówi Artur Boruc), ale widać nie jest to wystarczający powód aby zadłużony klub, który obaj Panowie legalnie kupili, uważali za własny i czuli się tam jak na swoim. Zwłaszcza, że jak twierdzą Panowie dziennikarze, Walter postanowił klub potraktować jak budkę z piwem-tyle że większą
Walter pomagier Urbana pomysłów miał co niemiara, ot choćby jak czujnie zauważają reporterzy stworzenie … nowego logo klubu, motywowane względami finansowymi bo od poprzedniego , z tradycyjną ukochaną przez kibiców elką-prawa ma inna spółka.
Ta inna spółka to niejaka ABJ, w której zapewne literka B pochodzi od nazwiska kibica numer jeden Legii, niejakiego Bosmana, który oprócz tego, że zarabia na handlu klubowymi gadżetami z ukochaną przez kibiców Elką (niby dlaczego Walter miałby się na konkurencję nie godzić), to prywatnie promuje również ideały dobra i piękna, szefując Stowarzyszeniu Kibiców Legii Warszawa. Na czym w praktyce polegają owe ideały, może się każdy przekonać przeglądając archiwalne numery gazet, zwłaszcza lokalnych kronik policyjnych po różnego rodzaju meczach podwyższonego ryzyka. Ale gazety, jak wszystkie media są niebezpieczne, gdyż są narzędziem czarnej propagandy Mariusza Waltera.
Efektem postępowania ITI (odmowa zorganizowania mistrzowskiej fety na Agrykoli i zamknięcie stadionu po meczu) jest masowa wędrówka wielotysięcznego tłumu legionistów na Stare Miasto gdzie- rzecz przy takiej masie ludzi-oczywista dochodzi do przepychanek. Sprawę podchwytują Walterowskie media, wyolbrzymiając do granic absurdu najbłahsze incydenty- za które ten koncern również ponosi część winy. Jednak tym razem czarna propaganda ITI nie przynosi większego skutku. Dzień po wydarzeniach przedstawiciele SKLW zostają zaproszeni do pałacu prezydenckiego, a minister Ludwik Dorn z zadowoleniem publicznie podkreśla rolę Stowarzyszenia w tworzeniu normalnego ruchu kibicowskiego.
Co prawda nieco w ostrym tonie o tych przepychankach i najbłahszych incydentach informuje choćby wirtualnapolska w obrażenia odniosło 54 funkcjonariuszy; 34 policjantów trafiło do szpitala, przed południem nadal przebywał tam jeden z nich ze wstrząśnieniem mózgu, ale widocznie stali nie tam gdzie trzeba i kibice musieli kamieniami incydentalnie ich przepchnąć. I chyba po tym jak Zbigniew Ziobro nazwał tych niezależnych młodzieńców chuliganami, dla których przeznaczone są sądy 24 godzinne, (zatrzymano w sumie 231 osób) musiał się bardzo czerwienić, gdyż przecież och delegację przyjął sam Ludwik Dorn.
Zresztą propagandy, której być może ulegali ministrowie tego najlepszego z rządów było więcej:
Zasadą spotkań wyjazdowych jest to, że dysponentami biletów dla kibiców gości jest ich macierzysty klub. Nie tym razem! Władze KP Legia umywają ręce . A jeżeli do Wilna pojedzie kilka tysięcy kibiców polskich kibiców? - pytają prezesa klubu Leszka Miklasa działacze SKWL. To problem Litwinów –odpowiada Pan prezes, który zresztą razem z całą wierchuszką klubową udaje się na urlop. Legioniści jednak nie rezygnują. Delegacja SKLW wyjeżdża na wcześniej do Wilna , by z władzami Vatry omówić kwestie bezpieczeństwa spotkania. Rozmowy zapowiadają się obiecująco dopóty na horyzoncie nie pojawiają się delegat KP Legia Marek Drabczyk. I ten specjalista od modernizacji stadionów, bez żadnego doświadczenia meczowego (wyjazd do Wilna to jego pierwsza „wyjazdówka”) , uspokaja Litwinów krótkim: będzie dobrze. A dobrze nie było. 3500 polskich kibiców, jeden czy dwóch litewskich ochroniarzy, żadnych barierek na stadionie. Około 200 Polaków robi sobie z murawy teren spacerowy, część wszczyna awantury. I znów jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki , ożywiają Walterowskie media, narzucając Polsce i Europie obraz dzikich polskich hord pustoszących stolicę Litwy. Hord nie było, zatrzymano 17 osób ( z trzech i pół tysiąca), ale i tego by można uniknąć gdyby nie postępowanie władz klubu, które storpedowały wysiłki SKLW.
I choć jak wiemy gdyby Pan prezes Miklas kazał, to by kibice na Litwę nie wyjechali (tak się prezesa słuchają), to trzeba przyznać, że tym razem w spisku uczestniczyła też Rzeczpospolita, wedle relacji której Litwini uznali, że To były największe zamieszki od momentu uzyskania przez Litwę niepodległości.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka