W salonie z ust od ust , z blogu na blog, przekazywany jest link do artykułu Piotra Gontarczyka, flagowego historyka IPNu, który miał na strzępy roznieść „Strach” Grossa. Warto się przyjrzeć, czy mu się to udało.
Pierwszym argumentem Gontarczyka jest fakt, że Gross nie zrobił kwerendy polskich źródeł, przez co nie ma pojęcia o ówczesnych realiach, a fragmenty „obojętności PPR i MO” wobec Żydów są bzdurne. Gontarczyk z pasją cytuje fragment dr Grabskiego z Żydowskiego Instytutu Historycznego, o tym jak szeroką mieli Żydzi autonomię przed wojną i jak to PPR walczyła z antysemityzmem po wojnie. Mało tego, fakty te mają podważać główne (wszystkie?) tezy „Strachu”Z tym, że główną tezą strachu jest nie tylko stosunek PPR i MO do Żydów lecz antysemityzm całego społeczeństwa. Zresztą jaka na ironię okazuje się, że ówczesne realia sprowadzają się do tego, że tolerancyjny, (przynajmniej formalnie, na pokaz) był aparat represyjno-partyjny, co oczywiście przy innej dyskusji traktowano by jako wybielanie komunistycznych zbrodni, ale akurat w tym przypadku bierutowcy są jak znalazł.
Brak kwerendy w polskich źródłach oczywiście dyskwalifikuje Grossa jako rzetelnego badacza, a same dzieło jako wyczerpujące studium historyczne na dany temat. Ale po pierwsze „Strach” to esej (zabawne, że Gontarczyk słowem o tym nie wspomina), a po drugie fakt omijania źródeł polskich, w dostateczny sposób nie podważa wiarygodności źródeł żydowskich. A to właśnie, a nie, o zgrozo, sprawa polityki PPR, jest sprawą fundamentalną przy omawianiu antysemityzmu po wojnie. Na ile wspomnienia Żydów dadzą się skonfrontować z innymi źródłami i na ile je można podważyć. Gross tego nie robi, ale nie robi tego też Gontarczyk. Jedyne na co się ten ostatni zdobywa, to wskazanie pozycji pominiętych przez Grossa, które jego zdaniem obracają w nicość wiele podstawowych twierdzeń Strachu. Rzecz jasna pisząc artykuł nie można się wdawać w szczegóły, ale skoro Gontarczyk znalazł nawet miejsce na cytaty Michnika o jego korzeniach, to mógłby chociaż wskazać listę przytoczonych historii, które jego zdaniem, stoją w zupełnej sprzeczności ze źródłami polskimi. A w artykule nie ma nawet jednego takiego przykładu, choć przecież jest tyle pozycji!
I tak jak po przeczytaniu artykułu historyka z IPN-u czuje, że Gross ordynarnie „robi mnie w konia”, tak jednocześnie gdy w owe argumenty się bardziej zagłębie, czuje, że to samo robi Gontarczyk. Bo o ile Gross stawia tezę, że antysemityzm i zbrodnie były powszechne, o tyle Gontarczyk twierdzi, że było to „zjawisko marginalne”. I obaj Panwie nie raczą się odnieść, do źródeł powołanych przez druga stronę sporu.
Gontarczyk stara się natomiast podważać sposób korzystania ze źródeł polskich, co słusznie jego zdaniem zasługuje na miano manipulacji. Tylko znowu pisząc, że Gross „często robi przedziwne wycinanki” ilustruję to zaledwie jednym przykładem cytatu z artykułu Dariusza Libionki. A po pierwsze to trochę mało, żeby stawiać tezę o owych „ częstych wycinankach”, a po drugie Libionka wprost stwierdza, że polskie podziemie Żydom jednak nie pomagało, choć byli to polscy obywatele. Gross „zapomina” dodać, że Libionka napisał, iż nie pomagali bo nie mieli ku temu środków i ratowali przede wszystkim swoich, Polaków. Z tym, że ten cytat nawet nie zmanipulowany, to kontrargument dla tych co twierdzą, iż Polacy (w tym podziemie) gremialnie pomagali Żydom w czasie okupacji. I znowu, jak przy PPR i MO, dyskusja prowadzi nas w miejsca, w których niekoniecznie chcielibyśmy się znaleźć.
W artykule Gontarczyka zastanawiający jest fragment o śródtytule „Niemiecki Żandarm jako typowy Polak”. Gontarczyk przypomina fakt, że Polak, niejaki Godlewski, skarżący się, że nie było nikogo do mordowania Żydów, a teraz wszyscy wyciągają łapy po żydowski majątek, był renegatem, i pełnił służbę jako niemiecki żandarm, więc nie był typowym Polakiem. Jest to oczywiście informacja kluczowa, z punktu określania zbioru „typowych Polaków”, ale już określając desygnaty zbioru „Polaków” informacja ta nie ma żadnego znaczenia, bo narodowość to nie obywatelstwo i de facto zrzec się go nie można. Jeżeliby nawet wszyscy Polacy podpisali volkslistę to nie znaczyłoby, że z dnia na dzień przestałby istnieć naród polski. To by byli nadal Polacy, którzy nagle zechcieliby zostać Niemcami tyle, że jedynie w sensie „administracyjnym”. Zdrada Polaka „obciąża” naród polski, tak jak zdrada Francuza z Vichy "obciąża" naród francuski.
Ale najdziwniejszy jest fragment podsumowujący ową manipulację Grossa, w którym Gontarczyk pisze „Tymczasem cała sprawa staje się w „Strachu” podstawowym elementem ilustracyjno-dowodowym narracji o „normach” i „mechanizmach redystrybucji mienia pożydowskiego” w polskim społeczeństwie. Podobne metody naukowe Gross stosuje w „Strachu”.
Albo więc Gontarczyk popełnił pewną niezręczność stylistyczną, albo jest to pomyłka w druku i w pierwszym zdaniu powinno być „sprawa staje się w „Sąsiadach” podstawowym elementem…”, albo autor przerzuca grzechy Grossa z Sąsiadów na „Strach”, podczas gdy Gross w „Strachu” sprawy Godlewskiego w ogóle nie porusza. Zwłaszcza, że sprawa Godlewskiego zajmuje połowę wspomnianego wyżej fragmentu i obok zabójstwa Liberfreunda ma stanowić niejako koronny dowód manipulacji Grossa. Jako, że książkę zamierzam dopiero przeczytać, (z tego również powodu z pomocą Gontarczyka ustalam sobie listę rozbieżności) to chciałbym zapytać tych, co strach przeczytali czy o owym Godlewskim z Radziwiłowa jest w „Strachu” owym podstawowym elementem ilustracyjno-dowodowej narracji.
„Sąsiadami” i Jedwabnem zupełnie wprost podpiera się Gontarczyk w dalszej części artykułu, wspominając o liczbie ofiar w Jedwabnem, czy o Grossowej „wpadce” z Boruszczakiem i Grądowskim, który jak się okazało nigdy nie byli naocznymi świadkami zbrodni w Jedwabnem, choć Gross ich zeznania uporczywie przytacza i to nawet po tym jak się przyznał do błędu. Ta kompromitacja Grossa z owymi świadkami, zostaje położona na jednej szali, z przytoczeniem przez Grossa artykułu prof. Rzeplińskiego o działaniach prokuratury w sprawie Jedwabnego. Zdaniem Gontarczyka ostry osąd wydany przez Rzeplińskiego jest merytorycznie nieprzeciętnie słaby i bardziej niż obraz historii, pokazuje poziom kompetencji naukowych i prawniczych autora, co z kolei udowodnić miał inny historyk. Z całym szacunkiem dla wiedzy Pana Gontarczyka, ale akurat w kwestiach prawniczych to ani on, ani jego kolega po fachu specjalistami nie są, a ilość bzdur jakie historycy IPNu (niekoniecznie Gontarczyk) formułowali chociażby w kwestiach ciężaru dowodów w ustawie lustracyjnej, skłania do tezy, że wiedza prawnicza jest historykom z IPNu najbliższa. Ale nawet jeżeli Rzeplinkiego sądy były niesprawiedliwe, tudzież pochopne to nijak nie można tego zestawiać z kompromitacją Grossa z Sąsiadów, bo co innego psioczyć na prokuraturę, a co innego świadomie trwać w błędzie, do którego się samemu przyznano. Gdzie Rzym gdzie Krym.
Wracając do sprawy Liberfreunda, Gontarczk najprawdopodobniej trafnie wskazuje, że część Żydów nie była mordowana ze względów na narodowość, tylko dlatego, że poruszali się po kraju z całym dobytkiem, co oczywiście ratuje owych morderców przed łątką antysemitów (przy czym pewnie niesłusznie upiera się Gross), ale stacza ich w otchłań mordów rabunkowych, co nijak nie podważa tezy, że po pierwsze Żydzi mordowani byli, a po drugie Polacy w tych mordach nie uczestniczyli, a Holocaust wyzwalał z nich współczucie. Zwłaszcza, że jak pisze Gontarczyk taki pospolity bandytyzm stanowił plagę polskiej prowincji. I po raz kolejny drzwi, którymi zabarykadowaliśmy się przed oskarżeniami, zostają niejako przy okazji wyważone, tyle, że przez posłańca dobrej nowiny.
Niebagatelną sprawą jest liczba uczestników zajść w pogromie kieleckim, lecz to jest sprawa na temat, której już dość wiele napisano, lecz akurat w tym przypadku Gontarczyk nie raczy podać liczby tych uczestników, wskazując jedynie, że ci co „radośnie pili” po pogromie nie byli aktywnymi uczestnikami. A więc okazuje się, że ktoś jednak pił po pogromie i bynajmniej Polacy nie zostali zapędzeni batami do ganiania Żydów, jak chcieliby to przedstawiać niektórzy domorośli badacze polskiej historii.
Gontarczyk rzuca też śmiałą, obrazoburczą wręcz tezę, za którą każdy dziennikarz z „Wyborczej” skazany byłby na wieczne potępienie gdyż pisze wprost: Zabijanie Żydów w powojennej Polsce było udziałem wąskiego marginesu kryminalnego i antykomunistycznego podziemia, nie zaś – jak można byłoby wnioskować po lekturze „Strachu” – narodowym sportem Polaków.
I tylko czytając te peany na temat Gontarczykowego artykułu, który niektórych wbijał w fotel, zastanawiam się czy ten fragment o antykomunistycznym odziemiu też ich tak dogłębnie poruszył no i czy się absolutnie z historykiem z IPNu zgadzają?
Wbrew histerii jaka zapanowała po pojawieniu się książki, jak i po euforii po przeczytaniu Geontarczyka, wnioski nie są jednak dla Polaków zbyt optymistyczne. Owszem Gross, się myli, manipuluje, przyjmuje krzywdząco subiektywną optykę, jest głuchy na polskie racje, w tym te o ogromnej nadreprezentacji Żydów w UB, czy o realiach historycznych nacjonalizacji. Ale przykłady owych częstych manipulacji de facto wyglądają nad wyraz skromnie. Gontarczyk nie potrafi podważyć relacji żydowskich, więc starym zwyczajem sięga po cytat Żyda, który generalnie poddaje w wątpliwość ustne przekazy rodaków, a sam fakt, że mówi to Żyd ma nadawać tej banalnej uwadze jakiejś wzniosłości i zmuszać nas do uznania tej racji, no bo w końcu „nawet Żydzi tak mówią”. Zupełnie tak jakby na podstawie cytatu Bronisława Geremka czy Ryszarda Bendera budować sobie pogląd o wiarygodności przekazów Polaków. W salonie nazywam to „metodą na Tyrpę” (od nazwiska jej propagatora) i w salonie jak to w necie jest ona dopuszczalna. W nauce raczej nie przejdzie, nawet jak jest się historykiem IPNu i nawet jak się publikuje w niezależnej Rzeczpospolitej.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka