galopujący major galopujący major
79
BLOG

Mała Moskwa i Revolutionary Road

galopujący major galopujący major Kultura Obserwuj notkę 4

 

Pomiędzy Nikiszowcem a Giszowcem
zdarzają się dorodne lipy i kasztanowce,
zdarza się wielka miłość […]
Pomiędzy Nikiszowcem a Giszowcem
fruwają listy niby latawce i odrzutowce,
trafia się wielka rozpacz

Tak parę lat temu pisał Jacek Kornhold, Giszowiec i Nikiszowiec nadal czekały na swój „Czarny Ogród”, a wielka miłość i wielka rozpacz, wciąż mogły zdarzyć się wszędzie. Ale w „Małej Moskwie” się nie zdarzyły. Miał to być film o miłości, o tragedii, a wyszedł film o zdradzie, owijanej w lukier, tanim gestem wyciskającym łzy na policzkach. O tych łzach, mówił Janusz Kamiński, gdy niezdarnie próbował tłumaczyć decyzję jury w Gdyni. Nie wiem co widziała Wiera w mdłym, polskim oficerze, tak jak nie wiem czemu dawała mu się całować po policzkach, zaledwie po jednym tańcu. I nie wierzę, by potajemne chrzciny dziecka rosyjsko-ormiańskich sąsiadów, wyzwalały taki erotyczny magnetyzm. Cała ta miłość była jak doklejone wąsy w ostatniej scenie – sztuczna, pretensjonalna i kiczowata. Słonimski na dzieła Goetla mówił dramidła. Krzystek zafundował melodramidło, które w pierwszych scenach dawało powiew prawie Hollywoodu, ale tylko w pierwszych scenach. Potem było coraz gorzej, tylko Legnica jakaś taka uprzątnięta i niemal elegancka.

Zastanawiam się na ile, ci, którzy tak łatwo się wzruszyli miłością Wiery, potem ciskali gromy na łajdaka Marcinkiewicza, który rzucił żonę, dla panienki tylko z maturą. Tak jakby matura lub jej brak miały jakiekolwiek znaczenie. Kinga Dunin pisze, że Marcinkiewicz to oszust. To prawda, ale nie dlatego, że raz jest liberałem, a raz konserwatystą – jak chce Dunin. Liberalizm dopuszcza rozwody, ale niekoniecznie oszukiwanie. Ciesz się życiem, ale najpierw zamknij swoje stare sprawy – powie liberał. I nie upokarzaj żony publiczną wiwisekcją.

Na mym kuchennym stole (kuchenny stół to chyba najważniejszy mebel) leżą „Chwile ulotne” Konstantego A. Jeleńskiego. Na okładce zdjęcie Kota w białej koszuli, zrobione, gdzieś, bodajże we Włoszech, chyba dobrze, oddające klimat „Chwil oderwanych”. Zadziwiające jak można lekko pisać o literaturze, dotykając spraw najważniejszych, wplatając w to osobiste przyjaźnie (Arenedt, Bondy, Vincenz) Pierwsze kilkanaście linijek o Ziemi Urlo poleciłbym każdemu, kto zamierza pisywać recenzję. Jak słabo wyglądają przy tym „Rozmowy o książkach” Iwaszkiewicza. A przecież, jak chce Rylski, Iwaszkiewicz nawet jak jest słaby - jest mocny. Może to kwestia tego nie tylko jak, ale i o jakich autorach się pisze. Bo co można napisać o „Małej Moskwie”? Że rosyjski język jest najpiękniejszy na świecie?

Wracam do filmu, Revolutionary Road na podstawie powieści Yatesa. Nie zgadzam się z Pawłem Felisem, że to film o piekle przedmieścia. Akcja mogła rozegrać się wszędzie, w USA, Rosji, Polsce, czy pomiędzy Nikiszowcem a Giszowcem. To co urzeka w tym filmie, jakkolwiek okrutnie by to nie zabrzmiało, to naturalny, zdrowy egoizm. I wreszcie (wreszcie!) postawienie sprawy jasno: nie zawsze rodzicielstwo jest darem, bywa udręką, ludzie zadają sobie pytanie o sens własnego życia. Nie własnego życia w rodzinie, własnego życia z dziećmi, ale życia swojego, własnych marzeń, własnych aspiracji i własnego poczucia wyższości (tak, tak). Zawsze jesteśmy w relacji do kogoś – pisał ukochany mędrek w Kulturze, czasami warto zajrzeć w głąb, do środka. Kate Winslet zgrała wręcz wyśmienicie (Di Caprio nadal ma problem z tą swoją chłopięcą twarzą), mimo, a może dlatego, że reżyserem był jej mąż. Jak kręcli sceny intymne? Miłosz powiedział kiedyś, że wiersze Whitmana są jak obrazy starych mistrzów, gdzie na skrawku płótna można zobaczyć wszystko. W obrazie Mendesa wszystkiego wyczytać się nie da, ale da się wyczytać wiele. Sztuka, zdaniem niektórych, polega albo na zaczynaniu tam, gdzie inni skończyli albo na podnoszeniu ciągle tych samych kamyków. Mendes z Yatesem nie powiedzieli nic nowego, ale na to „jak” to powiedzieli, warto iść do kina, nawet do multiplexu.

 


 

        Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email: gamaj@onet.eu About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Kultura