galopujący major galopujący major
134
BLOG

Naturalny brak zaangażowania

galopujący major galopujący major Polityka Obserwuj notkę 21

Tadeusz Sobolewski (albo Zdzisław Pietrasik) powiedział kiedyś, że kolejne nazwy współczesnych pokoleń więcej mówią o tych, którzy nazywają, niż są nazywani. Pokolenie Frugo, generacja Nic, pokolenie grubych kciuków, pokolenie JPII, pokolenie Róbta co chce ta, pokolenie gadu-gadu, pokolenie goldenline, czy wreszcie pokolenie Systemu 09 – ile tego już było? Tak jakby każdy pożal się Boże analityk chciał jednym socjologicznym sztychem ogarnąć całą rzeczywistość, powsadzać ją w swoje własne szufladki, a potem wmawiać, że tak jak on sobie tam w głowie poustawiał regały, tak te regały rzeczywiście są poustawiane. Świat jako salon meblarski polskich socjologów – chciałoby się powiedzieć, gdyby nie fakt, że szufladkować chcą już nie tylko socjolodzy, ale każdy, pierwszy, lepszy łapserdak.
 

Zastanawiam się na ile jest to wyrazem pychy, na ile naiwności, a na ile pewnego niezrozumienia rzeczywistości, o której jedno się da powiedzieć na pewno – że na pewno nie da się jej zaszufladkować. Były próby tworzenia systemów i pojęć idealnych, zawsze bez powodzenia. Nie zmienia to jednak faktu, że pewien opis tego co się działo, dziej i dziać będzie, jest nam niezbędny. Inaczej mamy poznawczy chaos. Sęk jednak w tym, że często ów opis filtruje się przez pryzmat własnej hierarchii wartości i celów, a potem wychodzą właśnie owe generacje Nic czy Systemy 09, albo inne „subiektywizmy” strojące poważne miny racji obiektywnych.
 

Gdybym wedle swojego (i tylko swojego) przekonania, miał rzec czemu dzieje się tak jak się dzieje, czemu nie jesteśmy zjednoczeni, czemu nie jest tak jak powinno (a jak powinno?) i czemu nie weźmiemy się w garść, przecież jesteśmy tacy odważni, przekonani o własnej racji i brzydzimy się sceptycyzmem, to cofnął bym się o kilka kroków, do poprzedniego systemu. Do pamiętnych lat czasów zarazy, heglowskich ukąszeń, nawróceń i walki o wolność. I właśnie chyba ta walka jest tu kluczowa, wciąż nie mam pewności, czy ci, którzy wówczas stawali w szranki, wiedzieli o konsekwencjach tego co będzie za chwilę. Czy wiedzieli, że wprowadzając wolność, własność i sprawiedliwość (he, he) i przede wszystkim kapitalizm, dokonuje przewrotu o wiele głębszego niż odstawienie (choćby na chwilę) czerwonych od koryta. Czy wiedzieli, że konsekwencją będzie zróżnicowanie dochodów, czy wiedzieli że konsekwencją będzie nie tyle walka, co sprzeczność interesów poszczególnych klas (Marks opisywał przecież kapitalizm angielski)? Czy wiedzieli że upadnie rola inteligencji? Czy wiedzieli, że zabraknie czegoś co te społeczeństwo dotychczas łączyło? Czy wiedzieli, że nie będzie już wspólnego wroga, nie będzie zasypywania podziałów w imię wyższych racji, poświęceń i heroizmu? I czy wreszcie wiedzieli, że dając wolność, dają młodzieży prawo do powiedzenia: pocałujcie nas w dupę?
 

Tymczasem gdy dziś słucham politycznych lamentów czy to niespełnionych mastodontów, czy jurnych byczków, których rozpiera chęć zmiany, postępy, reakcji, ruszenia bryły (bryłki?) wszechświata, mam wrażenie, że o tym wszystkim nie mają pojęcia. Nie rozumieją, że w świecie wolnego wyboru polityka jest tylko jedną z idei. Nie jedyną ideą w ramach, której można być za przeciw lub wstrzymywać się od głosu, ale uważnie śledzić w jakiej się sprawie wstrzymano, ale w ogóle nie śledzić. Im większy zamordyzm, tym zdaje się, większa trudność, życia obok polityki, bo polityka w Korei Północnej jest wszystkim, a wszystko jest polityką. Im zaś kraj bardziej wolny, tym obok polityki przejść łatwiej, nie przypadkiem problemy egzystencjalne rodzą się właśnie w krajach wolnego wyboru. W Rosji trudno roztrząsać pewne kwestie, bo trzeba zbierać drewno na opał - parafrazując …
 

Wolność wyboru zakłada więc konkurencję idei, nie konkurencję w ramach jednej idei – polityki, ale konkurencję w ogóle. Polityka (jak rządzić?), samorealizacja (jak żyć?), filantropia (jak pomagać?), materializm (jak zarobić?) czy wreszcie religia (jak i czy wierzyć?) – wszystko to funkcjonuje na równych prawach, na tej samej platformie, tuż obok siebie. Każdy może wybrać to co mu pasuje, nie ma lepszych i gorszych i brak jest imperatywu moralnego – walczyć w okupantem. Gdy ktoś więc głośno szlocha, że marzy mu się kraj ze społeczeństwem obywatelskim albo narodem patriotycznym rozumianym jako dbanie o dobro wspólne, współrządzenie tym nieszczęsnym krajem, to jest to nic innego jak użalanie się nad tym, że dla innych proporcję między ideami są zupełnie inne, niż on, patriota chciałby żeby były. Ale nic z tego choćby przyszło tysiąc atletów i morze łez wylano, to nikt nie rzuci tego co dla niego jest ważne, bo ktoś głośno narzeka, że dla niego ważne jest coś innego.
 

Na ten skrajny-nie skrajny indywidualizm, nakłada się jeszcze polska specyfika tradycyjnego kompleksu prowincjusza, który chciałby być i w awangardzie światowej i jednocześnie zachować tożsamość, a w rzeczywistości (rzeczywistości postrzeganej przeze mnie) jest wtórnym i pretensjonalnym dziadygą. Zmiany jakie mają być wprowadzane to są zmiany, które gdzieś kiedyś już wprowadzano, które się nie sprawdziły, nie jest to żadna nowa jakość, żaden przełom, po prostu marna próba naśladownictwa. Nie przypadkiem Naomi Klein mówiła Żakowskiemu, że Europa Środkowowschodnia nadal wierzy w TINA (There is no alterantive), ale przecież gdyby nie wierzyła w TINA, to by musiała wierzyć w coś do TINA przeciwnego, tj. po prostu w rewolucję. A przecież rewolucje właśnie co testowaliśmy. Stoimy więc w kącie, chcąc być dostrzeżonym przez tych lepszych z Zachodu, lamentując, że nie wprowadzamy tego, co Zachód ów zaczyna odrzucać. Chcemy być tacy jak wy i obniżać podatki (liniowy, liniowy!) mówią zwolennicy zmian, tyle że my podatki podwyższamy odpowiada Zachód. Lewica zaś jest słaba i nadal unurzana w czerwonej farbie, jeśli nie genetycznie to ideowo.
 

Wreszcie gdyby nawet, nawet urodziła się koncepcja jakieś trzeciej drogi, nie lamentów, że nikt nie chce słuchać kolegi Wołodźko, tylko kompleksowego rozwiązania, w którego stronę można by pchnąć te polskie cielsko, to pytanie, kto miał by to wdrażać? Madre głowy mówią Internet - tam szukać liderów, skoro cała talia graczy bardziej lub mniej znanych w realu się już dawno zgrała. Ale czy naprawdę uważacie, że kolega Rybitzki jest lepszy niż Putra, Azrael niż Napieralski, Nicpoń niż Korwin Mikke, a galopujący major niż Żakowski albo Passent? Bo mnie się wydaje, że to tylko ich marniejsze kopie. Czy naprawdę uważacie, że sieć która jest wentylem bezpieczeństwa i stwarza iluzję że się coś robi (z podkreśleniem na coś) – to miejsce gdzie się rodzi bunt? Bo w mojej ocenie, jeżeli bunt, to tylko wirtualny i tylko tej części ze zgrai indywidualistów, którzy z koszyka idei wybierają politykę, a i nawet w jej ramach nie potrafią iść na kompromisy.

 


 



 

        Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email: gamaj@onet.eu About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Polityka