Gdy Richard Dawkins w "Bogu urojonym" wspomniał coś o nieomylności papieża błędnie powołując się na prawo kanoniczne, które o nieomylności papieża w każdej kwestii, nie wspomina, bloger wyrus nawał Dawkinsa kłamcą. Gdy Tomasz Terlikowski w swoim poście o nowej dyrektywie unijnej wspomniał coś o nowym stanie prawnym polegającym na zaliczeniu udzielania sakramentów świętych do kategorii usług, choć dyrektywa o tym nie wspomina, bloger Nicpoń stwierdził, że Terlikowski nie jest kłamcą. Bo przecież po coś to prawo uchwalili, w Wielkiej Brytanii odmowę udzielania ślubu uważają za dyskryminację, no i już nawet durnie załapali, że Unia jest dosyć cwana i najważniejszego w swoich dokumentach nie umieszcza.
Abstrahując od tego, że prawo uchwalać można nie tylko po to by zmuszać katolików do udzielania gejom ślubu (nota bene nigdzie nie spotkałem takiego prawa), i że w Wielkiej Brytanii spór toczy się na podstawie obecnie obowiązującego prawa brytyjskiego, a nie projektowanego prawa unijnego, można zauważyć, że skoro Unia w swoich dokumentach najważniejszego nie umieszcza, to tym bardziej teza o zwiększeniu totalitaryzmu przez umieszczenie przepisów jest kłamliwa. Ale zostawmy to.
Można by więc rzec, że albo błędne pisanie o przepisach, które nie istnieją jest kłamstwem (wtedy rację ma wyrus, a nie ma Nicpoń), albo odwrotnie, że błędne pisanie o nieistniejących przepisach kłamstwem nie jest, a o wartości logicznej (prawda, fałsz) istnienia danego przepisu decyduje nie to, czy on istnieje, tylko że nawet durnie załapali, że Watykan jest dosyć cwany i najważniejszego w swoich dokumentach nie umieszcza. Słowem co z tego, że ziemia jest elipsą, skoro nawet dureń łapie, że jest płaska.
Ale można rzec jeszcze, że nie ma sprzeczności między wyrusem a Nicponiem i o wartości logicznej istnienia danego przepisu, owszem, decyduje to czy on rzeczywiście istnieje, ale tylko wtedy gdy jest to akurat po drodze. Jeżeli przepis dotyczy Kościoła katolickiego, to wtedy wertujemy prawo kanoniczne, i gdy nie ma to autora wypowiedzi nazywamy kłamcą. Jeżeli przepis dotyczy zaś Unii europejskiej, to nie wertujemy, tylko stwierdzamy, że przepis na pewno jest prawdziwy. Tak jak prawdziwe miał być rzekomy zakaz mówienia mama i tata, pewna reforma prawna w stanie Schwarzenegera, utrata niepodległości Polski przez nabycie przez Unię osobowości prawnej czy tłumaczenie przemówienia Cohn Bendita autorstwa towarzystwa z Frondy.
Piszę ten przydługi wstęp, pobieżnie przeglądając dyskusję pod postem Terlikowskiego i zachodząc w głowę, czemu koledzy lewacy rozmawiają z kolegami prawakami używając lewackiej doktryny pojęciowej. Rzecz jasna, wiem, że kapitulacja zaczyna się od ulegania pojęciom, które z góry mają ustawić kogoś w narożniku, jak np. nazywanie zakazu aborcji kobiecie, która przez poród może stracić życie - obroną …życia. Z drugiej jednak strony jak trafnie zauważył Łagowski (Pochwała politycznej bierności) gdy się w Polsce spotka kilku inteligentów i mają rozmawiać o czymś spoza ich zawodowej branży, to po kilku minutach okazuje się, że się nie rozumieją. Nie wiem czy pod postem Terlikowskiego rozmawiali inteligenci, ale zdaje się, że nie rozumieli się na pewno. I w zrozumieniu tym należy im pomóc.
Gdy więc koledzy z prawicy nie potrafią pojąć koncepcji umowy społecznej, bo ich przy tym nie było, należy podać przykład gdy jakiś krasnal, smok wawelski, Hermes zawiera umowę z jakimś pastuchem kilka tysięcy lat temu i nazywa ją świętym przymierzem. Wówczas jak ręką odjął, wnet wszyscy będą rozumieć i nikt nie powie, że umowa/przymierze jest o kant dupy potłuc bo byli nieobecni. A gdy ktoś powie o sankcjach w umowie, trzeba odesłać go do blogera Eine, który stwierdził, że nie potrzeba kobiet karać śmiercią za aborcję, bo kara wiecznego potępienia jest o wiele dotkliwsza. Dla wierzącego piekło istnieje, a więc jawi się jako kara o wiele większa niż, dajmy na to, domiar Urzędu Skarbowego, przez co dobrowolność religijna jest tak samo dobrowolna jak płacenie podatku. Gdy już uwierzysz w katolickiego Boga, czyli również w piekło, to Twoja sytuacja wyjściowa jest taka sama jak przy zeznaniu podatkowym – znasz sankcję i sam decydujesz o swoim apetycie na ryzyko.
Podobnie jest z dobrem wspólnym, którego też nagminnie używają koledzy lewacy, nie rozumiejąc, że trzeba dobro wspólne zastąpić racją stanu. Gdy rzeknie się o racji stanu, też u większości, wszelkie wątpliwości znikają, nikt, no może prawie nikt, nie zaczyna pytać o definicję racji stanu. A gdy zaczyna pytać to mu powiedzą, że to albo bezsporny interes Polski (a właściwie Polaków, bo pod zaborami też racja stanu istniała), albo to co dla Polski/Polaków dobre, a więc odwołają się albo do dobra albo do wspólnoty, czyli do dobra wspólnego.
Jeszcze ciekawiej jest gdy towarzystwu spod znaku obrony naszej kochanej Ojczyzny, mówi się o podatkach, które mają za zadanie czemuś tam zapobiegać i coś tam realizować. Nazywane jest to grabieżą, złodziejstwem, rozbojem, tymczasem na krótkie pytanie czy powinno się w Polsce utrzymywać państwową armię i płacić na nią podatki, też dziwnie się robi cicho i zaraz uzyskujemy cała masę realpolitik, że trzeba bo nam wymarzą nasz mały kraik z mapy Europy. Różnica co do owych złodziejskich zapędów jest więc żadna i jedni i drudzy chcą nakraść, tyle tylko że lewacy powiedzą wprost, że tak trzeba zabrać jednym i dać drugim, a prawacy powiedzą, że zabieranie to grabież, oni nie kradną, a potem wyślą na Ciebie urzędnika po podatek na czołgi i armatki. Bo poza garstką utopistów, wszyscy popierają podatki, tylko nie wiedzieć czemu część sobie ubzdurała, że można popierać podatki i krzyczeć na innych, że ich popieranie podatków to niemoralna grabież i wyzywać ich od złodziei. Czym się różni Nicpoń od Napieralskiego, skoro jeden i drugi chce mi zabrać pieniądze.
Wreszcie, gdy niektórzy wyjeżdżają z tezą, iż ustawodawstwo uchwalane za namową i z intencji Kościoła katolickiego, nie jest aż tak dotkliwe jak np. ZUS, można uderzyć w tony utylitarno-subiektywne. A więc spytać, czy nie jest przypadkiem tak, że dla jednych modlenie się do Ducha Św. jest ważniejsze niż pełna micha, a skoro tak jest, to czy są w stanie sobie wyobrazić, że dla niektórych zakaz aborcji albo in vitro jest ważniejszy niż miesięczna składka na ZUS, która w ogóle ważna nie jest. Przez co teza udowadniająca kto jest bardziej dymany jest kuriozalna, bo stan dymania to stan subiektywny. Gdyby był stanem obiektywnym trzeba by obiektywnie przeliczać ile traci katolik i jak jest dymany przestrzegając ponoć dobrowolnie wykonywanych nakazów religijnych.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka