Kto tworzy elitę w Polsce i skąd się ona wzięła? Niektórzy twierdzą, że elit w Polsce nie ma, bo te których się dorobiliśmy w ciągu dziejów rozstrzelano nam Katyniu, Ostaszkowie i Starobielsku. Swoje też zrobili Niemcy. Pytanie jest następujące: czy polskie elity to prosta kontynuacja elit przedwojennych? Pytanie jest właściwie retoryczne. Okres stalinowski to nie tylko gwałtowne odcięcia się od dorobku intelektualnego II RP, ale głównie hodowla nowych elit.
Okres powojenny to obok przesiedleń, zmiany granic to także gigantyczna operacja socjotechniczna, której celem była legitymizacja władzy komunistycznej i przeoranie struktury społecznej. Władza potrzebowała na gwałt lojalnych dyrektorów, prezesów, inżynierów po to aby sprawnie (na miarę swoich możliwości) administrować państwem i jego gospodarką. Ale potrzeby były znacznie większe. Potrzebowano prawników, literatów, dziennikarzy, księży aby stworzyć intelektualne uzasadnienie dla wprowadzanego systemu. Po to aby stworzyć w ramach podległego a więc iluzorycznego państwa równie iluzoryczną kulturę, literaturę , wymiar sprawiedliwości. Oczywiście tak skonstruowano państwo było groteska. Woźny po 3 miesięcznych kursach stawał się prokuratorem, pisarzy hodowano obejmując patronatem ich wypociny. Jeżeli „pisarz" dawał szansę wyrobienie odpowiedniej ilości literatury zasługiwał na mieszkanie, żołd i opierunek. Związek Literatów Polskich po obdarciu go z ozdóbek okazywał się tak naprawdę kombinatem dostarczającym czytelnikom ogłupiającej, fałszującej prawdę i historię literatury. Podobnie było na froncie dziennikarskim.
Zastanawia skąd brały się zastępy chętnych do uczestniczenia w tak budowanym państwie. Chętnych ale jednocześnie zaufanych. Nie jest zadowalającym wyjaśnieniem jakoby nowa władza oparła się na lewicowej partyzantce i przedwojennych komunistach. Oczywiście propaganda wykorzystywała te środowiska ponad miarę i przyzwoitość. Faktem jest jednak, że i przedwojennych komunistów i partyzantów spod znaku AL było stosunkowo niewielu. Nie dość aby zapełnić nimi sądy, policję, prokuratury i centralne urzędy. Naturalnym źródłem pozysku były korzystające z awansu społecznego rzesze ludzi przybywających do miast, wstępujących do partii. Tak naprawdę to oni byli w pierwszym rzucie pierwszymi ofiarami rozkręcającego się dopiero systemu. Awansując, przyjmując ideologie tworzyli podwaliny dla nowej elity. Zawierali czasami świadomie a czasami nie pakt z diabłem. Za popieranie komunizmu prestiż, bezpieczeństwo i pieniądze.
Osobnym zasobem wykorzystywanym w budowie komunistycznego państwa byli Żydzi. Po zakończeniu wojny do Polski wróciło ok 200 - 250 tys Żydów, którzy bądź uciekli przed Niemcami do Rosji sowieckiej, bądź znaleźli się tam na skutek ataku z 17 września i późniejszych porozumień rosyjsko niemieckich. Wraz z tymi, którzy przeżyli wojnę na obszarze Polski można przyjąć założenie, że Żydów zaraz po wojnie było około 300 tysięcy. O fakcie takiego masowego powrotu wspomina miedzy innymi Władysław Bartoszewski.
Nie można postawić tezy, że owe 300 tysięcy ludzi opanowało wszystkie sfery życia państwa. Nie da sie tak powiedzieć choćby dlatego, że większość z nich (ok 200 tys) wkrótce potem wyjechała z Polski. Warto się jednak zastanowić jaką rolę spełnili w państwie ci , którzy pozostali. Czy nie zostali użyci jako fundament do stworzenia nowej elity? Nie mamy możliwości prześledzenia ich losów. Wiadomo, że podstawową metodą naturalizacji była zmiana nazwiska. Często przyjmowano nazwiska tych, którzy nieśli im pomoc w czasie okupacji.
Dzisiaj, bez narażania się na zarzut o antysemityzm, nie można podejmować badań. A szkoda bo to ciekawy i zupełnie nieznany fragment naszej historii. Ta biała karta w polskiej historii ma zresztą swoje konsekwencje. Brak rzetelnych badań, spuszczenie kurtyny milczenia nad tym niedawnym przecież momentem w naszej historii skutkuje brakiem zaufania do wiedzy oficjalnej. To stąd się biorą listy polskich Żydów w internecie. Nie wiadomo czy opisują rzeczywistość( może i kaleką ale trzeba brać pod uwagę brak środków i materiałów źródłowych) czy są fałszywką służącą do skompromitowania problematyki.
Poniżej przedstawiam artykuł dr Leszka Skonki. Artykuł ten jest jedną z nielicznych prób prześledzenia korzeni polskich elit. Może lektura pozwoli z mniejszym zażenowaniem i zdziwieniem reagować na ich antypolskie wybryki. Zapraszam do lektury.
STALINOWSKIE KORZENIE
Pan Paweł Siergiejczuk dowodzi, że wielu potomków bierutowsko-bermanowskiego establishmentu zasila dzisiaj, nie tylko szeregi SLD, ale także tzw. postsolidarnościowe ugrupowania polityczne, a przede wszystkim Unię Wolności, Platformę Obywatelską, Samoobronę.
Czołowy polityk lewicy, były wicepremier i marszałek Sejmu Marek Borowski, jest synem Wiktora, przedwojennego działacza Komunistycznej Partii Polski. Ojciec Borowskiego, który naprawdę nazywał się Aron Berman, w roku 1944 był założycielem i pierwszym redaktorem naczelnym "Życia Warszawy", a w latach 1951-1967 - zastępca redaktora naczelnego "Trybuny Ludu". .(…) 1996 r.).
„Inny bliski współpracownik Kwaśniewskiego, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Marek Siwiec, również pochodzi z takiej rodziny: Jego ojciec był wicedyrektorem tarnobrzeskiego kombinatu siarkowego "Siarkopol", matka - prokuratorem (R. Szubstarski, Misjonarz prezydenta, "Życie" z 26-27 października 1996 r.). W prezydenckiej Kancelarii został zatrudniony także znany (m.in. z publikacji na lamach prasy prawicowej!) publicysta i poeta, Aleksander Rozenfield ( dziś minister Spraw Zagranicznych , przyp. L.Skonka), który w tekście pt. Być Żydem w Polsce pisał: Moi rodzice po to, by nie być obcymi wymyślili, że bedą budować komunizm, to była właśnie ideologia, która kazała wierzyć, ze ludzie są sobie równi, bez względu na kolor skory, religie i status społeczny. Uwierzyli jeszcze przed wojna, ocalili życie w sowieckiej Rosji i wrócili do Polski, nie rozumiejąc, że słowo komunista będzie się właśnie w Polsce kojarzyć z Żydami ("Najwyższy Czas!" Z 12 marca 1994 r.).
Od UB do UW
Ale nie tylko w pobliżu SLD i prezydenta Kwaśniewskiego znaleźli się potomkowie "zasłużonych" komunistycznych rodzin. Wielu z nich znalazło swoje miejsce w Unii Wolności, gdzie prym wiodą działacze, którzy partyjne legitymacje nosili jeszcze za życia Bieruta - Bronisław Geremek i Jacek Kuroń.
W takim towarzystwie bardzo dobrze czuje się np. poseł Jan Lityński, którego rodzice byli komunistami jeszcze przed wojna; ojciec zmarł w 1947 roku. (...) Lityński najwcześniej wkroczył do historii. Jako sześciolatek na manifestacji 22 lipca 1952 roku podbiegł do trybuny i wręczył Bierutowi kwiaty (A. Bikont, Siedmiu spośród wybranych, "Magazyn Gazety Wyborczej" z 5 listopada 1993 r.).
Inni prominentni członkowie UW posiadają podobne związki rodzinne: prezydent Warszawy Marcin Święcicki jest zięciem PRL-owskiego wicepremiera, członka KC PZPR w latach 1948-1981 Eugeniusza Szyra. (sam Święciki był także w fazie końcowej sekretarzem KC PZPR, przyp. L.Skonka) członkiem zaś, czołowy udecki ekonomista Waldemar Kuczyński , przyznał się do tego, iż jego teściem był Stefan Staszewski, I sekretarz Komitetu Warszawskiego PZPR w roku 1956. Zatrudniona przez Święcickiego na stanowisku sekretarza gminy Warszawa-Centrum, żona posła UW Henryka Wujca, Ludwika Wujec, jest córka przedwojennej działaczki KPP Reginy Okrent, która w latach 1946-1949 pracowała w Urzędzie Bezpieczeństwa w Łodzi.
Burmistrzem warszawskiego śródmieścia w latach 1990-1994 był Jan Rutkiewicz, syn Wincentego, działacza komunistycznego, który zginął w czasie wojny, i Marii, w latach 1948-1950 szefowej Kancelarii Sekretariatu KC PZPR. Matka Jana Rutkiewicza po wojnie wyszła za mąż za Artura Starewicza, który w latach 1949-1953 był kierownikiem Wydziału Propagandy KC PZPR, a następnie sekretarzem CRZZ i sekretarzem KC PZPR.
"Sami swoi" w Ministerstwie Spraw Zagranicznych
Również wśród pracowników sterowanego przez Geremka Ministerstwa Spraw Zagranicznych znajdziemy ludzi o podobnych rodowodach. W latach 1995-96 wiceministrem w tym resorcie był Stefan Meller, którego ojciec, Adam pracował w Informacji Wojskowej, a następnie, do roku 1968, w dyplomacji (…). Dyrektorem Departamentu Studiów i Planowania MSZ jest Henryk Szlajfer, syn Ignacego, oficera UB we Wrocławiu w latach 1947-1952, a następnie cenzora w Głównym Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Natomiast stanowisko dyrektora Departamentu Promocji i Informacji MSZ zajmowała do niedawna Małgorzata Lavergne, córka znanego działacza komunistycznego, pierwszego szefa Głównego Zarządu Politycznego LWP, gen. Wiktora Grosza, który jeszcze przed wojna nosił nazwisko Izaak Medres.
Stanowiąca finansowe zaplecze udecji Fundacja Stefana Batorego to również strefa wpływów potomków stalinowskiego aparatu. Jej prezesem jest Aleksander Smolar, członek władz Unii Wolności, syn Grzegorza, który do roku 1968 był redaktorem naczelnym "Folks-Sztyme", organu popieranego przez władze PRL Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce. Matka Smolara pracowała w KC PZPR. Sekretarzem Fundacji był do niedawna Józef Chajn, którego ojciec, Leon, był w latach 1945-1949 wiceministrem sprawiedliwości, a do roku 1961 sprawował kontrole nad "sojuszniczym" Stronnictwem Demokratycznym.
Korzenie Ruchu Stu
Ludzi o bierutowsko-bermanowskiej genealogii znajdziemy także na prawicy. Poseł z ramienia Akcji Wyborczej "Solidarność", prezes liberalnego Ruchu Stu, Czesław Bielecki, tak mówił o swoich rodzicach: Wyrastałem w rodzinie zasymilowanej inteligencji żydowskiej. Ojciec, z wykształcenia matematyk, był dyrektorem generalnym w Ministerstwie Oświaty w latach pięćdziesiątych. Wyleciał z tego stanowiska razem z Władysławem Bieńkowskim, gdy Gomułka "zwijał" Październik. Matka była urzędniczka w Głównym Urzędzie Statystycznym, zajmowała się demografia. Rodzice komunizowali jeszcze przed wojna (E. Boniecka, Bliżej polityków, Toruń 1996).
Towarzystwo z "Wyborczej"
Terenem, na którym szczególnie mocno usadowiło się drugie pokolenie stalinowskich rodzin, jest prasa. Szefem największej w Polsce gazety jest przecież Adam Michnik, syn przedwojennego komunisty Ozjasza Szechtera i autorki zakłamanych podręczników do historii, Heleny Michnik, a także brat ubeckiego "sędziego", Stefana Michnika. Redaktora naczelnego "Gazety Wyborczej" wspiera jego zastępczyni, Helena Łuczywo, córka innego KPP-owca, a po wojnie kierownika wydziału w KC PZPR, Ferdynanda Chabera. Drugim zastępcą Michnika był do niedawna dziś prowadzący "Rozmowy Dnia" w programie Warszawskiego Ośrodka Telewizyjnego (WOT) Ernest Skalski, syn Jerzego Wilkera-Skalskiego i Zofii Nimen-Skalskiej, przedwojennych komunistów, którzy później pracowali w Komendzie Wojewódzkiej MO w Krakowie. Jerzy Urban napisał o nim: Pochodzenie Skalskiego z rodziców-aparatczykow - zgodnie z dominującą regułą - musiało go zaprowadzić w końcu do opozycji (J. Urban, Alfabet Urbana, Warszawa 1990).
Czołowym publicysta "GW" jest Konstanty Gebert, podpisujący swoje teksty jako Dawid Warszawski, a od niedawna także redaktor naczelny żydowskiego miesięcznika "Midrasz". Ojciec Geberta, Bolesław, był po wojnie ambasadorem PRL w Turcji, a matka, Krystyna Poznanska-Gebert, w latach 1944-1945 organizowała Wojewódzki Urząd Bezpieczeństwa Publicznego w Rzeszowie.
Dziennikarze czerwoni od pokoleń
Redaktorem naczelnym zlikwidowanego niedawno "Sztandaru Młodych" był Michał Komar, który jest jednocześnie prezesem Unii Wydawców Prasy. Jest on synem Wacława Komara, dowódcy walczących w Hiszpanii "dąbrowszczaków", a następnie PRL-owskiego generała, i Marii Komar, która działalność komunistyczną rozpoczęła również przed wojna, jeszcze pod nazwiskiem Rywa Cukierman.
Wydawca i szef tygodnika "Nie", Jerzy Urban, również może się pochwalić podobnym pochodzeniem. Jego ojciec, co prawda zaczynał karierę polityczna i dziennikarską w przedwojennej PPS, jednak zaraz po wojnie włączył się w działalność PKWN, był również członkiem kierowanej przez Bieruta Krajowej Rady Narodowej. Wieloletni kolega Urbana z "Polityki", obecnie ambasador Polski w Chile, Daniel Passent, był wychowywany przez wuja, przedwojennego komunistę, generała Jakuba Prawina, po wojnie wiceprezesa NBP i wojewodę olsztyńskiego.
Z kolei dziennikarzem "Tygodnika Solidarność" jest Antoni Zambrowski, syn Romana, jednego z czołowych stalinowców, członka Biura Politycznego KC PPR i PZPR w latach 1944-1963. Szefem polskiego oddziału agencji Reutera jest natomiast Michal Broniatowski, którego ojciec, pułkownik Mieczysław Broniatowski, od roku 1945 był dyrektorem Centralnej Szkoły Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w Lodzi, a następnie dyrektorem Departamentu Społeczno-Administracyjnego MSW.
W kulturze - jak za Bieruta
Również w dziedzinie kultury można zauważyć silna pozycje dzieci dawnych rządców Polski. Bardzo modnym wśród studeckiej inteligencji kwartalnikiem "Zeszyty Literackie" kieruje Barbara Toruńczyk, córka Henryka, działacza komunistycznego jeszcze sprzed wojny, i Romany, do 1968 roku pracującej w Zakładzie Historii Partii przy KC PZPR.
Inny publicysta i poeta o tej samej orientacji ideowej, Tomasz Jastrun, jest synem Mieczysława, znanego poety, po wojnie redaktora marksistowskiego tygodnika "Kuźnica", który z partii wystąpił w 1957 roku, a wiec zaraz po zakończeniu okresu stalinowskiego.
Paweł Siergiejczyk na zakończenie cytowanych przykładów kończy stwierdzeniem, że chciał „pokazać, w jakim stopniu obecne elity naszego kraju wywodzą się z elit, które kilkadziesiąt lat temu, w najciemniejszym okresie stalinizmu, rządziły Polska „. I stawia retoryczne pytanie: „Czy tak duża ilość ludzi o podobnych rodowodach w polskiej polityce, prasie, kulturze i nauce, to tylko zwykły przypadek, czy raczej planowe promowanie ludzi z "czerwonej arystokracji"?
całość tekstu TUTAJ
Inne tematy w dziale Polityka