geissler geissler
44
BLOG

Nadzieja Polski

geissler geissler Polityka Obserwuj notkę 2

Nasze państwo z każdym miesiącem  ujawnia własną nieudolność. W zasadzie nie są to może jeszcze najgorsze wieści, bo gdybyśmy mieli państwo sprawne i decydenci mogliby łatwo realizować swoje pomysły, to proces rozkładu społeczeństwa, zwiększania się różnic majątkowych między ludźmi, tworzenia się odseparowanych od siebie rejonów bogactwa i wielkiej biedy postępowałby pewnie szybciej.

W skrócie naszą obecną sytuację można określić tak: niesprawne państwo, słabe społeczeństwo, niemądrzy i tchórzliwi politycy.

Warto jednak zastanowić się nad możliwością zmiany. Czy może zdarzyć się coś, co odwróciłoby prąd, w którym pędzimy ku zgubie? Czy istnieją jakiekolwiek przesłanki, by mieć nadzieję na to, że w Polsce zapanują wreszcie stosunki społeczne, z których można by być zadowolonym?

Cezary Michalski - którego mimo wszystko lubię czytać - wierzy w powolne tworzenie się polskiego mieszczaństwa, które w końcu stanie się samoświadome i spróbuje Polskę uporządkować. Jest to w zasadzie wiara na zasadzie: "stanie się samo". Pytanie jest jednak o koszty, tego "samo-stawania się". Polskie mieszczaństwo rzeczywiście powstaje, ale powstaje  ono w egoistycznym neoliberalnym duchu. Karmione jest treścią zawartą w Gazecie Wyborczej, Polityce i TVNie. Zdaje mi się, że idealnym przykładem takiego nowego polskiego mieszczanina jest mój ulubiony na salonie24 bloger slaughterhouse5, który jest aż tak przerysowany,  że czasem zastanawiam się, czy to nie jest jakiś happening. Powiedzmy sobie wprost: jeżeli takie mieszczaństwo ma rządzić przyszłą Polską, to rzeczywiście tylko UE może nas ochronić.

Nie widzę żadnej nadziei w tym, że niektórzy Polacy będą coraz bardziej bogaci. Bogaty - mówiąc generalnie i trochę niesprawiedliwie - nie dąży do zmiany, bo zastany stan rzeczy już mu mniej więcej odpowiada. Nadzieja w biednych. Może nie w tych najbiedniejszych, o których nie bez racji mówi się "wykluczeni" (trafnie została w tym słowie użyta strona bierna, która jasno wskazuje istnienie wykluczających), gdyż obecnie - jakkolwiek to brutalnie zabrzmi - nie stać ich na to, by być świadomym podmiotem politycznym. Idzie mi raczej o tych niezbyt zamożnych ludzi, którzy regularnie zarabiają nie więcej niż średnią krajową, a którym próbuje się wmówić, że w zasadzie to już są w przedsionku wiecznej szczęśliwości.

Streszczę teraz na czym opiera się moja nadzieja. Po pierwsze, po 20 latach wolności Polacy coraz mniej myślą o tym, że jeszcze niedawno Polską rządziła pół-totalitarna partia komunistyczna. "Widmo lustracji" powoli przestaje krążyć nad naszym krajem, o planie Balcerowicza pamięta mało kto, a Stan Wojenny został wprowadzony gdzieś koło 1905 roku. Znaczy to tyle, że rządzący przestają mieć wymówkę "niedawno był komunizm, była bieda, dopiero budujemy wielkie i bogate państwo". Oczywiście, taka wymówka nie była zbyt często używana, gdyż w sumie nie była potrzebna. Wystarczyła Gazeta Wyborcza. Pogląd na współczesną Polskę promowany przez GW jest taki: może i są niedociągnięcia, ale linia jest słuszna, kto krytykuje kierunek, w którym ciągle idziemy ten jest debil/burak/oszołom. Idzie tu o to, że przez całe lata 90. i znaczą część obecnej dekady żaden rząd nie był rozliczany z biedy, nierówności i brak sprawiedliwości społecznej. Bieda - wg słusznego poglądu - być musiała, bo mieliśmy 45 lat komunizmu.

Pierwszym politykiem, który zrozumiał, że Polacy stają się nieczuli na własną przeszłość był Donald Tusk. Dał on społeczeństwu jasny przekaz: bogaćmy się. Nieważne co było, ważne co będzie. Społeczeństwo oczywiście z ulgą przyjęło zachętę obecnego premiera. Odbiór był mniej więcej taki: dotychczas bogacili się esbecy i byli aparatczycy, ale od dziś wszyscy będziemy bogatsi, bo jesteśmy już normalnym europejskim krajem.

Problem jest jednak taki, że przyrost bogactwa następuje bardzo powoli, a przede wszystkim nierównomiernie. I sądzę, że w końcu zwykli niezbyt zamożni ludzie zaczną to zauważać. Albo inaczej: nie tyle zauważać [bo to widać na pierwszy rzut oka], co jawnie kontestować. Jeśli mam rację i Polacy nie czują się już mieszkańcami postkomunistycznego kraju, ale średnio zamożnego kraju zachodnioeuropejskiego, to w końcu zaczną domagać się od swojego państwa standardów takich, jakie przytrafiają się mieszkańcom zachodnich demokracji. A swoje wymagania względem państwa powinni zacząć formułować, ci którzy zarabiają niezbyt wiele, ale mają siłę i świadomość, by fakt ten zakwestionować.

Oczywiście wszystko to są nadzieje, które mogą okazać się całkowicie płonne. Oby nie...

 

geissler
O mnie geissler

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka