Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg
609
BLOG

Aleja pomników

Andrzej Gelberg Andrzej Gelberg Polityka Obserwuj notkę 5

                         

 

                                                                                     Z Belwederu na Zamek, t ę t n i c ą Warszawy

                                                                Alejami, Nowym Światem, Krakowskim Przedmieściem…

                                                                                                                                        Julian Tuwim

 

 

Początkowym fragmentem owej t ę t n i c y - zwanej również Traktem Królewskim - jest  Krakowskie Przedmieście. Ulica ta, mająca zaledwie 1 100 metrów, zaczyna swój bieg z Placu Zamkowego i jest skierowana na południe. Na przestrzeni wieków stała się miejscem szczególnym, zapewne jedynym tego typu w Polsce. Stała się aleją pomników.

 

       Co nam zdrady! - jest u nas kolumna w Warszawie, na której usiadają podróżne żurawie –zapisał w swoim wierszu „Uspokojenie” Juliusz Słowacki. Ta kolumna na cokole której stanął król Zygmunt III–Waza, powstała w roku 1644 z inicjatywy jego syna, również króla Władysława IV. Dla upamiętnienia decyzji faktycznego (chociaż nie formalnego) przeniesienia stolicy Polski z Krakowa do Warszawy.

      Usytuowana na Placu Zamkowym w osi Krakowskiego Przedmieścia była dla króla  doskonałym miejscem do obserwacji. Z wysokości 22 metrów król Zygmunt III mógł oglądać wkroczenie wojsk szwedzkich w czasie „Potopu”, potem kilka wolnych elekcji wyłaniających jego następców. Był świadkiem hańby sejmu niemego i bezskutecznego protestu Rejtana, ale także wspaniałych dokonań Sejmu Czteroletniego zwieńczonego uchwaleniem Konstytucji 3 Maja. I wreszcie - Insurekcji Kościuszkowskiej, w trakcie której przed usytuowanym o rzut beretem kościołem Św. Anny stanęła dla targowickich zdrajców szubienica. Ale i potem było co oglądać: wkroczenie wojsk francuskich i przyjazd Napoleona, dwadzieścia parę lat później podchorążaków Wysockiego, wzywających „do broni” w noc listopadową i wreszcie zajęcie Warszawy przez wojska rosyjskie po upadku powstania. Potem zaczęła się ciemna noc rosyjskiego zaboru, jeszcze bardziej straszna po klęsce Powstania Styczniowego. Zostawmy tę wyliczankę, chociaż i później zdarzały się rzeczy bardzo ciekawe i zakończmy  stwierdzeniem, że król Zygmunt III miał doskonały punkt obserwacyjny, na którym trwał równo przez trzy stulecia. Tę swoistą służbę przerwał niemieckiimage pocisk czołgowy, który w ostatnich dniach Powstania Warszawskiego zwalił kolumnę i posąg króla sięgnął bruku. O dziwo specjalnie nie ucierpiał upadku z tak dużej wysokości. W roku 1949, po renowacji i sprowadzeniu nowych elementów kolumny, król Zygmunt III wrócił na swoje miejsce.

                                                                 Mistrz Adam

       Przemieszczając się na południe wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia, docieramy do drugiego pomnika – Adama Mickiewicza. Jego odsłonięcie nastąpiło w setną rocznicę urodzin wieszcza – 24 grudnia 1898 r. W miejscu gdzie stanął pomnik (dłuta Cypriana Godebskiego), była wcześniej fontanna, którą bez problemów i protestów przeniesiono na Plac Bankowy. Trzeba w tym miejscu koniecznie przypomnieć, że zgodę na postawienie pomnika narodowego wieszcza musiały wyrazić władze rosyjskie, które w końcówce XIX stulecia realizowały w „priwislanskim kraju” bezwzględną politykę rusyfikacyjną. Czy było to zatem „przeoczenie” władz zaborczych, czy zadziałała jakaś forma korupcji? – tego nie jesteśmy w stanie ustalić. Wiemy natomiast, że Henryk Sienkiewicz, który był w komitecie honorowym budowy pomnika spotykał się wtedy ze złośliwymi docinkami. Warto też dodać, że kiedy pomnik już stanął, władze zaborcze wyraźnie się uwsteczniły zabraniając wygłaszania jakichkolwiek przemówień. Uroczystość odsłonięcia pomnika odbyła się zatem w ciszy, przerwanej odegraniem poloneza z opery „Halka”.

       Pomnik mistrza Adama stał spokojnie do roku 1942, kiedy to niemieckieimage władze okupacyjne wywiozły go do Hamburga – w celu przetopienia. Podobno Litwa będąca w tym czasie sprzymierzeńcem Hitlera w wojnie ze Związkiem Sowieckim wykazała wstępne zainteresowanie (z którego się wycofała) pomnikiem poety, deklarującego dobrowolnie, chociaż po polsku, że jego ojczyzną jest Litwa. Po wojnie – na szczęście zachowała się forma odlewnicza – udało się wykonać kopię pomnika i wieszcz Adam wrócił na swoje miejsce na Krakowskim. Raz tylko zakłócono mu spokój, gdy 30 stycznia 1968 r., po ostatnim przed zdjęciem ze sceny Teatru Narodowego spektaklem „Dziadów” – odbył się tam wiec protestacyjny, który dał początek tzw. wydarzeniom marcowym.

                                                    Pechowy książe Pepi

       Były to czasy Królestwa Polskiego gdzie na polskim tronie zasiadał (chociaż rzadko bywał w Warszawie) car Aleksander I. Podobno miał słabość do Polaków, ale już bez wątpienia do pięknych kobiet i może tym okolicznościom należy tłumaczyć jego zgodę, wyjednaną przez Annę Tyszkiewicz Potocką, na zbudowanie pomnika księcia Józefa Poniatowskiego i co więcej – na jego lokalizację przed Pałacem Prymasowskim. Decyzja cara o wspomnianej lokalizacji pomnika potwierdzała opinię o jego przewrotnej naturze i skłonności do wyrafinowanych żartów. Otóż w tym czasie rezydentem pałacu, przed którym miał stanąć pomnik księcia Pepi, był gen. Józef Zajączek, pełniący funkcję namiestnika. Dla Zajączka, który wobec Rosjan przyjął postawę renegata, wizja codziennego obcowania z Józefem Poniatowskim, choćby tylko odlanym z brązu, ale otoczonym już wtedy legendą, że umierając w czasie bitwy pod Lipskiem powiedział: „Bóg powierzył mi honor Polaków, Bogu go tylko oddam” – musiała być nie do zniesienia. Przypomnieć należy, że wcześniej obaj panowie znali się doskonale, a  od Powstania Kościuszkowskiego, po wojny napoleońskie, walczyli jako towarzysze broni przeciwko Rosji.

       Zamówienie w roku 1817 na wykonanie pomnika  przyjął duński rzeźbiarz Bert Thorvaldsen. Prace artysty przeciągały się jednak i gipsowy odlew zaprezentowany został w Warszawie dopiero w 1829 r. Namiestnik Zajączek już go nie zobaczył – zmarł rok wcześniej. Dzieło Thorvaldsena spotkało się z krytycznymi opiniami – nie wszystkim podobał się książe Pepi wystylizowany na rzymskiego patrycjusza, a w dodatku koń, którego dosiadał, był niezbyt okazałych rozmiarów. Zapadła jednakoż decyzja o odlaniu pomnika, a kiedy już tak się stało w roku 1832, spawa stała się już nieaktualna. Po klęsce Powstania Listopadowego, następca Aleksandra I, Mikołaj I, nakazał wyekspediowanie pomnika Poniatowskiego do Twierdzy Modlin, a po jakimś czasie podarował go gen. Iwanowi Paskiewiczowi, który do upadku powstania bardzo się przyczynił, za co otrzymał – jak gen. Zajaczek - posadę  namiestnika i zamieszkał w znanym już nam pałacu przy Krakowskim. A ofiarowany mu  pomnik przetransportował do swojego pałacu w Homlu, gdzie stał do roku 1922 i wrócił do Polski po traktacie ryskim. Na początku znalazł miejsce na dziedzińcu Zamku Królewskiego, potem na Placu Saskim, gdzie – już po kapitulacji Powstania Warszawskiego - Niemcy wysadzili go w powietrze.

     Już po wojnie okazało się, że zachowała się w Danii forma odlewnicza i pomnik księcia Pepi, jako dar królestwa Danii trafił w 1952 r. do Warszawy. Władze komunistyczne potraktowały z początku ten prezent jak kukułcze jajko i pomnik znalazł się w Łazienkach, by dopiero w roku 1965 stanąć przed Pałacem Namiestnikowskim, przemianowanym w III RP na Pałac Prezydencki. W miejscu – i to jest chichot historii – które wybrał car Aleksander I, żeby podroczyć się z gen. Zajączkiem.

                                             Prus i Prymas Tysiąclecia

       Wędrując dalej na południe po Krakowskim Przedmieściu, natrafiamy na dwa posągi. Pierwszy, Bolesława Prusa (dłuta Anny Kamieńskiej-Łapińskiej - 1977) jest niezbyt okazały i może z tego powodu niezbyt udany.  Cofnięty od głównego ciągu komunikacyjnego i pieszego jest prawie niewidoczny. Nie można tego powiedzieć o pomniku prymasa Stefana Wyszyńskiego (dłuta Andrzeja Renesa - 1987), usytuowanym przed Kościołem Wizytek. Na granitowym cokole widzimy zamyślonego Prymasa Tysiąclecia, siedzącego w stroju liturgicznym na arcybiskupim tronie. Przedstawione pomniki są najnowszym „nabytkiem” Krakowskiego Przedmieścia, powstały w końcówce PRLu i ominęły je, na szczęście, burze dziejowe.

                                                         Wspólny los

       Zbliżamy się w naszej wędrówce do końca Krakowskiego Przedmieścia, które od Nowego Światu przedziela Świętokrzyska. Tę końcówkę Krakowskiego zwieńczają dwa okazałe gmachy: Pałac Staszica i Pałac Zamojskich, przylegający do kościoła Św. Krzyża. Tuż przed Pałacem Staszica pomnik tego „co wstrzymał Słońce i ruszył Ziemię”(dłuta znanego nam Berta Thorvaldsena), a obok, nad schodami prowadzącymi do kościoła – odlana z brązu figura Chrystusa dźwigającego krzyż.

        Pomnik Kopernika, ufundowany przez Stanisława Staszica, odsłonięto w 1830 r. i dotrwał on w spokoju do wybuchu II wojny światowej, kiedy to po zajęciu Warszawy władze okupacyjne  postanowiły „zniemczyć” naszego astronoma: w miejsce polskiej inskrypcji przykręcili tablicę z niemiecką inskrypcją. I tę tablicę w brawurowej akcji usunął w lutym 1942 r. Maciej Dawidowski „Alek”, harcerz Szarych Szeregów.

       Pierwsza wersja postaci Chrystusa dźwigającego krzyż odlana została z cementu (1858), ale okazała się nietrwała i dopiero odlana w 1899 r. z brązu (według tego samego projektu), potrafiła przetrwać wszelkie kataklizmy, nawet eksplozję w czasie Powstania Warszawskiego dwóch „goliatów”, który to wybuch niemal dokumentnie zniszczył kościół, natomiast figura Chrystusa, acz strącona z granitowego postumentu, pozostała prawie nietknięta. I tu los połączył sacrum i profanum.W październiku 1944 Niemcy zdecydowali się wywieźć z systematycznie niszczonej Warszawy zarówno pomnik Kopernika, jak i figurę Chrystusa – w jednym transporcie. Z zamiarem przetopienia. Nie zdążyli już tego zrobić, szybkimi krokami zbliżała się agonia III Rzeszy, pomniki zostały wrzucone gdzieś do rowów w Chajdukach Niskich. W roku 1945, już po zakończeniu wojny, wróciły do Warszawy.

                                    Czy w III RP jest miejsce na imponderabilia?

      Nie jest to – dodam, niestety - pytanie retoryczne, gdyż przyszło nam żyć w czasach zapaści semantycznej, oderwania słów, jakże często tych ważnych, kiedyś najważniejszych – od ich tradycyjnych znaczeń. Na to pytanie nie będzie zatem jednoznacznej i kategorycznej odpowiedzi – każdy musi poszukać jej samodzielnie. Natomiast na pytanie: Czy na Krakowskim Przedmieściu, owej „alei pomników” jest miejsce na Pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej? – odpowiedź może być tylko jednoznacznie twierdząca. Jest przynajmniej kilka takich miejsc! Opinię warszawskiego konserwatora zabytków, że taki pomnik zeszpeci  Krakowskie Przedmieście należy uznać za niechlujne brednie i dedykować mu, podobnie jak radnym Warszawy, którzy wyznaczyli na usytuowanie pomnika Ofiar Smoleńskich miejsce, w którym nie tak dawno była knajpa zwana „Ściekiem”, pierwsze słowa zacytowanego na początku tego tekstu wiersza Juliusza Słowackiego.

 

Tekst ten ukaże się w najbliższym numerze "Obywatelskiej".

  

 

 

 

 

 

Wszystko o mnie na stronie www.gelberg.org

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka