W poniedziałek prezydent podpisał jedno, zawetował drugie. Internet wybuchł. Ale tylko w połowie. Karol Nawrocki zawetował ustawę łańcuchową i podpisał zakaz hodowli zwierząt na futra. Dwie decyzje, ten sam dzień. A reakcje? Jakby to były sprawy z dwóch różnych planet. Jak zwykle w kontrze do wszystkiego stanęła Konfederacja. Nie płakali nad psami ani futrzakami. Oni w ogóle chyba rzadko płaczą. O naszej hipokryzji i prawdziwym przełomie ustawy o fermach futrzanych, pisze Piotr Paciorek, redaktor naczelny Salon24.pl
Weto i natychmiastowy pożar
Informacja o weto poszło w świat i ludzie zawyli, że prezydent nie kocha psów. Premier wrzucił emocjonalne „I co ci psy zawiniły?". Rzecznik rządu dorzucił swoje. To się klika, to się cytuje, to działa jak zapałka. Nawet Polska Agencja Prasowa puściła depeszę o „tweedzie premiera”.
I ja też mam taki odruch. Psy na łańcuchu powinny przejść do historii. Nie musimy udawać, że to jest jakiś folklor, a nie zwyczajne cierpienie.
Tyle że w tej konkretnej ustawie nie chodziło wyłącznie o „łańcuch albo nie łańcuch". Tam było sporo techniki. Definicje, parametry, wymogi. Kojce: metry kwadratowe zależne od wagi psa, konstrukcja, zadaszenia, utwardzenia. To jest ten moment, kiedy moralny postulat zamienia się w linijkę i kosztorys.
Nie trzeba być geniuszem, żeby zrozumieć, że część ludzi spojrzy na to i powie: nie dam rady tego postawić w rok, nie mam na to pieniędzy. I prezydent dokładnie na tym zagrał, „nierealne normy", „uderzenie w wieś".
Znam tę narrację: wieś równa się łańcuch równa się barbarzyństwo. Tyle że to jest leniwe myślenie. Jestem mieszczuchem, ale uczciwie obstawiam, że większość psów na wsi nie ma najgorzej. Bywają dramaty i te dramaty trzeba ścigać, ale robienie z całej wsi jednego wielkiego oskarżonego jest po prostu głupie. O tych złych przypadkach często słyszymy w mediach, czytamy i oglądamy w mediach społecznościowych. Bo psów każdy żałuje.
Prezydent zresztą zapowiedział swój „projekt ustawy łańcuchowej”.
Podpis pod zakazem ferm futrzarskich przeszedł po cichu
I tu mam największy zgrzyt. Bo zakaz hodowli zwierząt na futra to jest naprawdę duża rzecz. Państwo mówi: stop, nie będziemy rozmnażać zwierząt po to, żeby je zabić (w tym wypadku dla futra). Nawet jeśli jest okres przejściowy, nawet jeśli są rekompensaty. Kierunek jest jasny. Fermy mają zniknąć do końca 2033 roku. Organizacje praw zwierząt świętują, bo przez dekadę (pewnie dłużej) walczyli o to się wczoraj wydarzyło.
Dla mnie to rewolucja i „sen na jawie weganina”. Bo ja teraz rozmawiamy o zwierzętach futerkowych, to co będzie w przyszłości?
A jak w debacie? Ciszej. Jakbyśmy nie byli w stanie zauważyć różnicy między sporem o regulację kojców a decyzją, która wprost podcina sens całej branży opartej na hodowaniu po to, żeby zabić.
Wieś wcale nie musi być „za futrami"
Mamy błędne przeświadczenie, że sprawa futer to „miasto kontra wieś". Rozmawiałem z człowiekiem z ruchu prozwierzęcego, który pracował nad tym zakazem latami. Mówi wprost: poparcie jest wysokie również na wsi i wśród rolników.
Dlaczego? Bo ferma norek to dla wielu wsi nie żadna tradycja, tylko sąsiedztwo, którego nikt nie chce. Smród, hałas, konflikty, poczucie, że to nie jest rolnictwo, tylko przemysł, który wjechał w krajobraz gminy jak walec.
Właściciele ferm futrzarskich to nie rolnicy, tak jak próbują wmówić nam Konfederaci. To są po prostu przedsiębiorcy.
Mój znajomy przypominał mi ważną rzecz: kiedy lata temu (2012-107) w Polsce był wysyp nowych ferm, część posłów PiS wspierała lokalne społeczności w zatrzymywaniu ekspansji. Jan Mosiński, Czesław Hoc, Joanna Lichocka. To, bo pokazuje, że temat futer mógł być ponadpartyjny i lokalny, i nie jest to tylko warszawski kaprys fanów sojowego latte.
Dlaczego futra przeszły, a łańcuchy utknęły?
Ujmę to bez wielkiej filozofii: futra dotyczą węższego interesu i łatwiej je opisać jako kompromis do przełknięcia. Okres przejściowy, wygaszanie, rekompensaty. A łańcuchy dotykają codzienności setek tysięcy ludzi. Plus dochodzi techniczny pakiet wymogów, który można sprzedać jako oderwanie od realiów.
Nie zapominajmy, że polityka waży głosy. Żadne sumienia ani łzy w komentarzach czy inne emoikonki. Chodzi tylko o głosy przy urnach.
Rewolucja, której nie dostrzegacie
Ale w przypadku podpisu prezydenta pod ustawą o zwierzętach futerkowych, chodzi o granice: co uznajemy za normalne, a co przestaje być akceptowalne. Zakaz futer jest właśnie takim przesunięciem granicy.
Czy kiedyś ktoś zakaże hodowli zwierząt na pokarm? Tak, to brzmi jak sen weganina na jawie. Ale jeszcze niedawno zakaz futer też był dla wielu nie do pomyślenia.
Można powiedzieć: dobra, ale to dopiero 2033, to jest kosmos. Tak. I to też jest polityka. Zmiany, które kosztują, rozkładają się na lata. W 2034 roku wielu dzisiejszych bohaterów tweetów może być poza polityką. Natomiast zasada zostaje: państwo mówi, że pewien rodzaj cierpienia nie jest kosztem biznesu.
Piotr Paciorek
Fot: Karol Nawrocki zawetował ustawę łańcuchową i podpisał zakaz hodowli zwierząt na futra/PAP/Kostiantyn Klymovets
Inne tematy w dziale Polityka