PiS parł jak taran do wyborów 10.05 tłumacząc, że trzeba trzymać się konstytucyjnych terminów, gdy tymczasem właśnie Ustawa Zasadnicza przewiduje do walki z epidemią stan klęski żywiołowej, który automatycznie przesuwa elekcję w czasie.
Wtedy obóz władzy mantrował dwie nieprawdy.
Jedną, że wszystkie ograniczenia praw obywatelskich można wprowadzić bez wprowadzania stanu nadzwyczajnego, a tylko na podstawie ustawy epidemiologicznej z 2008, którą przecież za PO-PSL uchwalono i Trybunał Konstytucyjny jej nie zakwestionował.
Tymczasem prawda jest taka, że ta ustawa została przegłosowana i podpisana, by nie tracić czasu na jej uchwalanie, gdy epidemia nadejdzie, więc by móc stosować ją wtedy wraz z wprowadzeniem stanu nadzwyczajnego, bo tylko taki stan pozwala, zgodnie z Konstytucją, na czasowe zabranie name
No i trudno by ta ustawa była wcześniej konstytucyjnie kwestionowana, skoro nie była stosowana!?
Drugim rządowym kłamstwem było to, że stan nadzwyczajny ułatwia dochodzenie roszczeń za działania władzy, z czego skorzystają bogate firmy obcego kapitału. Nieprawdą, bo to przecież nie Lidl, Biedronka czy np. fabryki samochodów zostały objęte zakazem działalności, ale głównie drobny polski kapitał typu fryzjerzy, kosmetyczki, restauratorzy czy hotelarze. W konsekwencji władza mniej pomaga się najbardziej dotkniętych obostrzeniami, a więcej niż należy tym, którzy aż tak nie ucierpieli, z przyjaciółmi królika na czele.
Nie byłoby wtedy wyrzucenia w błoto 68 milionów złotych na drukowanie przez Sasina karty do głosowania i tej całej nerwówki, a nastąpiłoby skoncentrowanie się na walkę z epidemią i kryzysem, gdyby PiS zdecydował się na wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, a nie narzekał, że mu tak dobrze żarło, a teraz przez megakryzys zdechło. Przypomnijmy, że Tusk w swoim czasie nie był aż tak sfrustrowany i zabrał się do roboty, by przeprowadzić Polskę suchą stopą przez światowe zawirowania ekonomiczne nie mniejsze, a może i nawet większe ( co widać choćby po spadkach na giełdach ) niż te obecne.
I nie ma co się dziwić w czasie przedwyborczym, że partia władzy będzie rozliczana za nieprzygotowanie Polski na czarną godzinę, głównie w zakresie służby zdrowia i gospodarki oraz obydwóch rzeczy naraz. Bo nie poprawiony ( a PiS miał na to forsę, tylko wydał ją głównie na całkowicie nieskuteczny program demograficzny ), a nawet pogorszony stan szpitali zdecydował o silniejszym uderzeniu w polski biznes, poprzez konieczność zastosowania dłuższych czasowo i mocniejszych obostrzeń.
Teraz obóz rządowy też posuwa się do nieprawdy, tłumacząc konieczność odbycia wyborów, nomen omen ( bo dla władzy ) czerwcowych tym, że trzeba zdążyć przed upływem kadencji Andrzeja Dudy 6 sierpnia, by Polska nie została przez Głowy Państwa. I znowu olewa Konstytucję ( bo nie jest ona, jak się okazuje taka zła jak ją opisują ) która i dzisiaj podpowiada co zrobić i najważniejsze co jest legalne.
Otóż po nieodbyciu wyborów w pierwotnym konstytucyjnym terminie, można to zrobić znowu dopiero, gdy nastąpi opróżnienie urzędu prezydenckiego i wówczas na mocy art.128/2 musi być ogłoszony przez Marszałka Sejmu termin elekcji nie późniejszy niż 5 października, ale możliwy nawet na przełomie sierpnia i września, a więc raczej bezpieczny epidemiologicznie.
Zresztą nie ma co dywagować, że jesienią będzie gorzej pod kątem zarazy, tylko trzeba próbować kolejnych terminów. Ostatecznie, gdyby rzeczywiście nastąpił ostry jej nawrót zawsze można wprowadzić stan nadzwyczajny jesienią i odbyć wybory wiosną.
Do momentu wyboru nowej Głowy Państwa zgodnie z art.131 Konstytucji jej obowiązki pełniłby Marszałek Senatu, a gdyby PiS ze względów oczywistych wolałby Witek, to niech namówi Dudę do dymisji choćby nawet 5-tego sierpnia, by zaistniał jeden z pięciu konstytucyjnych warunków, kiedy to w tej roli zostaje obsadzony Marszałek Sejmu, jak to już 10 lat temu z powodzeniem ćwiczyliśmy.
Czyli Narodu nie okłamywać, ale Konstytucję szanować!
