To jest tak.
My jako naród, jako Polacy musimy sobie wszyscy uświadomić:
"Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy ? Dokąd zmierzamy?".
Wolność i niepodległość, tak nam drogie i jakże pożądane, a jednak nie raz w historii naszej utracone.
Byliśmy wolni i niepodlegli, ale także w tej wolności beztroscy, wtedy i tylko wtedy, gdy nasi sąsiedzi byli słabi i zajęci swoimi wewnętrznymi sprawami. Gdy sąsiedzi rośli w siłę, nasza niepodległość stawała pod znakiem zapytania, aż w końcu ją traciliśmy i to na długie dziesięciolecia. To był dla narodu koszmar, okres poniżeń i wielkiej smuty. Trauma, która zaciążyła na świadomości kolejnych pokoleń Polaków.
W historii najnowszej dwa razy udało się nam tę wolność i niepodległość odzyskać. Za każdym razem w sposób graniczący z cudem. Ktoś złośliwy może nawet powiedzieć, że "psim swędem". Za pierwszym razem to było po zakończeniu I wojny światowej, kiedy nasi zaborscy, jeszcze do niedawna trzy potężne cesarstwa, poniosły w tej wojnie klęskę, albo, jak w przypadku Rosji, stały się teatrem wewnętrznej, wyniszczającej wojny domowej. Za drugim razem było to niespełna 20 lat temu, kiedy w sromotny sposób zdechł komunizm. W konsekwencji cały ustanowiony po II wojnie światowej porządek świata musiał ulec gwałtownym zmianom, zwłaszcza w tej części Europy, w której leży Polska. Historia ponownie przyspieszyła, zwłaszcza pod względem politycznym, ale my niestety nie zdążyliśmy wsiąść do odjeżdżającego pociągu. Drepczemy w kółko, czy czekamy na następny?
Wprawdzie siłą inercji udało się nam stworzyć zręby niepodległości, pozbyć wojsk Armii Czerwonej i przystąpić do NATO, a nawet z rozpędu zapisać się do Unii Europejskiej, co w tym przypadku było w pewnym sensie swego rodzaju ucieczką do przodu. Ucieczką przed problemami, bardzo istotnymi problemami, których rozwiązać nadal nie potrafimy. Nadal nie potrafimy określić kim jesteśmy, a zwłaszcza dokąd zmierzamy. Nadal brakuje nam tego niezbędnego świadomego samookreślenia narodu, jego podmiotowości, naszego miejsca i roli we współczesnym świecie, w Europie. W tej materii mamy coraz większe trudności. Manifestują się one chociażby w stosunkach z naszymi najbliższymi sąsiadami i występują głównie w stosunkach z Rosją i Niemcami, które w międzyczasie odzyskały potęgę i wigor. Nie oszukujmy się, obecne Niemcy pod rządami kanclerz Angeli Merkel, to nie są te same Niemcy jeszcze z czasów Helmuta Kohla, a Rosja pod panowaniem Putina nie jest pogłębiającym się w chaosie imperium radzieckim z czasów Gorbaczowa czy Jelcyna.
Tutaj, wreszcie dochodzimy do meritum zagadnienia. Trzeba zdać sobie sprawę, że gdyby po Gorbaczowie nastał Putin, albo inny jemu podobny "twardogłowy" politruk radziecki, czego szczęśliwie uniknięto w sierpniu 1991 roku (patrz: pucz moskiewski), to z pewnością obecna, wewnętrzna sytuacja Polski, byłaby zupełnie inna. To znaczy jeszcze gorsza, choć przyznam, trudno to sobie wyobrazić.
Chyba każdy z nas Polaków już zdążył zauważyć, że Putin prowadzi z nami bardzo nieprzyjemną, ale w sumie czytelną grę, która polega na tym, aby nas Polaków dotknąć i poniżyć, gdyż on i ludzie z jego otoczenia nadal nie mogą pogodzić się z utratą wpływów w tej części Europy jakie tutaj utrzymywał nieodżałowany ZSRR.
Temu celowi służą wszelkie nieprzyjazne działania natury gospodarczej czy dyplomatycznej. Na przykładzie stosunku do zbrodni katyńskiej najdobitniej widać jak to się odbywa. Obecnie z okazji kolejnej okrągłej rocznicy tego traumatycznego dla Polaków wydarzenie historycznego, Putin próbuje ugrać swoje, czyli chce nas podzielić i skłócić, aby móc nami manipulować dla osiągnięcia własnych interesów.
Nagle to strona rosyjska występuje jako główny organizator rocznicowych uroczystości, ale na te uroczystości zaprasza tylko premiera Donalda Tuska, kompletnie ignorując głowę państwa polskiego czyli Lecha Kaczyńskiego prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.
Oczywiście Putin doskonale wie co robi, prowokuje, strzela celnie. Już w Polsce odezwał się "chór wujów" z zadowoleniem zacierając łapki, już - jeżeli wierzyć naszym mediom - prezydent Kaczyński zdołał się "naindyczyć" zapowiadając, że również na tę rosyjską uroczystość pojedzie. Jak na razie wszystko więc odbywa się zgodnie z planem Putina, to chyba powinno być dla nas wszystkich Polaków jasne i oczywiste. Podobnie jak jasny i oczywisty powinien być nasz brak zgody na ten putinowski scenariusz.
Pozostaje nam zatem przekonać naszych reprezentantów, czyli wybranych przez nas polityków, aby się temu scenariuszowi nie poddawali. Najlepszym wg mnie wyjściem byłoby, aby strona polska nie oglądając się na zamiary strony rosyjskiej, zorganizowała własne obchody rocznicowe, pod patronatem głowy państwa, tak jak czyni to już od wielu lat. Natomiast nie uchybiając w niczym etykiecie dyplomatycznej, premier Tusk powinien pojechać na uroczystości zorganizowane przez ekipę Putina, na krótko, aby zaraz po nich uczestniczyć razem z prezydentem w naszej polskiej ceremoni, a jeszcze lepiej po naszej wspólnej polskiej kommemoracji. Innego, rozsądnego i godnego rozwiązania tej pułapki zastawnej przez Putina nie widzę.
Dziękuję wszystkim za uwagę,
a Toyahowi za inspirację.
Inne tematy w dziale Polityka