Pologne : la polémique sur le crash de Smolensk relancée
Le Monde.fr | 31.10.2012 à 12h36 • Mis à jour le 31.10.2012 à 17h01
Par Piotr Smolar
Polska: odżyły kontrowersje ws katastrofy smoleńskiej.
We wtorek, 30 października, Polska przeżyła nową psychodramę, w ramach niekończącej się telenoweli/serialu o Smoleńsku. Już sama nazwa tego rosyjskiego miasta, gdzie rozbił się prezydencki samolot 10 kwietnia 2010 podczas podjętej próby lądowania w złych warunkach pogodowych, wzbudza emocje i obelgi oraz karmi teorie spiskowe, zmyślnie podtrzymane. Tytuł z pierwszej strony wtorkowego wydania konserwatywnego dziennika "Rzeczpospolita", dodatkowo pogorszył tę sytuację. Opublikowany w gazecie artykuł jednoznacznie potwierdził (sic!), że ślady materiałów wybuchowych - TNT i nitrogliceryna - zostały odkryte przez polskich ekspertów na szczątkach Tupolewa 154. A dokładnie, na 30 fotelach oraz na styku skrzydła i korpusu samolotu.
Tymczasem, trzeba pamiętać, że las wokół lotniska był miejscem zaciętych walk podczas II WŚ, a następnie pełnił funkcje obszaru zmilitaryzowanego. Co oznacza, że przy wysuwaniu wniosków powinna być zachowana najwyższa ostrożność, tym bardziej, że ślady z przeszłości mogą być trwałe [tryb warunkowy]. Poza tym, służby BOR przed odlotem maszyny z Warszawy dokonały standardowej weryfikacji samolotu.
Zamiast od razu przypomnieć o tych faktach, rząd scedował na prokuraturę wojskową zadanie udzielenia odpowiedzi na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji prasowej, co jeszcze bardziej podsyciło klimat skandalu wokół tej publikacji. Rzecznik prasowy prokuratury, Ireneusz Szeląg, zdementował obecność materiałów wybuchowych na szczątkach samolotu cytowanych przez gazetę. "Wstępne badania na miejscu potwierdziły obecność materiałów, które jednak muszą być teraz poddane dalszej analizie w laboratorium. Wiele materiałów posiada właściwości podobne do materiałów wybuchowych, na przykład pestycydy lub kosmetyki. Tylko dalsze analizy przeprowadzone w laboratoriach pozwolą na ustalenie ostatecznych, wiążących wyników i dlatego badania będą kontynuowane" - powiedział. Nic jednak nie wskazuje na to, że informacja o dalszych analizach, które potrwają kolejne sześć miesięcy, uspokoi nastroje.
"LA VÉRITÉ VA DE TOUTE FAÇON ÉMERGER"
"PRAWDA I TAK WYJDZIE NA JAW"
W wyniku konferencji prokuratury, dziennik Rzeczpospolita opublikował na swojej stronie internetowej deklarację, w której odżegnuje się od opublikowanych informacji. "Popełniliśmy błąd pisząc o TNT i nitroglicerynie. To mogą być jedne z ich składników, ale niekoniecznie". Jednak lawina już została uruchomiona. Ta słabiutka deklaracja mea culpa, zresztą już niebawem wycofana, nic nie dała. Katastrofa smoleńska pozostaje ulubionym tematem opozycji, partii Prawa i Sprawiedliwości, kierowanej przez Jarosława Kaczyńskiego, który nie otrząsnął się po stracie swojego brata bliźniaka w katastrofie lotniczej. To on jest głównym motorem teorii spiskowej. Bez żadnych ceregieli i niuansów, wspomniał o "zamordowaniu 96 pasażerów lotu". Zażądał zwołania specjalnej sesji Parlamentu [Sejmu] oraz potępił "dezinformację" i podejmowane próby ukrycia prawdy.
Premier Tusk nie zwlekał z odpowiedzią i zareagował szybko zarzucając liderowi opozycji pochopne wyciąganie wniosków z fałszywych sensacji, które "dewastują Polskę", dodając, że rządowi "trudno jest pracować, w sytuacji kiedy szef opozycji wysuwa takie oskarżenia wobec rządu i najbliższego naszego sąsiada".
MAUVAISE GESTION DE L'ENQUÊTE PAR LE GOUVERNEMENT
SŁABE ZARZĄDZANIE PROWADZONYM DOCHODZENIEM PRZEZ RZĄD
Zabójczą grę [jeu de massacre] kontynuowano, gdy z kolei Jarosław Kaczyński odpowiedział - "Nie wiem, czy Pan Tusk chce mnie zamordować lub po prostu skazać na banicję. Ale jego słowa wskazują, że on już wie, że prawda i tak wyjdzie na jaw".
Słabe zarządzanie dochodzeniem smoleńskim przez rząd, zarówno w kraju jak i w stosunkach z Rosją, oferuje wiele miejsca dla działań opozycji. PiS oskarża rząd o ukrywanie prawdy przez zaakceptowanie kłamstwa rosyjskich śledczych. Rosyjski międzyrządowy komitet lotnictwa (MAK) przedstawił swoje ustalenia już w [grudniu] 2011 roku. Według MAK przyczyną katastrofy były naciski prezydenta Lecha Kaczyńskiego i innych wyższych urzędników na załogę samolotu, a piloci nie byli wystarczająco przeszkoleni i podjęli decyzję o lądowaniu "w niewłaściwych warunkach".
Dodatkowo, ze strony polskich śledczych (Specjalna Komisja i prokuratura wojskowa) został położony nacisk na błędy kontrolerów rosyjskich obsługi naziemnej i niedostateczne wyposażenie lotniska. Ale nigdy nie została wysunięta teza stawiająca pod znakiem zapytania wersję wypadku.
[spolszczył giz]
Tyle francuskiemu czytelnikowi mówi i wyjaśnia artykuł w "Le Monde" napisany przez redaktora Piotra Smolara, który w licznie publikowanych biogramach przyznaje się do "polskiego pochodzenia" [origine polonaise], co m.in. ma potwierdzić, że autor tego tekstu doskonale orientuje się w polskich realiach i tym samym kwalifikuje się do roli eksperta spraw polskich i generalnie wschodniej Europy.
Tak przynajmniej może sądzić francuski czytelnik, ale niestety już nie polski, gdyż w Polsce jednak słyszeliśmy o sejmowej komisji Macierewicza, o ostatniej konferencji polskich naukowców na temat wątpliwości wokół przyczyn katastrofy smoleńskiej, o czym nie wspomina w swoim tekście Piotr Smolar. Podsuwa Francuzom jedynie bardzo wybiórczy synopsis oparty na publikacjach Gazety Wyborczej, który łykają francuscy czytelnicy w dobrej wierze, gdyż z braku dodatkowych informacji, jedynym ich punktem odniesienia jest wiedza o tym jak w cywilizowanym świecie przebiega dochodzenie przyczyn katastrofy lotniczej.
I na tym właśnie polega to tytułowe łajdactwo Piotra Smolara, żeby już nie używać niecenzuralnych słów. Na żerowaniu na niewiedzy i naiwności francuskich czytelników, na ukrywaniu przed nimi zdecydowanie bardziej złożonej rzeczywistości, czyli jednego wielkiego skandalu, kompromitacji z jakim mamy do czynienia ws tzw. "katastrofy smoleńskiej". Wbrew temu co już w tytule sugeruje autor, kontrowersje ws katastrofy smoleńskiej trwają cały czas, niezmiennie od chwili tragedii i obejmują również okres ją poprzedzający. Jako specjalista od spraw polskich, specjalny wysłannik w Warszawie, Piotr Smolar doskonale musi o tym wiedzieć, a więc ...
Panie Piotrze, czy nie sądzi Pan, że zwłaszcza zagranicą określenie "pochodzenie polskie" brzmi niemal jak szlachectwo, a poniekąd "szlachectwo zobowiązuje" - noblesse oblige, o czym słyszał nawet Sewek Blumsztajn.
PS - specjalnie nie czytałem informacji opublikowanej, bodajże na portalu onet.pl na temat tego artykułu w "Le Monde", więc nie wiem czy i jakie fragmentu tekstu Smolara tam cytowano i szczerze pisząc nawet nie chce mi się sprawdzić - liczę na Was. Patrz również artykuł w GieWu:
"Le Monde": Polska psychodrama wokół katastrofy w Smoleńsku
Inne tematy w dziale Polityka