Piotr Gociek Piotr Gociek
7583
BLOG

Szantaż Koko Euro Spoko i Ziemkiewicza oko

Piotr Gociek Piotr Gociek Polityka Obserwuj notkę 77

Nie będę ukrywał – piosnkę która ma być naszym hitem na Euro 2012 mam za wyjątkowy badziew i chałę czerstwą jak bon moty Leszka Millera. I nawet gdyby dostała w głosowaniu esemesowym 110 proc. głosów nie zmieniłoby to mojego zdania.

Nie dziwi mnie zresztą, że badziew w esemesowych sondach wygrywa – tak jest choćby od lat na Eurowizji, gdzie króluje albo kosmiczny kicz albo wygłup. Nie dziwi mnie też, że nasz muzyczny salonik („salon” to byłoby za duże, niezasłużone słowo) dostał szału, bo widzowie zlekceważyli tak zwanych zasłużonych artystów scen polskich. Nie żal mi wcale Wilków, Rodowicz i innych pieczeniarzy, których produkcje były jeszcze bardziej koszmarne niż „Koko Euro Spoko”.  Ale to, że ich piosenki były gniotami, nie oznacza jeszcze, że „Koko Spoko” jest super. Bo nie jest.

A tu dowiaduję się nagle, że ze mnie bardzo niedobry eliciarz, który pogardza biednymi kobiecinami, a one przecież z sercem na dłoni śpiewają, tymczasem  warszawka i inni zwyrodnialcy krytykują. Oburzył się Rafał Ziemkiewicz w felietonie na Interii zauważa, że „pogarda dla koko-spoko połączyła na Twitterze i portalach społecznościowych ludzi uważanych za wyrazicieli opinii salonu z tymi, którym lemingi zwykły ubliżać od "pisowców". I dodał, broniąc grupy Jarzębina „o ja naprawdę już wolę te panie od koko-spoko. One przynajmniej błyszczały w tym wszystkim autentyczną, ludową naiwnością.”

Może i błyszczały, ale tego błysku w piosence nie słychać – mam ją za słabiznę niemożebną. A już niemożebnie rozbawiły mnie opowiastki Michała Malinowskiego, dyrektor Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści, który opowiadał w Radiu Wnet o tym, że to utwór wpisujący się w zaniedbaną tradycję przyśpiewek ludowych. Otóż wypraszam sobie – piosenka jest zwykłą dyskotekową chałą i proszę nie obrażać ludu i jego przyśpiewek.

Mamy do czynienia z narodzinami groźnej, świeckiej tradycji, wedle której kiedy tylko coś zostanie skrytykowane przez salon, warszawkę, lemingi –co tam chcecie – to natychmiast rwą się szeregi wolnych Polaków, żeby skrytykowaną rzecz brać w obronę. Nie zapisuję się, dziękuję. Chała pozostaje chałą niezależnie od tego czy Sierocki chwali, a Ziemkiewicz gani - lub odwrotnie.

Podobnie jest w filmem „1920: bitwa warszawska” który został przez Ziemkiewicza wzięty w obronę po tym, jak obsypano go Złotymi Wężami dla najgorszej produkcji roku 2011.  Wężami moim zdaniem jak najbardziej zasłużonymi, bo Jerzy Hoffman zapomniał jak się robi filmy gdzieś ćwierć wieku temu. Ale Ziemkiewicz już węszy tu politykę antypatriotyczną lemingów i rzecze (w subotniku z 28 kwietnia) „Domyślam się jednak, że „dziennikarzy filmowi”, którzy stoją za inicjatywą filmowych antynagród, nie polubili „Bitwy” przede wszystkim za temat, i w ogóle za całokształt: patriotyczny patos, postać księdza Skorupki, i że w ogóle, wiecie - Ojczyzna i inne takie sprawy, które na część „młodych wykształconych z dużych miast” działają jak kropidło egzorcysty na opętanego.”

Otóż jako dziennikarz który jest wśród założycieli Wężowej Akademii głośno mówię – film Hoffmana jest beznadziejny i żaden felieton RAZ-a tego nie zmieni. Być może niektórzy głosowali na niego, bo mają alergię na Polskę. Ja głosowałem, bo cierpiałem na tym filmie niemożebnie. A moja cierpliwość jest niemal bez granic, bo kocham kino  – na przykład obejrzałem do końca film Magdaleny Łazarkiewicz „Na koniec świata”, choć zapłaciłem za to okresową utratą sprawności intelektualnej

Naprawdę szkoda atramentu na obronę rzeczy beznadziejnych tylko dlatego, że komuś wydaje się, że zrobi tak na złość salonowi. Nie chcę być moralnie szantażowany sugestią, że jeśli nie podobają mi się babiny z Jarzębiny to jestem lemingiem, a jak rwałem włosy na Hoffmanie to znaczy żem antypatriotyczny.  Jestem pewien, że Rafał Ziemkiewicz też woli być chwalony za to, że pisze książki dobre, a nie za to, że słuszne.

 
 

Jestem osobny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka