Romuald Kałwa Romuald Kałwa
122
BLOG

Urologiczne pasje Gontarczyka

Romuald Kałwa Romuald Kałwa Polityka Obserwuj notkę 7
                Na stronie internetowej Polityczni.pl możemy obejrzeć debatę pomiędzy historykami dr Piotrem Gontarczykiem a Pawłem Zyzakiem. Atak na Zyzaka poszedł ze strony, której on i inni pewnie się nie spodziewali, dlatego należy się nad tym zastanowić.
 
                Oglądając debatę miałem mieszane uczucia. Nie wiedziałem, że choroba która od wielu lat truje wolność słowa i zdrowy rozsądek, poszła tak daleko, że zaraziła środowiska niepodległościowe. Po pierwsze: czy to się komuś podoba czy nie, o ludziach którzy mieli ogromny wpływ na historię Polski i świata, należy dyskutować i stawiać hipotezy, gdyż każdy kawałek ich życia (nie tylko politycznego) należy do obywateli. Lech Wałęsa nie jest tu żadnym wyjątkiem. Okazuje się, że w pewnych wypadkach hipotez stawiać nie wolno.
 
Dr Gontarczyk natarczywie atakuje „urologiczne pasje Pawła Zyzaka”, jakoby o pewnych faktach nie można było pisać tylko dlatego, że dotyczą pewnych ludzi. Samemu będąc ofiarą podobnej nagonki, chwali i odrzuca jednocześnie całą zawartość książki Pawła Zyzaka przez te kilka procent niepotrzebnych treści, które wypomina, a które w pracy naukowej wg niego są niedopuszczalne. Zarzuca mu wykonanie złej roboty i psucie „klimatu”. Zapomina, że książka Zyzaka „Lech Wałęsa. Idea i historia” stricte naukową książką nie jest, i że przez różowy salon odrzucane jest wszystko co nie miało jego akceptacji (tak jak np. teledysk „Brooklyńska Rada Żydów” zespołu Kult). Dodatkowo Zyzakowi chodziło o to, by wskazać, że losy i charakter młodego Wałęsy ma ścisły związek i są kontynuowane u Wałęsy dojrzałego.
 
Czym jest hipoteza dla badacza, naukowca czy dziennikarza? Jest błyskiem nowej myśli, nowym spostrzeżeniem, zauważeniem pewnego zjawiska. Hipoteza postawiona przez jednych, może być rozwinięta przez drugich, tych, którzy mają lub mogą mieć dostęp do odpowiednich źródeł i materiałów. Pomysłodawca nie zawsze ma możliwości by kontynuować swój pomysł.
 
Główny wątek debaty dotyczył problemu relacji Wałęsy ze służbami specjalnymi PRL po roku 1978. Wałęsa natarczywie nachodzony przez SB groził jej funkcjonariuszom, że poskarży się „komuś innemu”. W czasie debaty Zyzak wymienia przesłanki i sugestie, o związkach Wałęsy z Wojskową Służbą Wewnętrzną, która mogła go dostarczyć do stoczni w 1980 roku. Nie jest tajemnicą, że służby specjalne nawet w jednym państwie (nieważne totalitarnym czy demokratycznym, nie „kolegują się” za bardzo – zasada „dziel i rządź” sprawdza się tu znakomicie, gdyż rządy muszą się jakoś przed specsłużbami zabezpieczyć). Sprawa kontaktów z inną służbą nie musiała być przeszkodą, by Lech Wałęsa po roku 1978 był rozpracowywany przez SB. Przecież nawet gdy w latach 1970-1976 był agentem, także był jednocześnie rozpracowywany. Jaki to problem dla SB, która nie miała zaufania do nikogo. (Widzimy tu hierarchię służb specjalnych PRL. Wojskowe stały w hierarchii znacznie wyżej od cywilnych - były bardziej radzieckie od mniej radzieckiej, bo bardzie prl-owskiej – naszej” SB i pewnie dlatego po 1989 roku tak naprawdę nie zostały rozwiązane. Ktoś przecież musiał pilnować tu „porządek”).
 
W debacie dominuje pogląd Gontarczyka, że wolno pisać tylko o tych rzeczach, na które są dokumenty. Dlaczego dr Gontarczyk uważa, że nie wolno stawiać hipotez, skoro 80 procent dokumentów SB zostało zniszczonych, a sam Lech Wałęsa oddał UOP dokumenty wybrakowane, co zauważył Zbigniew Siemiątkowski i inni, publicznie domagając się zwrotu brakujących kartek?
 
W 75 minucie debaty dr Gonatarczyk pyta Zyzaka stawiając mu jednocześnie zarzut, że informacje o „obszczymurku” wziął z drugiej ręki. Z tego co wiem, wszystko co piszą historycy pochodzi albo z drugiej ręki, albo z dokumentów. Do dziś pisze się o Mieszku I, a nikt go na oczy nie widział. Najciekawsze jest to, że ci, którzy Zyzakowi zarzucają, że ten natrętnie „czepił się” pewnych rzeczy z życia Wałęsy, sami je bezustannie i natrętnie wypominają Zyzakowi, że je Wałęsie wypomniał, choć Zyzak w swojej książce nie skupił się tylko na tych kwestiach.
 
W 78 minucie debaty, jeden z widzów który przedstawił się jako Seweryn Chwałek pyta Pawła Zyzaka: „po co (te) pewne rzeczy, choć na pewno wszystko co napisał jest prawdą”. Zarzucił mu poziom tabloidowy. Podam przykład: po co ciągle pisać o pijanym Kwaśniewskim na forum ONZ w 1997 roku czy 17 września 1999 roku w Katyniu. To bez wątpienia jest prawdą, ale także jest na poziomie tabloidowym! 
 
W Gontarczyku widzę człowieka, który się wyraźnie czegoś boi. Wcale się nie dziwię. W rozmowie z „Dziennikiem” z 22 kwietnia 2009 w tekście „”SB a Lech Wałęsa” ujawnia tajemnicę państwową” czytamy wypowiedzi dr Gontarczyka: „Od czasu naszej publikacji interesują się mną i moją rodziną specsłużby oraz trzy prokuratury. Zapewne chodzi o odebranie mi certyfikatu dostępu do informacji tajnych co przekreśliłoby moją dalszą karierę zawodową, a na pewno tę w IPN - powiedział historyk Instytutu”. Czytamy dalej: „Dodał, że jego żona była mobbingowana ze względu na jego publikacje, a potem na podstawie spreparowanych zarzutów odebrano jej certyfikat i wyrzucono z pracy. - Mam też sygnały, że do dziennikarzy mogą trafiać informacje dotyczące mojego życia osobistego i zawodowego. To jest wiedza, którą posiadam tylko ja oraz ABW - podkreślił Gontarczyk”. Wielu stawia hipotezę, że Piotr Gontarczyk chce odkupić swoje „winy” wobec różowego salonu. Choć muszę uczciwie przyznać, że młodym jak Zyzak ludziom, łatwiej jest pisać „trudne” rzeczy i narażać się przez to potężnym siłom, bo nie mają nic do stracenia.
 
               Nie wierzę więc, że ten spór dotyczy tylko błędów warsztatowych Zyzaka wypominanych przez środowisk naukowe. A słowa Gontarczyka, że książka Zyzaka zbliża nas od Białorusi (choć podobnych książek na temat prywatnego życia Prezydenta Francji Francois Mitteranda, w której w zależności od publikacji zarzuca się mu różną liczbę nieślubnych dzieci, na widocznych półkach paryskich księgarni jest mnóstwo) mają swój cel. Przypomnę, na sugestię redaktora Sakiewicza Gontarczyk w 6 minucie debaty zdecydowanie zaprzeczył jakoby twierdził, że książka Zyzaka zbliży nas do Białorusi. Tymczasem na stronie internetowej „Rzeczypospolitej” w artykule Piotra Gontarczyka pt.: „Grzech lekkomyślności” z 9 kwietnia 2009 czytamy:
 
„Zyzak może publikować wyniki swoich badań naukowych, bo ma do tego gwarantowane konstytucyjnie prawo. Ale podtrzymuję wyrażoną wcześniej opinię, że w tej formie książka nie powinna być wydana. Wcześniej należało ją solidnie przemyśleć i zweryfikować. Ponieważ tego nie zrobiono, książka przyniosła ogromne szkody, pod wieloma względami cofając cywilizacyjnie Polskę w kierunku standardów Białorusi. Dawno nie słyszałem tak agresywnie wyrażanej chęci rozprawienia się z niewygodnymi naukowcami czy usuwania kadencyjnych organów kierujących niezależnej od polityków instytucji. Za to wszystko Zyzak ponosi sporą winę”. Owszem, w tej wypowiedzi zawarta jest wina wobec środowisk, które atakują Zyzaka, ale żeby tak mocno uderzać w młodego historyka? Gontarczyk zrobił to jednak zbyt niejasno, co daje pole do różnych interpretacji, stąd tu ten cytat.
 
Mój tekst to nie atak na dr Gontarczyka, a na niewolę umysłową w jakiej żyjemy. Jego oskarżenie i lęk, że Zyzak psuje klimat debaty publicznej w dotarciu do prawdy jest źle sformułowane. Salon atakuje zawsze, dlatego nie ma sensu silić się na dyplomatyczną delikatność, która pomogłaby uniknąć z nim konfliktu. Piotr Gontarczyk dobrze o tym wie, i stąd moje pretensje. Doktorowi należy się wsparcie, by mógł uderzać w te środowiska, które psują należne każdemu prawo wolności od kłamstwa. Sądzę, że może i powinien liczyć na wiele osób, które powinny pomóc mu walczyć z kłamstwem i osobistymi atakami na niego.
 
 

Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka