GPS GPS
2420
BLOG

O sraniu!

GPS GPS Kultura Obserwuj notkę 3
Wielu patriotów oburza się akcjami wtykania polskich flag w psie odchody w miastach. A ja uważam, że to są bardzo potrzebne, słuszne i patriotyczne akcje! Ja popieram wtykanie polskich flag w psie gówna, by uświadomić Polakom, że są obsralusami!
Kupy w Polsce to poważny problem. Polska jest po prostu totalnie obsrana – i przez ludzi, i przez zwierzęta domowe. Można stwierdzić, że Polska to zasrany kraj - w sensie dosłownym, a nie przenośnym.
Kupy na wyspach, i w ogóle w miejscach cumowania jachtów, to najgorsza plaga Mazur. Wszystkie te miejsca są w sezonie stale zasrane – kał razem z zabrudzonym papierem toaletowym leżą na wierzchu, często nie tylko w ukrytych miejscach, ale na środku dróżki czy polany!
A sprawa jest bardzo prosta do załatwienia! Po pierwsze, można robić kupę w miejscach do tego przeznaczonych: w toaletach, sławojkach, toi-toiach, latrynach, wychodkach, WC-etach, sraczach, kiblach itd... (dużo jest nazw na te miejsca, dużo też samych miejsc..). Ale tego może akurat w pobliżu nie być. Można zatem, po drugie, mieć na jachcie chemiczne WC. Ale to kosztuje. Więc, po trzecie, można mieć saperkę i zakopywać to co się zrobiło.
Ale posiadanie saperki to też coś co trzeba zaplanować. A więc, po czwarte, zawsze można wybrać takie miejsce, w którym wykopie się dołek ręką, a potem zakopie to co się zrobiło – a ręce i tak trzeba po tym umyć, np. w strumieniu czy jeziorze. Dlaczego więc większość pseudożeglarzy (no bo żeglarzem nie można nazwać takiego obsralusa, który nie umie kupy robić, nie?) nie potrafi wykonać tak prostej czynności jak zakopanie tego co zrobili? To nawet psy mają instynkt zakopywania własnych odchodów! A wyspy na Mazurach są obsrywanie szczególnie intensywnie, bo teoretycznie nie można na nich cumować, czyli gmina nie może ich zagospodarować, ustawiając sławojki.
Tak samo łatwo rozwiązuje się problem psich kupek: można użyć dowolnej torebki, którą się przenicowuje, zakłada na rękę, bierze się kupkę, przenicowuje z powrotem torebkę i wyrzuca się ją wraz z zawartością do kosza na śmieci. Zresztą to samo można zrobić z ludzką kupą w lesie – zrobić w miejscu dogodnym do zrobienia, zebrać razem z brudnym papierem i zakopać w innym miejscu, dogodnym do zakopania.
Każde dziecko w Polsce uczy się robić kupkę. Najpierw do nocnika, potem w toalecie. To jest czynność, której trzeba się nauczyć. Jest to czynność kulturowo uwarunkowana. Psa też tego uczymy. Ale dlaczego ta edukacja nie idzie dalej i nie uczymy się robić kupy w lesie czy nad jeziorem? Dlaczego w polskich szkołach nie uczy się dzieci jak robić kupę w plenerze, gdy nie ma toalet?
Czy ten problem z robieniem kup w Polsce nie jest w jakiś sposób spowodowany tym, że nasza kultura przez ostatnie kilkadziesiąt lat została zniszczona i zdominowana przez kulturę sowiecką?
Słynne słowo: „sławojka” pochodzi z czasów Polski międzywojennej, gdy próbowano rozwiązać problem srania za stodołą wśród chłopstwa. No i problem by pewnie rozwiązano, gdyby nie sowieci, którzy nas opanowali, wymordowali nasze elity i nauczyli srać gdzie popadnie. Z przykrością muszę stwierdzić, że polscy pseudożeglarze szuwarowo-bagienni są w dużym stopniu zsowietyzowani – nie potrafią robić kupy tak jak ludzie cywilizowani. Jak to zwalczyć? Jak ucywilizować i odsowietyzować Polaków? Choćby tylko w tak prostej kwestii jak robienia kupy?
 
Grzegorz GPS Świderski

PS. Poniżej przesyłam relację pewnego uczestnika listy dyskusyjnej Poland-L o tym, w jaki sposób problem robienia kupy w plenerze przez ludzi i zwierzęta załatwia się w Ameryce. Dlaczego u nas jest inaczej?
„Z lubością się na temat psiego gówna rozpiszę. O gównie pisze się łatwo i można sprawę traktować bardzo osobiście i ze znawstwem... 
Przy okazji - człowiek na stare lata staje się obsceniczny, szczególnie wtedy jak w jego żyłach nie płynie "błękitna krew" i nie uczył się nosić kapelusza przez pięć pokoleń. 
Zacznę od tego, że ja jestem "stary turysta" i nie lubię srać tam gdzie nie trzeba. W Hameryce jest to w miarę łatwe bo: 
  1. albo przyroda jest zamieniona na Disneyland i sracze są przy każdym wybrukowanym "szlaku turystycznym", który zaczyna się na parkingu i ma 2 kilometry długości w obie strony, 
  2. albo przyroda jest dzika jak pieron i w promieniu 10 mil nie ma człowieka i nie ma żadnych szlaków, a jak są to trudno je zobaczyć. Nawet jakby nasrać kolo drogi, to i tak następny turysta będzie za tydzień i do tego czasy muchy i siły natury gówno skonsumują, 
  3. albo przyroda jest własnością prywatną i na jej obrzeżu pisze na tablicach, że jak wejdziesz to cię odstrzelą. 
Ogólnie, mała gęstość zaludnienia wpływa łagodząco na gówniste problemy.
A więc z ludzkim gównem jest mały problem. Ale nawet w tych odludnych miejscach ja osobiście zawsze kopię mały dołek jak muszę się wypróżnić i zakopuję gówno. Tylko naprawdę zakopuję, a nie tak jak psy pozoruję procedurę szurając kilka razy nóżką w powietrzu. Ponoć to ważne, bo zapach gówna bije w nozdrza biedne zwierzaki i tracą apetyt. Zwykle mam coś potrzebnego do kopania, bo jak powiedziałem, albo sracz obok sracza w Disneylandach Natury, albo trzeba wszystko mieć ze sobą w plecaku, bo wokoło nie ma chałupy w promieniu wielu mil. Jak jestem w jakichś tam górach skalistych to przykładam kamieniem, choć w Parkach Narodowych zwykle chcą, żebym swoje gówno wyniósł z Parku. W lasach federalnych już się tak nie wygłupiają.
Ja mieszkam na wsi, i jak to na wsi, ludzie mają sporo psów, nieraz po kilka. Gówna na chodnikach, trawnikach, i w parkach nie ma. Ale to oczywiście dlatego, że jest to dość ustalone i konserwatywne środowisko, które rozumie, że psy nie srają na chodnik, tylko na ICH CHODNIK. To nie "państwo" daje pieniądze "na chodniki" i na "MPO" tylko oni. Ponieważ ludzie się znają, a reputacja to wszystko, więc ludzie nie chcą aby o nich mówili, że "nawet swojego gówna nie sprzątną".
Oczywiście jest bez porównania gorzej w dzielnicach biednych, bo tam "państwo" daje. Oczywiście są prawa (lokalne "ordynacje"), które "za gówno karzą", i to chyba dość surowo. Ale ja tych praw nie znam, ani przypuszczalnie większość właścicieli psów. Jeśli chodzi o "własne dupy" mieszkańców, to w każdym parku jest szalet publiczny, za który się nie płaci, a poza parkiem idzie się do bądź którego sklepu czy restauracji i się idzie do toalety. Tu jest kult sracza i mycia rąk. Ja też myję ręce, choć w Oxfordzie ponoć uczą, że na ręce się "nie robi", jak w starym kawale. To jest na wsi... W dużych miastach, takich jak Nowy Jorek, to już mniej uprzejmie patrzą jak się wchodzi do restauracji tylko po to, żeby się wysrać. Chyba nawet widziałem w Nowym Jorku jakieś napisy, że za toaletę się płaci albo że toaleta jest dla "patronów". Ale to do dzisiaj rzadkość/wyjątek w Hameryce.
Co do srania psów, to jak powiedziałem, ich gówna spotyka się u mnie na wsi bardzo rzadko. Psy na ulicach chodzą zwykle na smyczy (nie wiem czy jest "prawo"), ale chyba głównie dlatego, żeby nie wpadły pod auto, a nie dlatego żeby kogoś pogryzły. Kagańce tutaj są rzadkością. W parku, przynajmniej u mnie psy, mogą biegać bez smyczy. Przynajmniej u mnie na wsi, każdy właściciel psa, kiedy go wyprowadza na spacer, ma przy sobie worki z zip-lockami (nie wiem jak to po polskiemu, w Polsce też ale zapomniałem jak to sie nazywa. Takie plastikowe woreczki co mają albo pseudo zamek błyskawiczny, albo takie paski co wchodzą jedne w drugie i można je hermetycznie zamknąć). Jak piesek narobi, to się woreczek wywraca na drugą stronę, wkłada się rękę jak do rękawiczki, podnosi się gówno, zgrabnie odwraca się drugą ręką woreczek na oryginalną stronę i zamyka hermetycznie "zamkiem błyskawicznym". Operacja jest zwykle prosta, bo psie gówno jest zwykle "twarde" (biedne te psy z tym sraniem). Potem się woreczek z hermetycznie zamkniętym gównem wrzuca do najbliższego pojemnika na śmieci, albo przynosi do domu i się wrzuca do swoich śmieci. W parkach właściciele biegają za swoimi psami i zbierają po nich gówna więc też jest czysto. Jeśli czasem jest jakieś gówno na chodniku albo w parku to przypuszczam, że albo przez "niedopatrzenie" albo gdy osoba zapomniała zip-locków.

Ciąg dalszy jest tu: Flaga w kupie


 

GPS
O mnie GPS

Blo­ger, że­gla­rz, informatyk, trajk­ka­rz, sar­ma­to­li­ber­ta­ria­nin, fu­tu­ry­sta. My­ślę, po­le­mi­zu­ję, ar­gu­men­tu­ję, po­li­ty­ku­ję, fi­lo­zo­fu­ję.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura