„Obok swych ogromnych talentów jako świetny wódz, rozważny mąż stanu, przebiegły dyplomata, doskonały propagandzista Wilhelm miał też nadzwyczajny dryg finansowy. Wolał pozbawić kogoś majątku niż życia. Wolał nakładać na ludzi haracz, niż pakować ich do więzienia. Ciągle kombinował jak wycisnąć z ludności więcej pieniędzy. Tędy nakazał spisać w Anglii gdzie, co, kto posiada. Zespoły złożone z czterech dostojnych mężów objeżdżały kraj i notowały dokładnie ile ornej ziemi, łąk, lasu należy do magnata, klasztoru czy skromnego wieśniaka. Ilu jest pracowników, czy niewolników? Ile jest koni, krów, owiec, świń, nawet kur i gęsi? Czy jest młyn, albo staw? Co przynosi ów majątek. Czy mógłby przynosić więcej?
Wszystkie te dochodzenia zostały złożone królowi i posłużyły mu do wymierzenia nowych podatków. Żaden kraj w Europie w XI w. nie miał nawet w przybliżeniu tak szczegółowego wykazu. Historycy są nim zachwyceni, bo daje im doskonały wgląd w ówczesny stan gospodarczy. Ludność współczesną wściekała ta dociekliwość króla, przeklinała go, a wykazy nazwała księgami Sądu Ostatecznego, czyli „The Doomsday Book”
Mam nadzieję, że ten wstęp zaczerpnięty ze Zbyszewskiego zachęci przynajmniej część czytelników do sięgnięcia po cały tekst Zbyszewskiego, zwłaszcza, że jest napisany fantastycznie i tak powinno pisać się o historii, ale przede wszystkim też dlatego, że zawiera mnóstwo prawd i praw politycznych, historycznych i życiowych przydatnych również i w świecie współczesnym.
Przede wszystkim należy żałować, że u nas nigdy nie powstała taka „The Doomsday Book”. Ale my nigdy podatków płacić nie lubiliśmy – to jedna przyczyna, a przy naszej skłonności do kombinacji, to zaraz rachmistrzów byśmy „przebajerowali” tak aby wyszło, że nic nie mamy, a przynajmniej majątku przynoszącego jakikolwiek dochód. Przyczyna druga, bardziej się u nas ceniło władców walecznych, bitnych, niż jakiś władców – finansistów, bo władca bitny bardziej gwarantował bezpieczeństwo, niż władca bankowiec, który co z tego że miał pełny skarbiec i bogate swoje włości, jak nie miał nad nimi zabezpieczenia i siuup wpadali Tatarzy – nie ma nic, albo siuup szlachta zorganizowała rokosz – również nie ma nic. To oczywiście jest także wytłumaczalne naszym położeniem geograficznym, że w Europie Środkowej silniejszy był ten kto miał więcej wojów/rycerzy/regimentów niż zamków i browarów. Tylko tu wystąpi znakomita kwadratura koła. Bo na zachodzie masowo budowano zamki, obwarowane miasta, i w ten sposób, cóż że miałeś 5000 knechtów, a przeciwnik tylko 500, jak siedział on w obwarowanym mieście i czekał na to, aż przybędzie Król i rozsądzi spór między swoimi lennikami. Tylko żeby zbudować zamek, to trzeba było zebrać kapitał i dokonać inwestycji, co zabierało i trochę czasu i energii, a wyniki nie pojawiały się szybko. Tak szybko jak chociażby radość po wypiciu z kompanami beczułki piwa. W każdym bądź razie niedoinwestowanie naszej części Europy ma swoje głębokie historyczne powody. Powód w końcu trzeci to Anglicy to jednak naród praktyczny i tam potęgę buduję się na pieniądzu, a u nas potęgi buduje się na Ideach – a to szklanych domów, a to II Polski, a to Polski jako Chrystusa Narodów, czy też na idei Popisu. Anglik zapyta zawsze: ile to kosztuje. Polak rozmarzy się prezentowaną mu poetycko ideą.
A chociażby taki „The Doomsday Book” wypadałoby spisać tuż po zakończeniu komunizmu. Ponoć przecież zmieniła się władza. Czyli mamy taką samą sytuację jak w Anglii po najeździe Wilhelma Zdobywcy. I wypada aby władza zorientowała się w możliwościach ekonomicznych swojego kraju i stosowne podjęła kroki. Cóż, Wilhelm swoje rządy w Anglii rozpoczął od ekonomii i „The Doomsday Book”, my III RP rozpoczęliśmy od afer: FOZZ, alkoholowej, moskiewskiej.. i trwa to właściwie do dnia dzisiejszego. Efekt tego jest taki, że Anglia jest cały czas kontynuacją tego co zaczęło się tam w roku 1066, i nie prędko znajdzie się tam jakiś nowy Wilhelm Zdobywca przybyły z kontynentu. Na pewno kandydatem na takiego Wilhelma nie są struktury unijne, prędzej kryzys gospodarczy. Natomiast efekt polski naszego podejścia do ekonomii jest taki, że tak właściwie u nas niczego nie ma.
Jest Balcerowicz! Zakrzyknie jakiś obrońca naszego wkładu w rozwój światowej ekonomii. Niech tylko będzie uprzejmy wskazać na czym ten cud Balcerowiczowski polega, jakimi środkami został osiągnięty, i jak przekłada się na bogactwo Polski, czy to jej obywateli – którzy żyją w większości na progu ubóstwa, czy chociażby na bogactwie władców Polski (przynajmniej nominalnych) latających jednak radzieckimi samolotami, a nie jakimiś nowoczesnymi Boeingami. Państwa nie mamy bogatego, ale za to realizuje wszelkie możliwe zasady demokratycznego państwa prawa.
A ja bym tak chciał konkretnie o ekonomii. Ile mamy majątku? Jaki przynosi dochód? Czy jest to majątek w Polsce, czy tylko w Polsce obecny fizycznie, prawnie natomiast zarejestrowany w jakimś raju podatkowym. Zrobić taki właśnie „Dzień Sądu Ostatecznego” dla wszystkich beneficjentów ekonomicznej zapaści Rzeczpospolitej.
Uciekliśmy trochę od Wilhelma Zdobywcy. Można z niego wziąć jeszcze jeden przykład. Po zdobyciu Anglii aby nie dopuścić do zbytniego wzrostu potęgi swoich lenników, aby nie tworzyli oni silnych i zwartych jednostek ekonomiczno-ludnościowo-militarnych, którymi łatwiej zarządzać, doglądać, a i np. nie traciło się czasu(a czas to pieniądz!) na przejazd między polem, a młynem a miastem bo wszystko było skupione i w jednym miejscu, to właśnie żeby tak nie było, to Wilhelm dawał swoim rycerzom nadania rozdrobnione. Młyn w jednym hrabstwie. Pole w hrabstwie przeciwległym. Staw z rybami w innym miejscu, a wędzarnie w innym miejscu. Rezydencje główną w hrabstwie takim, ale już browar w zdecydowanie dalszym. Dzięki temu wasale musieli więcej czasu poświęcać na doglądanie swoich włości, i nie mieli czasu na knowania przeciwko seniorowi.
Można się od niego też uczyć patentu na wymiennych urzędników. Co by znów urzędnicy nie tworzyli sitwy w jednym miejscu, to najważniejszy z nich Szeryf był co dwa lata z jednego hrabstwa przenoszony do drugiego. Lepiej się sprawował to miał szanse na lepsze hrabstwo. Gorzej się sprawował. Nie miał szans na nic. W każdym bądź razie nie istniała możliwość bycia na stale. Na stale był tylko król. W dawnej Polsce wszystko odwrotnie – to urząd szlachcicowi przypadał na stale, ba, był nawet dziedziczony w rodzinie. Król natomiast – to co innego, król jest tymczasowy – bo elekcyjny, a ponadto zawsze szlachta w zgodzie z prawem posłuszeństwo mogła wypowiedzieć. I co wtedy… siuup, czyli to ulubione miejsce nas wszystkich, gdzie miast argumentów i finansów pojawiają się nam pięści i gadanie.
Zamarzyło mi się, żeby Wilhelm miast do Anglii powędrował na wschód do Polski. Miałby w konkurach do władzy Bolesława Śmiałego. A może zamiast Śmiałego, bp Stanisława i wspierające go możnowładztwo polskie, tudzież „inni szatani tam byli czynni” czyli siły zawsze troszczącej się o Polskę zagranicy. Śmiałego szło pokonać. Typowy Polak. Rzutki i odważny i głupi, bo jakże to się godziło jedna biskupa w jego kościele zaciekać. Nie mógł sięgnąć po jakieś inne średniowieczne, bardziej dyskretne metody, jak chociażby otrucie. Efekt ten sam. Rywal kolejny: bp Stanisław. Aż czy to nie kolejny przykład typowego Polaka: przeciwnik silnej władzy królewskiej, bo władza nie może być silna, strach przed „absolutus dominus” towarzyszy nam niezmiennie od wieku XI. No i jeszcze na niekorzyść Bp. Stanisława działało to, że działał na zleceniu albo Rzymu, albo Cesarza.. no ale przecież to takie polskie, arcypolskie bardziej w zdanie zagranicy się wsłuchiwać niż we własnego państwa interesy. Gall Anonim pisał „Biskup – zdrajca”. Iluż to dzisiejszych biskupów polski można by tym epitetem obdarować! I jeszcze dodatkowo przerobienie „Biskupa-Zdrajcy” na symbol opatrznościowy Polski – mistrzostwo świata. Ale po historiach Wałęsy – Bolka, nic nie powinno nas dziwić.
Zostałoby jeszcze Wilhelmowi Zdobywcy do pokonania nasze zawsze przekonane o wyższości elity, czyli to co dziś nazywa się salonem, a w jego czasach było naszym możnowładztwem. Na możnowładztwo można jednak było zawsze zadziałać przykładem z Alancon. I tak zamiast kłótliwych Piastów, mielibyśmy dynastię od Wilhelma.. no i przede wszystkim mielibyśmy The Doomsday Book.
Czytam Zbyszewskiego i podziwiam genialność tego zdania:
Wilhelm miał też nadzwyczajny dryg finansowy. Wolał pozbawić kogoś majątku niż życia. Wolał nakładać na ludzi haracz, niż pakować ich do więzienia. Ciągle kombinował jak wycisnąć z ludności więcej pieniędzy.
Jakie to wydaje się proste i praktyczne. I jak tak bardzo odległe od Polski i polskości. Bo gdzieżby tam komuś przebaczyć i przyjąć odszkodowanie. Nie! Nigdy, niech zginie, bo tak nakazuj mi honor i otrzymana zniewaga. I w realizacji wendetty tracony był majątek zarówno znieważającego i znieważanego. Może w jednym faktycznie nasi władcy kombinują jak wycisnąć z ludności więcej pieniędzy. Tylko na cóż znowu oni to przeznaczają. Ano „Za króla Sasa pij jedz i popuszczaj pasa”; „Pijany jak Polak”; „Nie masz wina nad węgrzyna”; „Kary finansowe za niewykonanie kontraktu.. aaa zapomnieliśmy ująć w umowie”.
Historio! Proszę Cię o jakiegoś Wilhelma Zdobywcę dla Polski!
Inne tematy w dziale Polityka