„W dzisiejszych czasach kariery zrobią Ci co znają języki obce”. Frazes na którym chowane są kolejne pokolenia III Rzeczypospolitej. Oczywiście nikt nie zada sobie pytania: to kiedy były te cudowne czasy gdy można było zrobić karierę bez znajomości języka obcego? Przed 100 laty, każdy Polak znał dwa języki: polski i odpowiednio niemiecki w zaborach pruskim i austriackim i rosyjski w zaborze rosyjskim. Wśród elit dochodzi znajomość francuskiego, a i w końcu nauczanie łaciny i greki znajdowało się w programach większości ówczesnych szkół średnich. Kariery robili wszyscy, i ci co znali języki obce, i ci co nie znali. Ale myślenie historyczne jest w Polsce właśnie historyczne. I kolejne pokolenia Polaków uczą się zapamiętale angielskiego, niemieckiego wierząc, że nauczenia się I’am – You are, czy Ich Bin zapewni im szczęście w życiu. Jeśli jeszcze ktoś wspomniałby im o myśleniu.
Nauka języków obcych to nie tylko nauka słów, czasów, składni. To przede wszystkim nauka myślenia w innym języku. Każdy język to całkowicie inne myślenie, inna historia i przeżycia, inne spojrzenia na świat. Prosty angielski, bez rozbudowanych czasów jest idealny do rozmów biznesowych i dzisiejszych czasów myślenia zero-jedynkowego. Rozbudowany francuski z licznymi czasami zaprzeszłymi i przyszłymi przypuszczającymi jest doskonały do rozmów dyplomatycznych i języka traktatów gdyż daje później znakomite pole do manewrów przy interpretacji tekstu. Niemiecki ze swoją precyzją to język techniki.
Myśleć po angielsku to znaczy na każde pytania odpowiadać OK, albo nie OK. Amerykanie albo pomagają jakiemuś krajowi, albo nie pomagają. Albo kogoś lubią, albo nie lubią. Myśleć po francusku to znaczy nazywać poetycko każdą rzecz. Wszak Pomme de terre, czyli w dosłownym tłumaczeniu – jabłko ziemi, to nic innego jak nasz ziemniak. Dla nas ziemniak, a dla Francuzów jabłko i to nie byle jakie, bo samej ziemi. Francuski polityk nie krytykuje poczynań innych rządów. On stwierdza tylko przegapienie momentu. Myśleć po niemiecku to znaczy odróżniać najdrobniejszą śrubkę. Bo jeżeli w dane miejsce ma iść taka śrubka to tylko i wyłącznie taka. A nie jakaś podobna, pasująca. Precyzja. Ale w polskiej nauce języków o myśleniu tylko mała wzmianka. I am, You are, She is.
Znać język obcy to żaden problem. Ale zrozumieć go. Pamiętam jeden z odcinków Alternatywy 4 oglądanych z angielskimi napisami na TVPolonia. W pewnym momencie jeden z bohaterów mówi: „Mój dziadek zmarł na mrozie”. Angielski napis: „My grandfather was died in Syberia”. Bareja to jednak wielki reżyser. Ale tutaj jego wielkość odkryłem dzięki tłumaczowi. Bo przecież wystarczyło przetłumaczyć na „My grandfather was died on frost” I już całkowicie inne znaczenie. Na słowo Syberia więcej ludzi zareaguje niż na mróz.
Od naszych polityków wymaga się znajomości języków obcych. Nie wymaga się umiejętności myślenia i formułowania w nich poprawnych myśli. Masz znać angielski. Koniec. Masz wiedzieć, że Henry II to po polsku Henryk II. Ale o to co znaczy ta postać dla Anglików już nikt cię nie zapyta. Masz wiedzieć, że Selbstverwaltung to po Polsku samorząd. Ale o to jak Niemcy podchodzą do idei samorządności, jak ją rozumieją nie powinno cię już interesować.
Uważam siebie za osobę nie znającą języków obcych. W rubrykach znajomość angielskiego wpisuje zazwyczaj – słabo. Ale doskonale zrozumiałem całość mowy Premiera Tuska do amerykańskiej Sekretarz Stanu. Też się śmiałem jak Pan Prezydent Rzeczypospolitej. W dawnych czasach była dość prosta zasada – jeśli nie potrafisz, nie pchaj się na afisz.
Dziennikarze wymagają na naszych politykach znajomość języków obcych. Bo to ułatwia kontakty i rozmowy w polityce międzynarodowej. Polityka międzynarodowa toczy się od początków ludzkości i jakoś nigdy nie słyszałem aby na ich jakość pogarszała obecność tłumaczy. Złych tłumaczy może i owszem, ale dobrych nigdy. Przypomina mi się scena z Lalki, po której Wokulski ostatecznie zrezygnował z planów zdobycia Izabeli Łęckiej. W przedziale kolejowym Łęcka prowadzi konwersacje z jednym z kuzynów w języku angielskim. Treść tej rozmowy nie jest zbyt pochlebna dla przysłuchującego Wokulskiego. Łęckiej wydaje się, że Wokulski tylko po polsku i rosyjsku potrafi. Więc śmiało zdradza swój stosunek do Wokulskiego. A on wszystko rozumie – w pamiętniku starego subiekta jest, że kochany Staś zaczął brać lekcje angielskiego. Przerzućmy tą scenę na jakieś spotkanie polityków unijnych. Obok naszego prezydenta Kaczyńskiego konwersują przywódcy Francji i Niemiec… może czasem nie warto wszystkiego wyjawiać?
Inne tematy w dziale Polityka