Grzegorz Wilczek Grzegorz Wilczek
127
BLOG

Co to, do diaska, znaczy „kwarantanna narodowa”?

Grzegorz Wilczek Grzegorz Wilczek Koronawirus Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

Co to, do diaska, znaczy „kwarantanna narodowa”?
…….
Polscy rządzący świadomi lub nie swojej ogromnej nieudolności w walce z epidemią starają się manipulować językiem. Znają doskonale zasady socjotechniki, a zatem wiedzą, że język kształtuje myślenie opinii publicznej, a kłamstewka wałkowane stukrotnie, stają się prawdą. I tak oto w przekazie medialnym promieniującym z tuby rządowej wybrzmiewa solenne sformułowanie „kwarantanna narodowa”, która ma zepchnąć i zastąpić przywołujące areszt domowy, więziennictwo i klaustrofobię określenie „lockdown”. „Kwarantanna narodowa” wspaniale zgra się z narodowymi uroczystościami 11 listopada i stanie się – taką przynajmniej nadzieję wyrażają tuzy strategii z Wiejskiej - symbolem ogólnopolskiej solidarności i poświęcenia w wojnie z koronawirusem.

Ta sama sytuacja dotyczy „maseczek” – o czym miałem okazję już wspominać jakiś czas temu. Cóż takiego słodkiego i radosnego jest w noszeniu kagańców na obliczu, że popadamy w ckliwe zdrobnienia? Co ów kawałek pośledniego materiału szybko przechodzący parą wodą, dwutlenkiem węgla i mikrobami z jednej i z drugiej strony ma w sobie uroczego, aby stosować formę deminutywną? Co w nim uroczego, kiedy wala się po chodnikach, a zbłąkana sierpówka lub wrona dziobie go nieświadomie zapraszając do swojego organizmu nowy szczep wirusa. Co takiego „cutie” jest w maseczce, gdy pies, który z natury obwąchuje wszystko, robi sobie inhalację tego materiału, tylko dlatego, że maseczka niezbornie zwisa na jednym troczku z krawędzi kubła na śmieci. Żadna więc „maseczka”, ale „maska”, „macha”, „namordnik”, „zamordnik” lub „kaganiec”.

Nasuwa się kolejne pytanie. Skoro respiratory ratują życie, to czemu rząd nie mówi jeszcze „respiratorki”, „dychawunie” lub „donorki oddechu”? Dlatego, że po respiratorach zostały tylko faktury? Kiedy rządzący ocieplą wzbudzające podejrzenia „szczepionki” (właściwie, czy to już nie jest forma zdrobniała?) i będzie mowa o „szczepiusi”, „życiodajnym zastrzyczku” a nasze ramiona nakłuwane będą przez przesympatycznych „felczerków”?

Wreszcie wracając do logiki pierwszego przykładu „kwarantanny narodowej”, mam konkretną propozycję dla „światłych” rządzących, która powstrzyma rozdokazywanie się wirusa. I to jeszcze zanim wprowadzą oni „godzinę policyjną”, czyli zapewne w nowomowie rządowej „kwadransik ofiarnych służb mundurowych”. Należy „koronawirusa znacjonalizować”! Skoro rząd z kononowiczowym (=koronowiczowym) uporem maniakalnym zamyka wszystko, co prywatne, skoro chce wszystkim sterować centralnie, powinien też wirusa upaństwowić. Taki wirus z radością przyjmie ciepłe posadki w spółkach Skarbu Państwa – rząd ma ku temu niezwykle hojny gest. Taki wirus rozleniwi się zupełnie moszcząc się na mahoniowym biurkach i skórzanych fotelach – załatwi jeszcze ciepłe posady dla kolegów adenowirusów, rinowirusów, a nawet wirusów pomoru świń i problem epidemii wszelakich zostanie na zawsze rozwiązany.

Wiecznie ciekawy świata.  Bez tworzenia usycha.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości