Murawa. Tak nazywa się jedna z większych ulic w poznańskiej dzielnicy Stare Miasto.
I trawa po jej bokach i na trawnikach rośnie.
Ale może właśnie dlatego, iż nikt nie gra tam w piłkę nożną.
Gdy już dojrzeliśmy w Polsce do stwierdzenia, a znalazłem (w tzw. poważnej prasie) i takie, iż znikoma frekwencja widzów na wczorajszym meczu polskiej reprezentacji w Poznaniu, spowodowana była między innymi, brakiem orzełka na koszulkach naszych piłkarzy, wówczas i nie po raz pierwszy, zastanawiać zaczynam się znowu, jak jeszcze długo Polska istnieć będzie w oderwaniu od oczywistych realiów, panujących w innych krajach Europy. Tam w piłkę nożną grać umieją.
O emblematach, noszonych na trykotach przez piłkarzy w poważnym kraju nie dyskutuje się w kontekście frekwencji widzów lub w temacie umiejętności danej drużyny.
W kwestii orzełka wszystkich polskich "patriotów" odsyłam do najnowszego wydania tygodnika "Newsweek", strona 116.
A trawa wymieniona została na poznańskim stadionie Lecha przy ulicy Bułgarskiej, (teraz nazywa się "Miejski") już po raz siódmy. I widzom (w tym i TVP) zaprezentowano (znowu) żałosny widok. I nie po raz pierwszy. Ale... hurra. Tym razem polska reprezentacja wygrała, bo Węgrzy strzelili sobie sami. Gdy w przyszłorocznych ME trafimy na kolejnych "Węgrów" ekipa Smudy może liczyć na... wyjście z grupy. Tylko, że już za kilka dni (2. grudnia) okaże się, iż nie może. Wtedy (znowu?) winne będą orzeł i trawa?
Miejski stadion w Poznaniu kosztował już ponad 700 milionów złotych. A trawa tam i tak nie rośnie. Mają przynajmniej (na przykład niemieckie media) powód do radości. Polakom w Poznaniu nawet trawa nie rośnie. Teraz władze Miasta Poznania wołają o kolejne 5 milionów. Stadion piękny w grodzie nad Wartą przecież mamy.
A miejskie tramwaje i autobusy nie kursują w Poznaniu co dwie lub co trzy minuty, jak chce reklamowy dodatek z ostatniego wydania "Newsweek"-a. Ale pisać, grać w piłkę i śpiewać, każdy u nas nadal może...