Podczas powszechnej mobilizacji związanej z wojną dziadek nie dostał powołania i spędził zajęcie Gdyni przez Niemców w domu. Jako, że nie był kamienicznikiem ani nie zaliczał się do gdyńskiej interligencji uniknął wysiedleń oraz egzekucji w Piaśnicy. Po przejęciu zakładów przez Niemców dostał nakaz pracy w swojej macierzystej firmie na dotychzas zajmowanym stanowisku. Warunki życia były złe, ledwo starczało na życie. Babcia mając czworo dzieci (a właściwie pięcioro, ale o tym za chwilę) dorabiała praniem. Kiedyś zdesperowana poszła do magistratu i zrobiła karczemną awanturę - znała doskonale niemiecki, wykrzykując że ma głodne dzieci i władze miasta (przypominam - niemieckie) maja obowiązek jej pomóc. Niemcy -chyba zdumieni lub rozbawieni jej bezczelnością, dali jej całkiem spory zapas jedzenia oraz dodatkowy przydział, z którego rodzina dziadka korzystała do końca okupacji. Teraz o piątym dziecku. Pojawia sie na kilku fotografiach dziewczynka lat ok. 3, dziadek bardzo niechętnie opowiadał o niej, ledwie kilka wzmianek. Istnieje kilka wersji, dziecko żydowskie, Polki bedącej tzw. "szwabską dziwką" oraz znalezione na ulicy. Która prawdziwa - nie dojdziesz ale dziadkowie zajmowali się nim jak własnym. W każdym razie dziewczynka końca wojny nie doczekała, zmarła na jakąś chorobę. Jak wojna to od razu nasuwa się pytanie o działalność podziemną. Z tego co wiem to dziadek z karabinem i granatami nie chodził ale jako spedytor był cennym współpracownikiem Gryfa Pomorskiego (podziemnej organizacji zbrojnej, niezależnej od AK ale z nią współpracującej). Czasem po prostu ginęły wagony, znane były rodzaje transportu itd. Takiej współpracy omal nie przypłacił śmiercią gdy toczyło się śledzywo w sprawie znikających z transportów dóbr. Dziadek opowiadał, że niemiecki oficer stał nad nim celując mu w głowę z pistoletu, a wtedy jego szef (też zresztą niemiecki oficer) zwyzywał dziadka od polskich świń, pijaków i obiboków, po czym potężnym (wg opisu dziadka) ciosem powalił go na podłogę i kopiąc leżącego, praktycznie wypchnął go z pomieszczania, jednocześnie po cichu każąc mu nie pokazywac się w pracy przez kilka dni. W ten sposób prawdopodobnie ocalił mu życie. Ponoć nigdy w relacjach między sobą żaden z nich nie wspomniał o tym zdarzeniu. Ale wojna miała się ku końcowi, Niemcy uciekali, a władzę w Gdyni zaczęli przejmować Rosjanie...
Inne tematy w dziale Rozmaitości