Czas wielkiej ucieczki dla dziadka oznaczał jedynie więcej pracy (więcej transportów). Po wkroczeniu Rosjan nie za bardzo było wiadomo co dalej. Wielka migracja ludności (ciągle byli jeszcze w Gdyni Niemcy, powracający Polacy, przemieszczające się wojska) potegowała jeszcze chaos. Jednocześnie Rosjanie swoim zwyczajem traktowali zdobyte miasta jak swoją własność co dla mieszkającej w nich ludności oznaczało tylko (w najlepszym razie kłopoty). Z opowiadań dziadka z tamtych czasów w pamięci utkwiły mi dwa epizody.
Pewnego dnia do domu dziadka wszedł rosyjski żołnierz, w mieszkaniu była tylko babcia z dziećmi. Pisałem wcześniej, że znała ina świetnie niemiecki ale po rosyjsku to "ni w ząb". Dziadek opowiadał, że wszedł do mieszkania, a tam babcia stoi blada, dzieci płaczą, a przed nimi wściekły ruski wojak wymachujący bronią i mający bardzo wyraźnie złe zamiary. Dziadek na szczęście (ostatecznie urodził się w Odessie) znał biegle rosyjski i powoli udało mu się uspokoic żołnierza. Okazało się, że ten wszedł do mieszkania i zarządał od babci jedzenia, a ta nie rozmiejąc o co mu chodzi, pomyslała że pyta on o ubikację (nie mam pojęcia skąd takie skojarzenie) i tam go wysłała. Kiedy Rosjanin wszedł po jedzenie, a wylądował w ubikacji to się wściekł. Dalszy ciąg wyglądał jak opisałem.
Drugi epizod dotyczył tylko dziadka. Poszedł po wodę i wracał z dwoma wiadrami kiedy koło domu, pijany, jadący na koniu rosyjski oficer zaczął wyzywać go od niemieckich szpiegów, polskich świń i że oni wszystkich "polskich panów" na Sybir albo do ziemi. Akurat dziadek taszczący dwa wiadra wody wyglądał na polskiego pana ale niech tam. Żołnierz wyjął z kabury pistolet, wycelował w dziadka i wtedy padł strzał. Nie wiadomo z kąd ani kto strzelał w każdym razie kula przebiła wiadro z wodą, które niósł dziadek. Oficer zaczął krzyczeć o snajperze i zapomniał o dziadku, który szybko uciekł. Kula z wiadra uratowała (przwdopodobnie) dziadkowi życie i przez lata była przechowywana jako rodzinna pamiątka.
I jeszcze jedno. Dziadek należał w trakcie hitlerowskiej okupacji do dziwnej kategorii. Byli tzw. robotnicy przymusowi, których wysyłano do Niemiec i innych krajów. Dziadek należał do niezbyt licznej grupy robotników przymusowych, którzy pracowali tam gdzie dotchczas. Wiązało się to z wszytkimi koneskwekcjami pracy przymusowej, jedynie to, że mieszkał w domu różniło go od innych. Kiedy wprowadzono odszkodowania dla robotników przymusowych okazało się, że dziadkowi sie nie należą, Nie uwzględniono takiej kategorii.
Inne tematy w dziale Rozmaitości