gschab gschab
486
BLOG

Idiotyzmy PRL-u czyli jak siedziałem za morderstwo i pogrzeb ks

gschab gschab Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Na początku roku 1982 został zastrzelony w Warszawie sieżant milicji Zdzisław Karos, były to początki stanu wojennego, a i czyn tak niewyobrażalny, że poczynania wszystkich służb były zakrojone na ogromna skalę i mało spraw liczyło się tak jak wyjaśnienie tego zabójstwa. W telewizji pojawiły się rysopisy pamięciowe sprawców. Kiedy ukazały sie te rysowane facjaty, moja mama aż się podniosła z fotela i podeszła do telewizora (pamiętam jak dziś), jedn z rysopisów toczka w toczkę odpowiadał wizerunkowi mojego kolegi Mariana. Nikt z nas nie posądzał go morderstwo - ostatecznie znaliśmy go dosyć dobrze, długo jednak komentowaliśmy zaistniały fakt, bardziej w formie żartu niż zagrożenia. Jakoś tak niedługo później wychodziliśmy z kolegami z kawiarni Frascati na Wiejskiej, nie ukrywam bylismy dosyć rozluźnieni i zachowywaliśmy się głośno. Było juz ciemno ale dosyc wcześnie. Nagle zajechał nam drogę (wjedżając na chodnik) zielony duży fiat i ze środka wyskoczyło trzech cywili (pamiętam, że jedn miał taki długi furmański kożuch), krzyknęli że są z milicji i zarządali dokumentów. Grzecznie podaliśmy papiery oni sobie sprawdzali zapisując coś w notesie i nagle kiedy doszło do Mariana jeden z milicjantów wyjął z samochodu jakiś papier, spojrzał na kolegę potem w dokumenty w wyjętą "bumagę" i się zaczęło.  Rzucono nas na maskę, skuto z tyłu ręce, momentalnie pojawiła się milicyjna Nyska i nas czterech zawieziono na komisariat na ul. Wilczą. Przynam, że byłem mocno zszokowany, a nawet przestraszony i nie połączyłem ze sobą Mariana z portretem pamięciowym. Szybko mi jednak pozwolono nadrobić te niedopatrzenie. Każdego z nas osobno przesłuchiwano w oddzielnych pokojach. Pytanie  - robiłeś tego i tego dnia o tej i o tej godzinie? odpowiedź - nie pamiętam i sru pałą po plecach.  W każdym razie dosyć szybko przypomniałem sobie wydarzenia z dnia, o który przesłuchującym chodziło jak również zostałem dosadnie uświadomiony, że za zabicie milicjanta to moge dostać tylko "czapę" i nawet mój młody wiek mi nie pomoże.  Przynam, że czułem się nieszczególnie, z MO za wiele doczynienia dotychczas nie miałem, a atmosfera komendy też nie nastrajała pozytywnie, plus jeszcze wizja (co z tego że byłem niewinny) oskarżenia o morderstwo - krótko mówiąc horror. Po kilku godzinach trafiłem do celi "na dołku", zostałem tam wprowadzony i patrzę a tu na szerokiej pryczy, takiej na klka osób leży pod kocami jakieś 7-8 sztuk, a kilku na podłodze. Kiedy wszedłem podniósł się z wyra jeden facet, z wyglądu mógłby grać w horrorach bez charakteryzacji i głosem którego tembr pasował do wyglądu zapytał - za co?. Niewiele mysląc odpaliłem, że za zabcie gliniarza. Spojrzał się na mnie tak jakoś dziwnie, podszedł do drzwi, zawołał klawisza, pogadał chwilę. Poczym podszedł do pryczy puknł jednego z leżących i swoim "dźwięcznym głosem" oznajmił mu - "s-laj" młody będzie tu kimał" Dzięki temu noc spędziłem we w miarę luksusowych jak na miejsce warunkach. Rano wezwano mnie na góre i już w zupełnie innej atmosferze przedstawiono cały mój rozkład feralnego dnia, uznano wszystko za pomyłkę. Jeden z milicjantów stwierdził tylko, żebym sie nie martwił bo i tak byli w stosunku do mnie grzeczni i pamietam jak na odchodne zyczyli mi "nie do widzenia" Koledzy również wyszli tego dnia. W domu po powrocie traiłem na niezłą panikę bo oczywiście rodziców nikt nie powiadomił.

Pogrzeb księdza Jerzego Popiełuszki odbył się ponad dwa lata później ale ponieważ to moje młode lata, a i cza już od tego minął spory wydaje mi się jakby oba opisywane wydarzenia były prawie jednoczesne.  Kiedy zbliżałą się uroczystość pogrzebowa wychowawczyni mojej klasy, polonistka, zacna bardzo kobieta tłumaczyła nam abysmy w żadnym razie na pogrzeb nie szli. Straszyła tym, że nie wiadomo co będzie tam się działo, czy nie będzie jakichś prowokacji, awantur. Mogłoby to się źle dla nas skończyć. Na pogrzebie z klasy było nas (jak się potem okazało, ja byłem z kolegami) troje. Pogrzeb był w sobotę lub niedzielę, juz nie pamiętam, w każdym razie było wolne. Kiedy w poniedziałek na lekcji wychowawczyni zadał pytanie kto był na pogrzebie i zgłosiły się tylko trzy osoby, zjechała wszystkich pozostałych jak przysłowiowe "bure suki". Wstyd, hańba, kogo ona ma w klasie, to była uroczystość, na której każdy Polak miał obowiązek być. Itp.Ot PRL-owska schizofrenia.

Nastepna część będzie o tym jak traiłem na liste osób uchylających się od pracy.

gschab
O mnie gschab

Wielbiciel rocka, piosenek Jacka Kaczmarskiego i żeglarstwa. Sybaryta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości