gschab gschab
315
BLOG

Idiotyzmy PRL-u, czyli nie ma to jak służba zdrowia 2

gschab gschab Rozmaitości Obserwuj notkę 3

Historie z warszawskiego pogotowia ciąg dalszy.

Pisałem, że co człowiek to egzemplarz, to chyba specyfika pracy powodowała, że trafiali do pogotowia ludzie czasem dziwni, a na pewno zakręceni. Ale wracając do mojej pracy.

Po pewnym czasie, kiedy okrzepłem i nabrałem doświadczenia, zostałem przeniesiony na stałe na erkę, jeździliśmy w tym samym zespole co powodowało, że zaczęliśmy świetnie się rozumieć i praca szła nam sprawnie. Zespół był wyłącznie męski (pielęgniarz, a nie pielęgniarka), pamiętam, że kierowca miał ksywkę Kieliszek gdyż często mu się zdarzało być „pod wpływem”. Ale jeździł jak szatan kiedyś obudzeni w środku nocy pomyliliśmy adresy i zamiast na Wolę jechaliśmy na Ochotę, po przejechaniu sporego odcinka drogi ktoś zorientował się, że pomyliliśmy adres, nasz kierowca zakręcił w miejscu Nyską – ponoć to niemożliwe gdyż ten samochód  przy takim manewrze od razu się wywraca. Możliwe, wiem bo byłem w środku.

Teraz kilka interesujących moim zdaniem, historyjek.

Robiłem sobie nadgodziny, miałem nockę i zostałem dokooptowany do przewozówki, robiliśmy swoje kiedy przez radio dostaliśmy zlecenie aby zabrać z domu szalejącego „czubka” i zawieźć go do szpitala psychiatrycznego. Niektórzy z pacjentów byli nam znani gdyż jeździło się do nich nie raz. Ten akurat był furiatem, kiedy byłem u niego pierwszy raz pobił kierowcę i dopiero po interwencji policji dał się wyprowadzić. W związku z wezwaniem podjechaliśmy pod blok, zrobiliśmy dokoła niego kilka rundek z włączonymi światłami i kiedy poszliśmy pod wskazany adres dowiedzieliśmy się że pacjent nas zobaczył i uciekł. Dostaliśmy podpis na zleceniu i pojechaliśmy dalej – niech tam się inni użerają.

Tej samej nocy zatrzymało nas podchmielone towarzystwo i dali nam 20.000 złotych (starych oczywiście) za rozwiezienie do domów. Całkiem nieźle na dwóch, moja podstawowa pensja to było coś koło 10.000.

 

Jeżdżąc już na erce dostaliśmy zlecenie na Bródno do skoczka (ktoś kto wypadł bądź wyskoczył z okna). W zleceniu podano że wypadł z 11 piętra, nie było więc co się śpieszyć, po takim upadku człowiek nie ma szans, Spokojnie podjechaliśmy, dwie ulice wcześniej włączyliśmy w celach propagandowych sygnały, widzimy zgromadzony tłumek gapiów więc bez wątpienia to tu. Jednak pacjenta nie ma, jest kałuża krwi ale delikwenta niet. W tym momencie podchodzi do nas mężczyzna w porwanym ubraniu, cały pokrwawiony i pyta czy my po niego? W lekkim szoku pytamy z którego wypadł pietra? On na to że z 11-go. Dostaliśmy takiego przyspieszenia w działaniu jak rzadko. Niestety mężczyzna miał tak poważne obrażenia wewnętrzne i był tak połamany, że nie dało się go uratować zmarł w szpitalu. To że wstał, chodził i rozmawiał to był efekt szoku, cudem było to, że nie zginął na miejscu.

 

Dostaliśmy wezwanie na lotnisko Okęcie, w samolocie z Turcji zasłabła kobieta. Wjechaliśmy na teren lotniska i czekaliśmy w miejscu „parkingowym” samolotu. Gdy ten się zatrzymał weszliśmy do środka, faktycznie kobieta miała kłopoty z sercem. Więc ją do karetki, podaliśmy leki, tlen i doszła do siebie. Po czym od słowa do słowa okazało się, że ma „trochę” za dużo skór i kożuchów w bagażu. Szybko dogadaliśmy się, bagaż został odebrany włożony pod nosze do karetki i bez odprawy zawieziony wraz z pacjentką do jej domu. Odpaliła nam wtedy za to po 10 USD.

 

Kiedyś zostałem wysłany na zastępstwo na erkę jeżdżącą na stacji praskiej. Generalni jest tak, że sanitariusz zajmuje w erce ostatnie miejsce, obok kierowcy siedzi lekarz, a za lekarzem pielęgniarka. Tam była parka lekarz i pielęgniarka, siadywali sobie razem z tyłu flirtowali. Nie mam nic przeciw temu ale byli jednocześnie, delikatnie mówiąc, mało fachowi. Dostaliśmy wezwanie do leżaka (ktoś kto leży na ulicy) – może takiej osobie być absolutnie wszystko, jednak 99% to pijacy. Zajeżdżamy, klient leży w wielkiej kałuży. Podchodzimy już na pierwszy rzut oka widać, że nabąblowany jak prosię. Wówczas do akcji wchodzi duet lekarsko-pielęgniarski. Stwierdzają zatrzymanie akcji serca (facet śpi w upojeniu alkoholowym) i każą przynieść skop (inaczej defibrylator). Przyniosłem i przezornie z kierowcą wycofaliśmy się poza obręb kałuży. Po uderzeniu pacjenta prądem klęczący w wodzie lekarz i pielęgniarka padli, a pijak miał zatrzymaną akcję serca. Szybko wyciągnęliśmy go z kałuży i zrobiliśmy masaż serca. Lekarz i pielęgniarka doszli do siebie dosyć szybko sami. A pacjenta trzeba było zawieźć do szpitala zamiast do izby wytrzeźwień. Ponoć z tą parą wiązało się mnóstwo interesujących historii, ja brałem udział tylko w tej jednej.

 

Z izba wytrzeźwień to już całkiem osobna historia. Woziła tam klientów milicja lub pogotowie, a pacjent otrzymywał oprócz rachunku do zapłacenia, wysyłany pocztą list do zakładu pracy informujący, że obywatel XYZ w dniu takim to a taki spędził noc na izbie wytrzeźwień. Kiedy mięliśmy na „pokładzie” milicjanta, żołnierza zawodowego lub studenta z krajów arabskich (tym wysyłano list do ambasady, co wiązało się z natychmiastowym powrotem do kraju) bądź osobę, która z jakichś przyczyn nie chciała otrzymać rzeczonego powiadomienia dawali duże pieniądze za to by odwieźć ich do domu, a nie na Kolską (ulica przy której mieściła się izba). Biznes się kręcił.

 

Pracowało się miło i ciekawie jednak rodzice suszyli mi głowę abym poszedł na studia. Pewnego dnia zajechałem karetką pod budynek Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego i złożyłem papiery. Nawet się zbytnio nie przygotowywałem, bardziej to było robione na pokaz – widzicie próbowałem ale się nie udało. Okazało się jednak, że zdałem egzaminy pisemne i przez ustne też jakoś przebrnąłem I tak chcą nie chcąc zakończyłem moja karierę w pogotowiu.

 

Na koniec musze z całą mocą podkreślić, że różne śmieszne historie i wariactwa związany z pracą na karetce, choć prawdziwe, nie oddają charakteru tej roboty. Kiedy przychodziło co do czego wszyscy z pełnym poświęceniem, często z narażeniem zdrowia ratowali pacjentów. Moje historie to tylko koloryt.

I jeszcze na koniec końca, anegdota którą słyszałem, a która działa się ładnych parę lat przed moją pracą w pogotowiu.

Dzwoni do pogotowia mężczyzna i prosi o połaczenie z dyrektorem gdyz chciałby uzyskac informacje na temat takich dużych kolorowych karetek (te karetki czyli erki w samochodach marki Nysa, były wóczas nowością i były oczkiem w głowie i powodem do dumy dyrektora, który je wprowadził do pracy w pogotowiu) Dlatego dzwoniący natychmiast został połaczony. Dyrektor po długim wywodzie na temat doskonałości nowych karetek sptał się wreszcie - dlaczego Pan dzwoni?, w odpwiedzi usłyszał - bo taki samochód stoi u mnie pod domem i pakuje w niego worki z ziemniakami.

 

 

W wątku koniec PRL-u czyli okres przełomu.

gschab
O mnie gschab

Wielbiciel rocka, piosenek Jacka Kaczmarskiego i żeglarstwa. Sybaryta

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Rozmaitości