I tak powoli zbliżyliśmy się do końca PRL-u. Przyjmując, że rząd Mazowieckiego oraz wprowadzenie planu Balcerowicza były jej końcem. Przełom lat 1989 i 1990 były jednocześnie przełomem w myśleniu sporej części społeczeństwa. Jedne idiotyzmy znikły inne pojawiły, niektóre trwają do dziś, niektóre były specyficzne dla tego okresu. Postaram się przypomnieć kilka z nich.
Wybory 4 czerwca, pamiętna data, a ja akurat w noc poprzedzającą byłem na weselu. Wesele jakie jest „każdy widzi” te akurat było z racji wyborów nietypowe. Od 3.06 bodajże od godz. 18 była wprowadzona prohibicja, w związku z tym na dzień dobry wszyscy dostali po lampce tradycyjnego radzieckiego szampana, potem po lampce jakiegoś podłego winiaku i koniec – posucha. Oczywiście da się bawić bez procentów, obecnie staje się to coraz popularniejsze ale musi to być odpowiednio przygotowane. W tamtym czasie wesele bez alkoholu było smętne, wszyscy objadali się, tańce szły niemrawo, a i konwersacje szły średnio. Na wysokości zadania stanęli jednak organizatorzy, po całej sali chodzili pytając każdego – woda mineralna czy tonik? I zgodnie z życzenie lali do literatek. Najgorsze co mogło się zdarzyć to w przypływie zapomnienia popić wodę mineralną tonikiem (lub odwrotnie – wszystko jedno), w każdym razie zabawa szybko nabrała rumieńców. Pod knajpą gdzie odbywało się wesele stał opłacony przez organizatorów radiowóz, a milicjanci zaganiali rozbawionych, mających chęć się przewietrzyć biesiadników do środka. Nic na widoku jak prohibicja to prohibicja. Prosto z wesela pojechałem do lokalu wyborczego aby oddać głos na „drużynę Lecha”.
Jako były pracownik pogotowia przyzwyczajony byłem do posiadania przy sobie zawsze świeżych pieniędzy, a jako biedny student było z tym zdecydowanie gorzej. Pracowałem sobie w zaopatrzeniu gdzie zawsze jakieś pieniądze skapnęły i dało się żyć. Polityka w zaopatrzeniu była taka:
Na budowie na kwartał potrzebne było np. 2000 elektrod, zamawiali więc 10000, ja łączyłem zamówienia z wszystkich budów mnożyłem je przez 5 i wysyłałem do producenta (była nim Huta Baildon), a oni przyznawali mi około 5-10% zamówionych elektrod. Tak robiło się ze wszystkim. Zamówienia na I kwartał trzeba było wysłać na początku grudnia. Nagle nastał nam miłościwie panujący Balcerowicz i tak gdzieś pod koniec stycznia otrzymuję pismo z huty, że całe moje zamówienie zostało przyjęte do realizacji i na jaką bocznicę mają wysłać wagon z towarem. Totalna porażka!!!!, z tego co wiem to przez parę lat firma sprzedawała zalegające w magazynie elektrody. Na szczęście wpakowałem się tylko z tym towarem, resztę udało się zgrabnie dostosować do potrzeb.
Coca-Cola, napój powszechnie znany, dostarczany (w roku 88 i 89) do wybranych sklepów w Warszawie lecz mało dostępny. Jednym z powodów niedoboru Coli w sklepach był mój kolega. Dogadał się bowiem z kierowniczkami kilkunastu sklepów do których Coca-Colę dostarczano i od zaplecza wykupywał całą dostawę. Potem sprzedawał ją na ulicy z trzykrotna przebitką, w lato w Al. Jerozolimskich naprzeciw Polonii, a zimą w przejściu podziemnym przy Rotundzie. Pieniądz robił na tym spory, później przerzucił się na banany sprowadzane z Berlina, a jeszcze później na ciągnięte z Niemiec samochody.
Robiliśmy różne rzeczy, wyścig szczurów jeszcze się nie rozpoczął, studiowanie sprawiało nam więc przyjemność i nie było niczym dziwnym, że zamiast na wykłady nie jeden raz chodziliśmy do knajpy. Każdy jakoś dorabiał więc mięliśmy za co imprezować i bardziej niż sesją martwiliśmy się jak tu zakombinować aby „zarobić i się nie narobić”. Następne roczniki już zaczęły bardzo poważnie podchodzić do edukacji, praktyk, stażów etc. etc. Wielu z nich osiągnęło sukces. Ja jednak wolę (z perspektywy czasu) swoją „drogę” może bez ogromnych kwot na koncie i spektakularnych sukcesów, jednak ze świętym spokojem i na luzie. Pracowałem czas jakiś w korporacji i odchodząc powiedziałem sobie – nigdy więcej i słowa dotrzymuję.
Co do idiotyzmów zaś to są one wszechogarniające do dziś i będą pewnie w przyszłości. Po prostu „ten typ tak ma”. Z perspektywy czasu można się pośmiać tak jak za parę lat można będzie śmiać się z czasów obecnych. Śmiejmy się bo od głupoty nie mamy szans się uwolnić.
Inne tematy w dziale Rozmaitości