To cytat z prowokującej akcji, która odbyła się ponad rok temu. Obecnie kiedy kiedy mija druga rocznica śmierci Jana Pawła II pozwala spojrzeć na pewne sprawy z dystansu, krótkiego ale zawsze. Wszystkie media pokazywały tłumy płaczących ludzi, morza płonących świec, a z głośników wszędzie słychać było "Barkę". Gdzie jest granica między naszym polskim kompleksem, a faktycznym docenieniem wielkości człowieka. Czy uwielbienie wynika z tego, że papież był Polakiem czy z jego dokonań?. Czy gdyby był inną osobowością również wszyscy bysmy uznawali Go za największego Polaka?. Tłumy ludzi czczą Jana Pawła II ale gdyby był np. Nigeryjczykiem i robił dokładnie to samo co nasz papież to czy nasi rodacy również płakaliby? Gdzie kończy się wiara, a zaczyna nasz nacjonalizm i czy dla wielu nie jest istotne co mówił (politycy potrafią traktować Jego słowa wbiórczo lub wręcz zarzucać Mu brak wiedzy - wypowiedź Giertycha na temat przystąpienia Polski do UE i poprcia dla tej idei przez Jana Pawła II) ale to, że był nasz?
Czy to wszytsko nie przeradza się w powierzchowny kult, santo subito - ale z jakiego powodu? boś Polak?
Inne tematy w dziale Polityka