Kończąc konwencję Partii Demokratycznej prezydent Barack Obama skrytykował swego republikańskiego rywala Mitta Romneya, mówiąc:
Nie nazywa się Rosji największym geopolitycznym przeciwnikiem Ameryki, chyba że się tkwi w mentalności zimnowojennej.
Czy tylko ja nie znajduję nic złego w tradycyjnej „mentalności zimnowojennej” i nie rozumiem, czemu ma być ona czymś gorszym od panującej nam mentalności resetowej?
Zimna wojna dyplomatów, szpiegów i generałów trwała długo (1946-1991?), a nazwano ją zimną, by odróżnić od dwu gorących wojen światowych.
W tym czasie strony nie raz biły się krwawo, ale zwykle na egzotycznych obrzeżach (Chiny, Korea, Wietnam, Afryka, Afganistan,…) a nie w centrum (Polska, Grecja, Berlin,…) i raczej przez umyślnych niż osobiście.
Nie to jednak jest ważne, czy nazywano ją Cold War czy Холодная война oraz kto, z kim, kiedy i z jakim skutkiem na tej wojnie walczył.
Ważne, kto ją wygrał.
Obama resetując ten fragment dziedzictwa narodowego, chce wygrać jedynie z Romneyem.
Romney chce, by Ameryka nadal wygrywała także z Rosją.
Wybór należy do Amerykanów.
Skutki odczuje też Polska.
Inne tematy w dziale Polityka