Coś zadziwiającego zaczyna się dziać w stosunkach polsko-rosyjskich. Do wczoraj Władimir Putin był Aleksandrem Macedońskim, a Donald Tusk... jeśli nie Bucefałem, na grzbiecie którego Aleksander miał popędzić przez Europę, to przynajmniej jednym z osiołków w kolumnie osiołków dźwigających słodkie brzemię pojednania.
Jeszcze w sobotę większość rosyjskich prasowych ekspozytur Kremla, z wiodącymi tytułami prasowymi, szturmowała nieautentyczne i trącące myszką stenogramy, wywodząc z ich treści 99 ze 100* najgrubszych błędów pilotażu, a łamy wypełniali „doświadczeni piloci” i „wybitni konstruktorzy”, ochoczo i z poczucia obywatelskiego obowiązku popierający „dezę” Putina i jego dworu z czasów, kiedy wrak Tu-154M NR 101 jeszcze nie ostygł, a jednostki OMON-u były luzowane przez smoleńskich strażaków, aż tu nagle...
Przez media przetoczyła się jakaś mentalna fala i niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki „ciśnienie” na błąd pilota wywołany telefonami najwyższych osób w państwie opadło niczym nad lotniskiem w Smoleńsku!
Całkowicie niezrozumiały jest dla mnie komunikat P.Grasia o rosyjskich OMON-owcach jumających rzeczy osobiste pasażerów-ofiar tragicznego lotu, a już zupełnym zaskoczeniem zdecydowane i chamskie w tonie dementi strony rosyjskiej.
To jak zgrzyt w zgranej do tej pory orkiestrze!
Mam takie przeczucie – i proszę przyjąć zapewnienie o skrupulatnym odzieleniu sfery moich przeczuć od pracy nad „Białą Księgą” w sprawie katastrofy smoleńskiej, że ktoś tu (a w zasadzie tam) coś zwyczajnie i po prostu spieprzył. Mleko się rozlało i nie pomogły zaklęcia o pansłowiańskiej miłości w przedstawieniu reżyserowanym aż przez dwóch reżyserów, aktora i redaktora, ani lansowana teza o błędzie polskiego pilota, który z pułapu 400 metrów potrafi tak machnąć ogonem "tutki", że kosi radiolatarnie.
I o ile to przeczucie, że wydawałoby się nadzwyczajnie wytrenowane, rosyjskie służby specjalnego przeznaczenia potrafią coś spieprzyć, ma swoje podstawy jedynie w wiedzy i pamięci o trzech głupkach przyłapanych nad workiem z heksogenem przez zaspanego mieszkańca blokowiska, o tyle mam pewność, że „spieprzeniu” uległa cała miesiącami przygotowana drobiazgowa narracja, bo trafiła na – jak się okazuje, odpornych w gruncie rzeczy na manipulację Polaków.
Spodziewam się, że po szarży Bronisława II Oczytanego w sprawie wyjątkowej szkodliwości wydobycia polskich gazów łupkowych metodą odkrywkową (sic!) Rosjanie zaproponują wymianę wieży na króla mając nadzieję, że polskie społeczeństwo to kupi, zachwycone „uniewinnieniem” polskich pilotów i złożeniem całej odpowiedzialności na jakiegoś Wanię czy Wowę z wieży smoleńskiego lotniska.
A mnie wcale nie odpowiada propozycja nowej, jeszcze lepszej, rosyjskiej propozycji porozumienia ponad ofiarami, bo potrafię sobie wyobrazić strach i ból kolejnej (ofiary) bezwzględnego sowieckiego systemu. I mało mnie interesuje, że ten jest „nie nasz”, a w wojnie polsko-ruskiej zdobywamy punkt, bo „to panie, jednak ruskie były winne”.
Nie ma wymiany wieży na króla, bo bez króla cała gra nie ma sensu. W tym układzie król jest symbolem Prawdy. Nie tej moskiewskiej; tej powszechnej, rozumianej jako zgodność z tym, jak było.
Więc na propozycję tej wymiany odpowiadam: no way!
A przynajmniej ja się nie zgadzam!
* błąd nr 100 = niezapięcie pasów
Inne tematy w dziale Polityka