Wszyscy wiemy, że komunizm jest zły, a jego panowanie przynosi gwałty, mordy, kradzieże i cywilizacyjną zapaść. Niszczące skutki komunizmu przewyższają nawet niemieckie nazistowskie szaleństwo, a już choćby z tego powodu, że komunizm podbił znacznie większe obszary świata i utrzymywał się u władzy przez dziesięciolecia, w czasie gdy niemiecki nazizm – szczęśliwie, zgruzował się po kilku latach marzeń o imperium.
Wszyscy również pamiętamy, że wychodząc z komunizmu odziedziczyliśmy po nim jego dzieci. Pierworodne, niepierworodne, przybrane, przyszywane, słowem wszystkich tych obywateli noszących PRL-owski dowód osobisty, którzy na jakimś etapie swojego życia, bądź przez całe dorosłe życie, uznali za właściwe wesprzeć swoim członkostwem komunistyczne twory organizacyjne: PZPR i jej akolitów: SD i PSL, czy PRON – który był organizacją szczególnie zasłużona w pacyfikowaniu społeczeństwa.
Obok zrzeszeń politycznych, aparat przemocy PRL (sowiecki aparat przemocy, dodajmy), dysponował podlegającymi mu służbami i władzami: wojskiem, milicją, sądownictwem, prokuraturą, służbami specjalnymi, a wreszcie, last but not least, tajnymi współpracownikami tych służb.
W roku 1989 zaproponowano Polakom, przy chórze autorytetów z obu stron barykady, „grubą kreskę”, to znaczy przyjęcie, że wraz z nadejściem godziny „x” nieważne skąd przychodzimy, ważne dokąd zmierzamy, a ewentualne konsekwencje będą wyciągane jedynie wobec sprawców przestępstw, przy czym to ostanie zapewnienie było najwyraźniej deklaratywne, co potwierdziła późniejsza praktyka; rzeczywista treść umów okrągłostołowych gwarantowała wszystkim urzędnikom i funkcjonariuszom sowieckiego reżimu spokój, a można przypuszczać, że i dobrobyt.
Św. Tomasz mawiał, że przyjmować trzeba wszystko, a uczyć się należy rozróżniać.
I tak stało się z dziećmi po PRL-u. Nie wszyscy wpadli do jednego wora. Dominujący w polityce sposób postrzegania komunizmu, utrwalony ostatnimi wyborami prezydenckimi, kiedy to kandydat na prezydenta, tuż po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów, zarysował w swoim poprawnie wydeklamowanym przemówieniu nić ciągłości pomiędzy rządami rządu premiera Mazowieckiego-Kiszczaka, a współczesnością, obowiązuje nieodmiennie od ponad dwudziestu lat.
Przyznam się szczerze, że nigdy nie byłem zwolennikiem gilotynowania sprzątaczek w gmachach KC, nigdy tez nie przyszło mi do głowy pozbawiać praw obywatelskich przedwojennego PPS-owca, który z gazet dowiedział się, że po kongresie zjednoczeniowych siedzi w jednej organizacji z bandytami z PPR-u, a nie starczyło mu albo odwagi albo wyobraźni, by z nowopowstałego Zjednoczenia wystąpić.
Jakkolwiek jednak nie byłbym (albo byłbym) radykalny, to wobec dominującego nurtu oceny ludzi PRL-u mam sporo zastrzeżeń. A szczególne zastrzeżenia mam do dokonanych podziałów i ocen tych podziałów. Wyprofilowany giętka myślą redaktorów „Wyborczej” obraz postkomunizmu wydaje mi się nieco wykrzywiony, a nawet, powiem szczerze, postawiony na głowie.
Proszę mnie poprawiać, jeśli pomyliłem się w klasyfikacji (w końcu nie moja), ale o ile poprawnie odczytuję meandry myśli naszych światłych przywódców ich katalog grzeszników wygląda jakoś tak:
1. Członek Komunistycznej Partii Polski bądź potomek Członka – sól ziemi. Elita.
2. Tajny współpracownik UB, SB, który do końca idzie w zaparte: to jest ludzki dramat okryty mgłą przerastającą nasze zdolności pojmowania, to jest Ewangelia Judasza; nic o jego motywach nie da się powiedzieć, a nawet nie wypada, bo służby miały zwyczaj fałszywie wciągać najszlachetniejszych na swoje listy tylko po to, by po mającym nastąpić upadku komunizmu móc psuć krew i szkodzić nowej Polsce. Takimi ludźmi można bez żadnych przeszkód obsadzać instytucje i urzędy, bo niosą w sobie ten odwieczny element ludzkiej tragedii, a Polska winna im to wynagrodzić.
3. Tajny współpracownik WSW (GRU): kategoria mityczna, nieistniejąca.
4. Tajny współpracownik KGB w Polsce – kategoria nieistniejąca, Rosjanie mieli zakaz werbowania Polaków bezpośrednio do swoich służb.
5. Funkcjonariusz UB, SB, WSW nie będący członkiem, ani potomkiem członka KPP – dajmy już spokój polowaniom na czarownice!
6. Funkcjonariusz UB, SB, WSW nie będący członkiem, ani potomkiem członka KPP, który przeszedł na stronę amerykańskiego imperializmu bądź opozycji (Hodysz) – zdrajca.
7. Członek PRONU – w drodze emanacji od świetlanych postaci Wojciecha i Czesława – ludzik i kobitka honoru.
8. Szef podstawowej organizacji partyjnej, szeregowy członek PZPR, sędzia, prokurator – zależy: jak w PiS-ie, to morderca, a jak Geremek lub Balcerowicz to santo subito!
9. Sekretarz Generalny – Gomułka, Gierek – fe! Bierut, Jaruzelski – git! Tu rozróżnienie opiera się o stopień internacjonalizmu. Im więcej odchylenia nacjonalistycznego, tym gorzej. Im więcej wzorowego stosunku do Ojczyzny Proletariatu i jego przywódców, tym lepiej.
10. Tajny współpracownik UB, SB, który się przyznał i przeprosił – popatrzcie, jak komunizm potrafił szmacić ludzi! Obrzydliwe widowisko!
I jak wam się podoba?
:-)
Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka