Różnie to z panem profesorem Sadurskim bywało; raz to co pisał podobało mi się bardziej, a innym razem mniej, ale tak czy siak, musiałem uznać, że różnimy się w poglądach. A dziś, chyba po raz pierwszy, się nie różnimy.
Byłbym w ogóle nie zabierał głosu, gdyby – co częste na naszym salonie, nie doszło do piramidalnego nieporozumienia w zakresie intencji profesora, które są dla mnie jasne. Dla dobra wpisujących się pod tekstem pana profesora, czuję się w obowiązku wyprostować, posługując się wykładnią logiczną i celowościową.
Otóż, pan profesor Sadurski Tajwan zachwala. Pisze, że jest czysto, schludnie, porządnie i zgodnie z prawem. Poprzedni prezydent – skorumpowany malwersant siedzi w pudle, co też – jak rozumiem, przyczyniło się do obecnego stanu zgodnego z tym, jak byśmy sobie wyobrażali, że jest dobrze.
Nasz poprzedni prezydent też skończył źle.
Podobieństwo jest, z tym zastrzeżeniem jednak, że nasz prezydent – zwolennik oczyszczania państwa ze skorumpowanych polityków, zginął w katastrofie lotniczej w licznym towarzystwie tych, którzy byli zwolennikami usunięcia z życia publicznego osób związanych z korupcją, bandytyzmem i komunistycznymi służbami specjalnymi.
Nie wiem, czy dobrobyt na Tajwanie bierze się stąd, że na Tajwanie funkcjonariusze partii komunistycznej i tajni agenci zostają sobie ministrami, ale chyba nie.
Nie wiem, czy minister spraw zagranicznym ChRL urządza sobie tajne szkolenia dla korpusu dyplomatycznego Tajwanu, ale chyba nie.
Przesłanie pana profesora wydaje się być proste. Droga do dobrobytu wiedzie przez eliminację komunistycznych wpływów i ich służb i wycięcie zrakowaciałej tkanki korupcji w drodze penalizacji.
Przyznaję rację, zapisuję w kajecie.
I teraz dochodzimy do clou.
Otóż nawet jeśli pozamykamy skorumpowana klasę polityczną w więzieniach, i ogniem i zęlazem wyplenimy wszystko, co ma związek z komunizmem i naszym „Wielkim Sąsiadem”, to i tak może nas spotkać los Tajwanu, to znaczy możemy być niesuwerenni.
Niby niefajnie, ale przyjrzyjmy się bliżej tej niepokojącej sytuacji.
Otóż Tajwan, sam z siebie, wcale nie sądzi, że jest niesuwerenny. Tak twierdzi Tajwanu „Wielki Brat”, Chińska Republika Ludowa.
Czyli – musielibyśmy się zgodzić, żeby nasz „Wieli Brat” też uznał, że jesteśmy niesuwerenni i nawet sobie to wpisał do konstytucji.
Taka formalna niesuwerenność nieproporcjonalna; to znaczy deklarowana przez jedną ze stron.
Pod tą niemiłą warstwą formalną tkwi jedna jakaś rzeczywistość polityczna!
A jaka ona jest?
Ano taka, że jesli statki morskie i powietrzne „Wielkiego Brata” naruszą wody terytorialne niesuwerennego Tajwanu, to spadnie na nie deszcz rakiet i zamieni je w pył!
A wyobraźmy sobie, co by się stało, gdyby na terytorium ChRL doszło do katastrofy lotniczej prezydenta Tajwanu wraz z małżonka i generalicji!
Byłaby konwencja chicagowska? Oczywiście! Razem z deszczem rakiet!
A poza tym dla zasady równowagi, niesuwerenny z punktu widzenia Pekinu Tajwan wpisał sobie dla lepszego samopoczucia zwierzchność nad „Wielkim Bratem” i śmieje się w kułak z tej niesuwerenności.
Nie przedłużajmy i podsumujmy.
Wysnułem z egzegezy Sadurskiego następujący plan polityczny:
1. Polska zgadza się na to, by jej sąsiedzi uznali ją sobie za byt niesuwerenny: „pod tymczasową administracją”, legendarny, przemijający, sezonowy – cokolwiek sobie zamarzą zadeklarować.
2. Polska w ramach równowagi wpisuje sobie w konstytucje, że jeden z naszych wielkich sąsiadów to twór państwowy pokraczny, a drugi bandycki.
3. Na wypadek, gdyby ten z sąsiadów, który sobie coś tam do konstytucji wpisał chciał wyciągnąć z cierpliwości papieru jakieś praktyczne wnioski, musimy zasypać go deszczem rakiet.
4. Wszelkich, związanych z Wielkimi Braćmi agentów, agitatorów, funkcjonariuszy, trzeba potraktować Chiang Kai-shekiem
Nie można tego określić inaczej niż Ambitny Plan Maksimum Sadurskiego. Ale cóż, wygląda na to, że jestem, podobnie jak Sadurski, maksymalistą.
I cieszę się, że po długotrwałej dyskusji doszliśmy do podobnych wniosków!

Pozdrawiam
Inne tematy w dziale Polityka