Mit brennender sorge pochyliłem się nad ostatnimi zeznaniami pana premiera Tuska poczynionymi dla tygodnika „Wprost” i z ulgą skonstatowałem, że jest lepiej niż myślałem. Po pierwsze (o ile pan premier sam odpowiadał na pytania) pan premier jest. W sytuacji braku armii, większości ministerstw i służb, dobrze, że jest.
Radość z pozyskania wiedzy o bytowaniu premiera nie pociąga za sobą żadnych większych nadziei i sprowadza się do fenomenu opisanego kiedyś przez pana Macieja Wojtyszkę, który swoim bohaterom kazał śpiewać tak (cytuję z pamięci):
„Wszędzie dobrze, gdzie jesteśmy, bo to właśnie my. Bez nas byłoby nam gorzej i w ogóle wstyd”
Zapoznanie radości płynących z samego faktu bytowania jest panu premierowi nieobce i przebija przez kolejne akapity.
Następnym po premierze radującym się z zapoznania szczęśliwego faktu premierowego „bycia” jest jego kolega Bronek. Pan premier będzie mógł wpaść na ciastko do Bronka. No dobrze, na seteczkę. Pan Bronisław nie może pić sam, bo jak pije sam, to gubi kompas i występuje w świętych miejscach nawalony jak szpadel, pokazując, że Kwaśniewski wcale nie taki „wicher w temacie” i że i on potrafi.
Przy okazji radowania się faktem odzyskania (bądź zapoznania na nowo) jestestwa pan premier przedłożył nowy plan rządu na kolejne (wstawić dowolną liczbę) dni kontemplowania własnego bytowania.
Otóż w ramach obwieszczeń dla gawiedzi doświadczyliśmy określenia górnego pułapu realnych oczekiwań.
Pamiętamy z jaką miłosierną szyderą spotkały się słowa Jarosława Kaczyńskiego o grillu.
Teraz wiemy, skąd szydera płynęła. Nie z serca – pan premier nie jest rozchwiany emocjonalnie, ale z rozumu, to znaczy z efektu zderzenia się rozumu z oczywistością, że pan premier odpowiedzialnie grilla obiecać nie może, może wodę.
Nadzieję na wodę pan premier wydedukował z obserwacji poczynionej latoś. Woda była w nadmiarze, za darmo i prosto z nieba. Manna, czyli woda. Więc będzie. Będzie w rurach i będzie ciepła.
Tu – dodam od siebie, pan premier trochę zaszalał. Nie bardzo z tym gazem, a nawet jak będzie, to będzie najdroższy w Europie, więc czy ona na pewno ciepła będzie?
Tu jawią się dwie możliwości. Po pierwsze pan premier, być może, jako znany na świecie liberał, zwolennik uruchamiania pokładów ludzkiej aktywności, zachęca nas do ogrzania wody we własnym zakresie? Chrust po lasach leży, a strażnicy leśni, jak wszystkie służby mundurowe, w zaniku!
Jumanie jest też testem zaradności życiowej, do dzieła.
Drugie tłumaczenie jest bardziej filozoficzne i sprowadza się do teorii względności. W tym wypadku względności temperatury. Dla jednego ciepłe, dla drugiego zimne. Jak nie zamarznie w rurze, znaczy ciepłe. Powyżej zera, sukces jest. Sukces temperaturowy dodatni.
A jak zamarznie? Pan premier złotousty i na to ma odpowiedź. „Ludzie planują, a Pan Bóg robi jak zechce”.
No! Więc będzie ciepła, jak nie zamarznie, a nie zamarznie, jak nie będzie mrozu, a nie będzie mrozu, jak Pan Bóg zechce.
Jak się kto wypowiada publicznie, to nie zawsze swoje słowa kieruje do wulgarnego ludu, czyli do profanes, a w każdym razie nie wszystkie słowa. Częściowo musi pan premier zwracać się do illuminati, bo wie skąd wyrasta, jako odnóże.
I te fragmenty wywiadu pana premiera są czytelne dla mnie, jako językoznawcy, ale nie koniecznie dla wszystkich illuminati, bo jak wiemy z różnego rodzaju opublikowanych tekstów kanonicznych Michnika z Gudzowatym/Oleksego z Gudzowatym/pani Kaczmarek z panem Kaczmarkiem/posłanki z oficerem/Rycha z Misiem, Krzysia z Lesiem, illuminati nie gęsi i swój język mają. Niestety, pan premier nie może się spotykać z illuminati na zamkniętych sympozjach, bo by go zaraz pożarły medialne szakale od Rydzyka. Pan premier musi adresować ekskluzywnie w przemówieniach i wywiadach pozornie publicznych. To może sprawiać iluminatom pewną trudność, gdyż oni wolą grypserą.
Postanowiłem przełożyć z nadętego oficjalnego na ichnie, bo jestem miły:
1. W dzisiejszym świecie największym dobrem dla państwa jest stabilność. My nie jesteśmy partią wizjonerów. Nie zaproponujemy nikomu radykalnych zwrotów i romantycznych rewolucji.
Żerowiska nikt nie ruszy, więc nie fikać. Bydło się przyjmie na wodę. Stabilnie doimy w czasie, jak bydło zajęte piciem. Bez padaki, bo jest omerta. A jak nie omerta to dintojra.
2. Spójrzmy, jaka jest dziś konkurencja wobec Platformy. Z jednej strony lewica, która nie ma pomysłu na Polskę, ale ma pomysł na bojowy antyklerykalizm.
Trzymamy sztamę z „Filozofem”, bo to jest dla nas lepiej. A jak „Filozof” będzie fikał – szczujemy Olejniczakiem.
3. PiS jest dziś formacją rozedrganą emocjonalnie. I nawet jeśli wielu Polaków odczuwa emocjonalną solidarność z Jarosławem Kaczyńskim, to bardzo niewielu chciałoby, żeby rządził Polską. - Ewentualne alternatywy dla Platformy mogą więc oznaczać dla Polski bardzo poważne kłopoty.
Jak bydło będzie fikać, Władimir przyłoży batem. Bydło zakapowało, co jest cięte, więc siedzi cicho, ale o zagrożeniach przypominać trzeba.
A jak przegramy, to nie tylko ja beknę za Smoleńsk.
4. Mimo wad, możliwa jest koalicja z Sojuszem, chociaż wolałby dalej współpracować z PSL i Waldemarem Pawlakiem.
Nie dopuścimy do padaki i to musimy sobie wbić w rondel. Wróg jest u frajerów. Każdy układ możliwy, bo jak nie, to cela. A pod celą, wiadomo, padaka.
Premier wykazał się tutaj, prawda, stanowczością i zwarł szeregi, bo tylko zwarcie szeregów, również emerytowanych sprawi, że nikt nie popuści.
Nie sposób nie docenić faktu, że po miesiącach paniki pan premier twardo wystąpił w charakterze zwieracza udowadniając tym samym, że dokonany kiedyś przez generała wybór nie był wyborem chybionym.
Donald potrafi!
A my?
A my co?
Płyniemy!
Wody nie zabraknie! To będzie piękny spływ!
Ahoj!
Inne tematy w dziale Polityka