Nawet najsłabiej przystosowane do życia na wolności lemingi nie mogą już bronić się przed przyjęciem do wiadomości przykrego faktu, że w Polsce nie mamy rządu. Nie mamy rządu, nie mamy parlamentu, nie mamy prezydenta.
Nie działa prokuratura.
Urząd skarbowy działa i ZUS po staremu ściągą „pakiet antystymulacyjny” w swoich aluminiowo-szklanych pałacach.
Tyle, że nie wiemy dla kogo to wszystko?
Po serii nieudanych i nieoficjalnych wizyt w mniej lub bardziej istotnych instytucjach politycznego życia Zachodu, p.o. Komorowskiego udał się do Jałty, gdzie mieliśmy, po raz pierwszy (a ja dodam, że przyjąłem zapowiedzi z niedowierzaniem), usłyszeć o nowej polityce międzynarodowej ośrodka prezydenckiego (?)
Ponieważ znajomość historii coraz słabsza i z gimnazja masowo produkują zręcznych dilerów, z tradycyjną oświatą gorzej, wobec tego muszę przypomnieć, że ogłaszanie nowych i przypominanie starych strategii, w których Polska odgrywa jakąś rolę, ma swoją jałtańską tradycję. Złą tradycję, a przynajmniej złą dla tych z mieszkańców „Nadwiśla”, którzy czują jakikolwiek związek z pojęciem „niepodległość”.
I to też prawda, że są całe zastępy, dla uszu których „Jałta” brzmi miło, bo pozwoliła ich protoplastom przenieść się z cel i rynsztoków do opustoszałych pałaców, przejąć wraz z nimi wszelki dobytek, a niekiedy i nazwiska.
Tak czy siak w związku z ogłoszeniem „nowej strategii” w otoczeniu Kwaśniewskiego Aleksandra i Pińczuka Wiktora – zięcia prezydenta Kuczmy, który wsławił się słynnym nagraniem, o czym jeszcze za chwilę, napięcie rosło. Na całym świecie.
Niestety, próżno przeszukiwałem przepaście internetu w poszukiwaniu treści owej strategii, z czego wysnułem wniosek, że p.o. Komorowskiego prawdopodobnie powtórzył swoje słynne przemówienie dożynkowe, zaczynając: „Kiedy leciałem nad Ukrainą... rzeprażam...
A wracając do prezydenta Kuczmy, to – by zabawić, przypomnę, że do rąk władz amerykańskich trafiło nagranie, na którym prezydent Kuczma zleca dokonanie zabójstwa. Tak się wydawało Amerykanom, ale żeby nabrać pewności zlecili odsłuchanie kuczmowych szlagwortów specjalistom od języka ukraińskiego. I tu – siurpryza! Tłumacze nie znali języka, którym prywatnie posługiwał się prezydent Kuczma, bo on posługiwał się ukraińsko-rosyjską więzienna grypserą!
I tutaj kolejna hipoteza tłumacząca brak stenogramów wiekopomnego wystąpienia. Być może p.o. Komorowskiego, chcąc dobrze wypaść, zagaił jakoś tak:
„Cze frajerzy, sie ma harbatniki! Git planetka żarku kopsa, a pod celą przypał.”
Nie wiem, spekuluję, nie byłem.
Zresztą jeśli w Jałcie był Kwaśniewski, Pińczuk, Kuczma i p.o. Komorowskiego to może zwyczajnie (a właściwie zwyczajowo) nie byli w stanie mówić.
Ale wróćmy na krajowe, bezpańskie podwórko.
Pan Sowiniec (http://bukojer.salon24.pl/ )obszernie przedstawił dzisiaj wycinek problemów, z którymi bohatersko borykają się władze w stolicy.
Chodzi o jakieś tam metro. A właściwie nie tyle o metro, tylko o to, kto przyklepie. To znaczy... wystawi bumagę, że można robić.
To już jest nowy zwyczaj, że wszelkie dokumenty przedkładamy władzom Rosji do zatwierdzenia.
Niby zaskakujące, ale – jak rozumiem, potwierdzone przez rosyjskiego ambasadora, który uprzejmie wyjaśnił, że on zapytanie dostał, przesłał po uważaniu, a teraz trzeba czekać, aż odpowie, jeśli odpowie.
Ja się zresztą władzom Warszawy aż tak specjalnie nie dziwię. Bo wyobraźmy sobie, że władze Warszawy chciałyby uzyskać coś od polskiego premiera.
Premier - wiadomo... Kancelaria, adres, kod pocztowy, zakleić, poślinić, nadać w Urzędzie Pocztowym.
No i co?
„Uprzejmie informujemy, że pan premier nie urzęduje w Kancelarii Rady Ministrów. Prosimy o przesłanie listu do woźnego sejmowego. Jest szansa, że znajdzie”.
A z Sejmu?
„Uprzejmie informujemy, że pan premier wynajmuje kawalerkę w Pcimiu w ramach akcji „oszczędne państwo i przyjazne chamstwo”.
A z Pcimia:
„Ja tam nic nie wiem. Był, nie zapłacił, kopał piłką w świeżo odmalowaną ścianę, ja go jeszcze dorwę. Buła Zenon.
To najbliżej do Moskwy!
Jeśli w danym, prawda, państwie państwa nie ma, to tym wszystkim urzędnikom robi się smutno, bo ich też jest jakby tak trochę mniej.
I dlatego od czasu do czasu wpadają na pomysł, że by coś zrobić. Spektakularnego!
A żyjemy w kraju, w którym jedna partia ma większość parlamentarną, rząd, prezydenta i media.
Aż się prosi, żeby coś zrobić.
Wiadomo, że się z tego-tamtego bata nie ukręci, więc trzeba zrobić coś, żeby łatwo było.
Na przykład najechać sklepy z jakimiś świństwami, które są dopuszczone do obrotu przez polskie prawo.
Zamiast grzebać i wpisywać na listy zabronionego, lepiej napaść, pobić i zamknąć, adres jest.
Od dzisiaj pan premier ma nowe grono zagorzałych sympatyków. Całej rzeszy grubych i drobnych dilerów ZAKAZANYCH świństw obroty wzrosły o tyle, o ile spadły „dopalaczystom”. I ceny wyższe.
Sugeruję następny krok. Jutro atak na monopolowe! Przy udziale armii, co tam w jej ramach jeszcze lata, jeździ i pływa.
Spirytualia nie są co prawda zakazane, podobnie jak dopalacze, ale zawsze można prewencyjnie zamknąć i rozprawić się brutalnie, a potem się wymyśli...
Poddaję pod rozwagę apteki. Ja pamiętam, jak w aptekach panowie „fioletowi” kupowali „Aknosan”, na którym było jak byk napisane, że „Do użytku zewnętrznego”, a smarowali gardła. No było obejście przepisów, czy nie?
Całe to, już chyba nie smutne a groteskowe, przedstawienie odgrywane jest z coraz to mniejszym entuzjazmem przez „pasy transmisyjne propagandy”, stąd nie może dziwić, że „pasy” z radością rzuciły się na coś kolorowego i rozrywkowego.
„Zjazd Pajaców” odbył się z pompą, przybyli kuglarze z całej okolicy, było śmiesznie i był ogłoszony projekt:
1. Będzie nowocześnie
2. Księża na księżyc, już nabruździli za PRL-u dość
3. Teraz ja
4. Mamy szuflady pełne ustaw.
Wiadomo, cyrk przyjechał! Dobre i to.
Pozdrawiam
p.s. zdjęcie, podobno TU-154, podobno wykonane w Śmoleńsku, podobno tuz przed katatsrofą.
Polecam związany z nim obszerny komentarz tu: http://www.polskawalczaca.com/viewtopic.php?f=7&t=8844

Inne tematy w dziale Polityka