W lipcu 1989 roku Adam Michnik pojechał do Moskwy. Był to wyjątkowy akt nielojalności wobec własnego państwa i próba porozumienia się z obcym mocarstwem ponad głowami własnego rządu.
Pamiętam, jak wtedy w lipcu, razem z kolegą z redakcji Sztandaru Młodych (i sztandaru starych) usiłowaliśmy się dowiedzieć czegoś o tej „wizycie Michnika”.
Zadzwoniliśmy do naszego znajomego deputowanego do Rady Najwyższej ZSRR, żeby się dowiedzieć u źródła, co Michnik knuje.
„Pip, pip, pip” odpowiedziała automatyczna sekretarka
„Durniu, zawołał kolega „przecież TAM jest dziesiąta wieczorem!”
„Durniu?” zadziwiłem się ja „czy automatyczna sekretarka potwierdza, że Michnik spotkał się z KIMŚ WAŻNYM”?
„No nie” zgodził się mój kolega.
„Czyli piszemy: nasze źródła w Moskwie nie potwierdziły faktu spotkania się Michnika z KIMŚ WAŻNYM!”
„Ty masz łeb!” ucieszył się kolega.
Potem zadzwoniliśmy do ambasady, żeby się dowiedzieć, czy mają coś od kumpli z KGB.
„Słuchaj” powiedział mi znajomy jeszcze z czasów ZMP „trzymają mordy na kłódkę. Ani pary z ust. Nie wiadomo z kim się spotkał i o czym gadał”
„To znaczy” pytam znajomego, „że jak nie wiadomo, czy się spotkał, to może się nie spotkał?”
„To niby logiczne” westchnął kolega jeszcze z ZMP.
No i napisaliśmy w Sztandarze Młodych (i sztandarze starych), że władze radzieckie odpowiednio potraktowały tę awanturniczą eskapadę, a anonimowe źródło (hłe, hłe, ile to żeśmy z kolegą jeszcze z ZMP litrów zarzucili, to he, hen, a nawet więcej!) dyplomatyczne (hłe, hłe) powiedziało, że nic nie wiadomo, żeby się Michnik z kimś spotykał.
„Najprawdopodobniej cała wizyta zakończy się herbatką na Arbacie i wizytą w małej, moskiewskiej cerkiewce” napisaliśmy w artykule.
No to jak przyszli, żebyśmy napisali coś o wizycie wrednego MaciArewicza z tą.... Jakiej tam... FAtygą i tym... jak mu tam... no „Młodym” po tym, co zginął w Smoleńsku na skutek nieuzasadnionej brawury i braku nalatania, to mieliśmy gotowca!
I sruu... Poszło pod strzechy!
Wasz redaktor
Inne tematy w dziale Polityka