Rolex Rolex
4195
BLOG

OBIERKOWE COJONES, MIŚ PUCHATEK I KUKLINOWSKI

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 114

 

Donald Tusk użył dzisiaj, po raz kolejny, argumentu o dobrych stosunkach z Rosją, za które należy zapłacić jakąś tam cenę. Pewnie, że dobrze mieć z kimś dobre stosunki, nawet jeśli przyjdzie nam zapłacić jakąś cenę. Jeśli będę chciał mieć na przykład dobre stosunki z jakimś bankiem i w związku z tym będę latami drobiazgowo pilnował, żeby wszystkie ewentualne należności od ewentualnych kredytów spłacać w terminie, a nawet przed, licząc, że kiedy potrzebny mi będzie ten kredyt na biznes życia albo trafi mi się niesamowicie piękny dom w fantastycznej lokalizacji za nieprawdopodobnie niską cenę, to pójdę jak w dym do mojego banku i powiem: „słuchajcie cztery miliony złotych potrzebuje, ino już”, a pani w recepcji, po sprawdzeniu danych na mojej karcie i historii rachunku odpowie: „a nie mógłby pan wziąć pięć? Bo mogłabym wtedy dać panu najniższe możliwe oprocentowanie”.

Pewnie, że czasami dobrze jest mieć jakiegoś wybitnego kolegę, od którego można się wiele dowiedzieć i nauczyć i jeśli nawet ten kolega ma nieco socjopatyczne zachowania i nie zawsze jest miły, choć zawsze szczery, to warto jest znosić jego humory w zamian za korzyści, które się z tej znajomości wynosi.

I – o czym wiedza wszyscy pozostający w szczęśliwym związku małżeńskim, warto jest pozostawać w takim związku, nawet jeśli nie każda sekunda pozostawania w tym związku jest absolutnie szczęśliwą sekundą. Liczy się średnia.

Podane powyżej przykłady prowadzą do oczywistego wniosku, że wartość związków, relacji i stosunków ma swoją cenę i ta cena, rozumiana bardzo szeroko, jako coś co musimy oddać, musi być proporcjonalna do wartości, rozumianej równie szeroko, jako coś co mamy zyskać. Bo jak nie jest, to po co ją płacić?

Dodatkowo, w skomplikowanym świecie wzajemnych relacji, nigdy nie jest tak, że można utrzymywać jednako dobre stosunki ze wszystkimi, a to właśnie dlatego, że są skomplikowane, na przykład: nie można utrzymywać otwartych wspaniałych relacji z żoną i jednocześnie równie wspaniałych i otwartych z uroczą sąsiadką z domu po drugiej stronie ulicy, albo nie można też utrzymywać doskonałych relacji z Koreą Północną i Południową jednocześnie.

Więc jest oczywiste, że jak się utrzymuje doskonałe relacje z Rosją, to nie można mieć równie doskonałych z, na przykład, Wielką Brytania czy Ameryką.

Ale może byłoby warto poświęcić te drugie na rzecz tych pierwszych. Jeśli byłyby to relacje partnerskie na przykład i my byśmy korzystali w taki sam sposób z tych relacji jak druga strona, i mielibyśmy tyle samo do powiedzenia, to może i warto by się zastanowić?

Na przykład gdybyśmy mieli możliwość pełnej dywersyfikacji dostaw surowców i bogate złoża własnych, ale bralibyśmy surowce z Rosji, bo Rosja potrzebuje je sprzedawać, skoro zdecydowała się na ich rabunkową gospodarkę, a my swoje – droższe w pozyskaniu, zostawilibyśmy na czas, kiedy jej się skończą, to jest OK.

Ale gdzie biznes, za przeproszeniem, jeśli my kupujemy od Rosji gaz za wyższą cenę niż inni, sprzedajemy Rosjanom sieć dystrybucji, a oni nam w ramach bonusa odcinają razem z Niemcami dostęp do portu w Świnoujściu, dokąd już wkrótce będą chciały wpłynąć tankowce z bardzo drogim katarskim gazem, który zakupiliśmy, bo pan premier Tusk i jego koledzy chcieli mieć bardzo dobre stosunki z jakimś prominentnym handlarzem bronią?

Ale jak mówią przyjaciół poznaje się w biedzie i nam się taka bieda przydarzyła i kilkudziesięcioro naszych wybitnych Polaków zakończyło życie w bezprecedensowej katastrofie na rosyjskiej ziemi.

I w takiej bezprecedensowej sytuacji każdy kraj, który chce mieć bardzo dobre stosunki i relacje z nami, powinien wykazać się absolutną otwartością i szczególnie równoprawnym traktowaniem nas, bo dzięki temu zyskałby poklask świata i naszą dozgonną wdzięczność.

Ale co powiedzieć na słowa frywolnie, za sprawą nieudolnej imitacji zachodniej elegancji, ubranej sowieckiej pani generał, która zaprezentowała się w swojej frywolności na tle beznamiętnie odtwarzanych nagrań z zapisem krzyków ginących ludzi?

Mniej kulturalny człowiek niż ja powiedziałby, że trzeba to prać po pysku i patrzeć, czy równo puchnie, ale nie powiem, bo jestem właśnie kulturalny.

Ale ta sama jej frywolność sowiecka pani generał miała oświadczyć naszemu niefrywolnemu, za to ociężałemu przedstawicielowi, że Rosja jest wielka, a Polska jest mała, i w związku z tym nie może się ten nasz przedstawiciel ociężały spodziewać się równoprawnego traktowania, i dlatego my będziemy spełniać ich różne zachcianki procesowe za kasę naszego podatnika, a oni nie będą spełniać naszych zachcianek za kasę ichniego podatnika.

Sami widzicie, że coś tu nie gra.

Ale załóżmy, że nasz rząd, gdybyśmy mieli nasz rząd, zachowałby się zupełnie inaczej i dziesiątego kwietnia 2010 roku, tuż po katastrofie odwołałby z ambasady pana Bahra w trybie natychmiastowym i pana Turowskiego w trybie równie natychmiastowym (nie jest pewne, czy pan Turowski by nie został i nie poprosił o azyl, ale strata żadna), a potem oświadczył publicznie, że w związku z posiadanymi materiałami wywiadowczymi uznaje, że sprawa cuchnie na kilometr i z tego powody żąda natychmiastowego zwołania szczytu NATO w związku z artykułem fefnastym, czy innym, który się nadaje, i nagłego posiedzenia rządów wszystkich krajów europejskich w sprawie ewentualnego rozważenia zamachu terrorystycznego na głowę unijnego państwa. Przy czym nie należałoby tu przesądzać, czy zamachu dokonało samo państwo rosyjskie, czy bojownicy kałmuccy, czy też grupa bandytów.

I co by się – tak się zastanawiam, stało wtedy z naszymi relacjami z Rosją?

Bo sytuacja międzynarodowa była jakby sprzyjająca – na Islandii wybuchł przypadkowo wulkan i trzeba było zamknąć całą przestrzeń powietrzną nad Europą, co zdarza się raz na dziesięć milionów lat albo, ho-ho, nawet rzadziej, na Bałtyku zaczęły się właśnie niepodziewane wielkie manewry NATO-wskiej marynarki, samo NATO zapytało, czy nie potrzebujemy pomocy.

Czy Rosja, która twardo broni swojej niewinności i braku związku ze sprawą, zajechała by nas czołgami jadąc przez Białoruś i Ukrainę, czy też może urządziłaby w związku ze swoją niewinnością wszystkim (i sobie) nuklearny Armageddon?

Czy zaryzykowałaby kilkumiesięczną stratę odbioru części swoich surowców i prawdopodobny szlaban na wszelkie technologie bardziej złożone niż produkcja szpadli i wyrób małych ludzików z modeliny?

I jak by się wtedy ubrała generałowa Anodina i czy byłaby równie bezczelna, czy mniej?

I czy te pozostałe państwa; te NATO-wskie i te unijne traktowałyby nas bardziej, czy też mniej partnersko, niż teraz?

I na koniec dodam, że nie jestem wcale aż tak zarozumiały i wcale nie sądzę, że taki premier Tusk nie potrafi błyskawicznie przeprowadzić takiej symulacji w intelekcie, a jeśli nie, to że nie potrafią tego zrobić wszyscy ci specjaliści-politolodzy, którymi się otacza. Jeśli tylko nie spytałby kolegi Bronia „hen-hen” i „ho-ho”, który strasznie przypomina Kubusia Puchatka pomijając wdzięk, to powinien dojść do konkluzji zgodnych z moimi, waszymi i każdego, kto myśli.

Bo czy te państwa NATO, państwa poważne, wobec takiego apelu mogłyby pozostać obojętne i wycofać się ze stert popisanych papierów pod pozorem... na właśnie: jakim?

A powiecie kochani, że państwa NATO mogłyby na przykład zażądać od nas jakichś kwitów; oczywiście już na tych odbywających się za zamkniętymi drzwiami naradach w gronie NATO i UE.

No to my byśmy im wtedy pokazali zapis lotu, który jak wiemy miał nasz wywiad i odpowiednią prezentację, na której byłoby widać jak byk wyprodukowany przez wieżę i urządzenia nawigacyjne wirtualny pas podejścia, który kończy się w krzakach.

Myślicie, że ktoś by się wtedy martwił o mgłę albo o to, ile koniaków kto wypił i kiedy?

Więc kiedy patrzę na pomiatanego Tuska, który nie wie, dlaczego zrobił to, co zrobił, ale musi robić tak dalej, bo nie ma już innego wyjścia, to zastanawiam się, dlaczego musi?

I nie byłoby mi specjalnie żal tego Tuska, którego ktoś trzyma za mentalne cojones swoją stalową łapą z jeszcze nieznanych mi do końca, choć przeczuwanych powodów, gdyby nie jeden szczegół. Ta żałosna obierka od polityka jest niestety naszym premierem. I z powodu tej nieznośnej zasady reprezentacji reprezentuje nas, czyli mnie też. I przynajmniej mnie to przeszkadza.

Jedyne, co mnie w tej sytuacji cieszy, to fakt, że aspirujący do roli takiego bardzo nowoczesnego, światłego i nie obciążonego tą całą polską historią człowiek znalazł się w bardzo sienkiewiczowsko zakreślonej roli niejakiego Kuklinowskiego.

 

Pozdrawiam

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (114)

Inne tematy w dziale Polityka