Wiem, że żart ma swoje granice, ale w obliczu wielkiej podłości jest ostateczną i jedyną bronią. Liczę na wyrozumiałość, lepiej nie potrafię skomentować wyczynów goebbelsiątek.
Szanowni Państwo! Z naszego studia „Kłamstwa 24 godziny na dobę” wita państwa redaktor Hutniarz.
Otrzymaliśmy właśnie pilną depeszę od naszego korespondenta z węgierskiej skoczni narciarskiej Ugrásazizzó. Mamy dla Państwa tragiczną wiadomość. Nasz czempion w skokach zdecydował się na skok w czasie, kiedy nad skocznią przechodziła mała lokalna zamieć śnieżna i nie żyje. Tak, proszę państwa, wszyscy zginęli, nie mamy żadnych wątpliwości. Łączymy się z wozem. Turek Tomaszewski – nasz korespondent: Hallo Turku! Powiedz nam, co wiesz o tym tragicznym wydarzeniu. Czy u ciebie jest śnieżyca?
- U mnie nie, u mnie jest lato w pełni, ale jak wiemy było to zjawisko lokalne...
- Czy odnaleziono zwłoki naszego skoczka?
- Nie, nic nie odnaleziono. Podejrzewamy... służby miejscowe podejrzewają, że wbił się w igelit.
- Nic nie zostało?
- Gogle, sprzączka od paska i sznurówka.
- Czy ktoś widział ten tragiczny moment?
- Nie, nikt, tuman przykrył skocznie na 10 sekund, ale słuzby ratownicze zadziałały w pełni profesjonalnie...
- Czy była karetka?
- No nie, po co? Od razu było wiadomo, że zginął.
- Oczywiście, a która to była godzina?
- 8.58 czasu GMT, 9.58 czasu GMT+1, 10.58 czasu GMT +2 etc, etc...
- Jasne, precyzja najważniejsza. Czy nasz Związek Narciarski wydał jakieś oświadczenie?
- Tak już o 8.30 było gotowe.
- To się nazywa profesjonalizm! Co w tym oświadczeniu?
- Polski Związek dziękuję swoim węgierskim kolegom za fantastycznie przeprowadzoną akcję ratunkową, a naszym braciom Węgrom za okazane wyrazy współczucia. Niech żyje przyjaźń polsko-węgierska! Pierwszym efektem jest podpisanie wyłączności na dostawy win. Na 50 lat, w cenie najlepszych win francuskich, bez możliwości wypowiedzenia, ale z możliwością przedłużenia o kolejne sto.
- To wspaniale, widać, że otworzyliśmy nową epokę w skokach. Kiedy ciało naszego skoczka zostanie przetransportowane do Warszawy?
- O tym zdecyduje załącznik 437 do regulaminu slizgów na torach saneczkowych.
- Na torach saneczkowych?
- Tak, regulamin skoków nie został w pełni przetłumaczony na język polski, stąd posłużono się analogią de iure. Nad Balaton jedzie już nas akredytowany, długoletni saneczkach Bohdan Kłuch.
- Najważniejsze, że będzie tam nasz fachowiec! Powiedz nam Turku, dlaczego dopuszczono do skoku naszego skoczka?
- To skomplikowana sprawa. Skocznia nad Balatonem jest w zasadzie zjeżdżalnią do basenu, do tego nieczynną. Na jej obszarze obowiązywałby regulamin kąpieliska, gdyby była czynna. Decyzję o skoku podejmował ratownik, a w zasadzie, z braku kompetencji, nie decydował. On jedynie machał chorągiewką sugerując, że w tych warunkach atmosferycznych, gdyby nasz skoczek był nurkiem, to on by podjął ryzyko jako ratownik, bo woda to jednak nie igelit. Natomiast skoczek był, a w każdym razie powinien był być, profesjonalistą i wiedzieć, że nawet jeśli ratownik macha, to on ma małe doświadczenie z igelitem, w związku z tym decyzja tak na prawdę zależy wyłącznie od niego...
- Rozumiem. Czyli: sam sobie winien?
- No wyobraźmy sobie sytuację, że na dole, prawda, szympans macha ścierką. Tez by skoczył?
- To jest przygważdżający argument. Dziękuję, Turku, wracamy do studia. A w studiu Monika Wodolejnik i nasz ekspert Klamka Hypkonnen.
- Monisiu Wodolejnisiu, he, he, powiedz nam, jakie są pierwsze reakcje naszych władz narciarskich?
- Ach! Nasze władze wyraziły głębokie ubolewanie z powodu dziury w igielicie spowodowanej skuteczną próbą samobójczą naszego skoczka, który za kołnierz nie wylewał, a kamery zarejestrowały, że tuż przed skokiem pobił się z kolegą z teamu.
- Czyli pijak?
- I złodziej, bo znalezione gogle należały do zawodnika Izraela.
- Wstyd na cały świat. Czy związek przewiduje odszkodowania?
- Tak, 64.000 dolarów amerykańskich.
- Drogie te gogle!
- Od Armaniego, z autografem.
- Jasne. Oddaj każdemu, co jemu należne. Dziękuje Monisiu. Drogi ekspercie, ile godzin spędził pan w sankach ślizgając?
- Biliardy, ale to jak byłem dzieckiem, na górce w parku. Ale od dwudziestu lat kleje modele saneczkarskie i modele stoków, torów i ten teges.
- To robi wrażenie. A jaka jest więc główna przyczyna tej tragedii?
- Szkolenie. W Polsce za dużo się skacze, a za mało gra się na symulatorze skoków. Ja powiem panu, że na symulatorze, jeszcze się nie wywróciłem.
- Bo pan mówił o saneczkach.
- Proszę pana, a co za różnica? Sporty zimowe.
- Słusznie. Szanowni państwo! Jak nam donoszą służby prawne, zgodnie z załącznikiem endziestym ewiątym do konwencji, prawda, właśnie przystąpiono do zrywania igelitu i orania zbocza na głębokość, która doprowadzi do zrównania go z terenem. Takie przepisy, a poza tym Węgry są płaskie, przynajmniej od czasów Traktatu z Trianon. Puszta. Gogle zostaną zwrócone właścicielowi razem z odszkodowaniem. Sprzączka i sznurówka pojedzie do Budapesztu i tam zajmie się nimi producent sznurówek i sprzączek, który jak już wiemy wykluczył wadliwe wykonanie własnych wyrobów.
Komisja badania wypadków saneczkarskich uzupełniona przez przewodniczącego węgierskiego związku ratowników wodnych wydała właśnie oświadczenie, w którym czytamy, że w związku z tragedią rozważa się obowiązkowe badania psychologiczne dla nurków i wyposażenie wszystkich rowerzystów w paralotnie. To się nazywa profesjonalizm! Dziękuję Pańtwu. Zdaliście Państwo egzamin, ja zdałem egzamin, Monisia, Turek, Klamka!
I tym pozytywnym akcentem kończymy ten mało znaczący w historii sportu epizod. Ważne, że środowisko skoczków oczyściło swoje szeregi! Zapraszam jutro! Kłamstwa jakie lubicie! 24 godziny na dobę!
Się ma!
Inne tematy w dziale Polityka