Rolex Rolex
496
BLOG

CORONA REGNI POLONIAE

Rolex Rolex Polityka Obserwuj notkę 37

Po rozważaniach globalnych czas powrócić na własne podwórko i zająć się ideami państwowymi, które na naszym gruncie wykwitły i które - mimo, iż nienowe - mogą się jeszcze okazać przydatne. Punktem wyjścia niech będzie stwierdzenie, że każda wspólnota polityczna powinna być samoświadoma, to znaczy: musi mieć wspólne przekonanie o drodze, jaką kroczy przez dzieje. Posiadanie wspólnego poglądu dotyczącego przeszłości, a w szczególności zamiłowania do badania wspólnej przeszłości metodami naukowymi jest wynalazkiem narodów europejskich i nosi miano historyzmu. Z historii płyną wnioski, więc wspólnota powinna mieć wyobrażenie kierunku, w którym podążać będzie w przyszłości, powinna mieć również poglądy tyczące sposobów tego pochodu. Ujmując zaś rzezcz lapidarnie wspólnota powiina mieć współświadomość wspólnotowego logos i ethos.

Jakbyśmy się nie róznili w poglądach na przydatnosć w opisie rzeczywistości takiego pojęcia jak naród, nikt nie zaprzeczy, że Polacy narodem są. Róznić będziemy się przy definiowaniu pojęcia. Najwęższym sposobem definiowania pojęcia: "naród" dysponują niektórzy nacjonaliści zawężający je do "etnosu". Na naród składała się będzie społeczność połaczona wspólnymi więzami krwi (genów) wywodząca się wspólnych, plemiennych przodków. To stanowisko skrajne i - poza nazistowskimi Niemcami - w zasadzie nie znalazło wielu wyznawców. Dość wspomnieć zaskoczenie nazistowskich notabli, którzy wizytując gen. Franco uczestniczyli w propagandowym "pochodzie" narodu hiszpańskiego i wśród maszerujących dostrzegli grupy o żółtym i czarnym kolorze skóry. "Hiszpańskość" w rozumieniu reakcjonisty Franco miała bowiem nie biologiczne, ale duchowe podłoże.

Podobnie pojmowali naród polscy narodowcy, których ideolog - Roman Dmowski - dość szybko pożegnał się z biologistycznymi koncepcjami narodu na rzecz ich cywilizacyjnego ujęcia.

Gdybyśmy jednak zechcieli wrócić do korzeni nowożytnego pojęcia narodu, to zostało ono powołane do zycia przez rewolucję francuską, gdzie jako równoznaczne z pojęciem narodu zafunkcjonowało pojęcie obywatelstwa. O przynależności do narodu - wedle rewolucyjnego ujęcia - decydowało istnienie "węzła prawnego" łaczącego obywatela z Republiką, przy czym pochodzenie (historyczne związki krwi z ziemią) wydawało się mieć mniejsze znaczenie.

Historycy idei posługują się często pojęciem "narodu politycznego" wiążąc pojęcie narodu z faktyczną zdolnością do podejmowania decyzji politycznych. Ze zdolnością faktyczną, a więc z samoświadomością i chęcią bycia aktywnym uczestnikiem debaty publicznej. Przy takim ujęciu "narodem" byłaby tylko część zamieszkującej kraj populacji, tak szeroka, w jakim zakresie wywalczyła sobie prawo do współdecydowania i współodpowiedzialności za państwo.

Polacy - jak większość narodów europejskich - wnieśli swój wkład w rozwój pojęć publiczno-prawnych. Dość wcześnie, bo w czasach Kazimierza Wielkiego powołalismy do istnienia byt prawny: "Corona Regni Poloniae", co symbolizowało zerwanie z koncepcją królestwa jako własności dynastii i wskazywało na królestwo jako byt prawny niezalezny od osoby władającego. Koncepcja utrwaliła się w czasach pierwszego obcego monarchy, jakim był Ludwik Wegierski (pomijam Wacławów Czeskich, bo za wiele nie wnieśli do idei, a koncepcje administracyje mieli raczej niemieckie). Przy okazji tego władcy narodziło się pojęcie kontraktu pomiędzy panującym a narodem politycznym, który w owych czasach obejmował możnowładztwo oraz przekonanie, że państwo stanowi byt abstrakcyjny, odrębny i niezleżny od osoby.

Całkowita zmiana w sposobie pojmowania narodu i państwa przyszła wraz z epoką jagiellońską, kiedy to w obrębie dwóch państw połączonych unią personalną, a później jednego państwa (od czsasów Unii Lubelskiej) egzystowały obok siebie wiecej niż dwa narody etniczne połączone w jeden naród polityczny.

Znakomita wiekszość współczesnego narodu politycznego (tu problem, bo z prawnego punktu widzenia współcześnie na naród polityczny składa się każdy, dorosły obywatel Rzeczpospolitej Polskiej, któremu przysługuje conajmniej bierne prawo wyborcze, a faktycznie wypadałoby te rozważania zawęzić do elit) widzi przyszłość Polski w ramach tworzonej przez narody europejskie Unii Europejskiej. Jaki będzie ostateczny kształt Unii tego nie wiemy, wiemy, że choć przeważają koncepcje federacyjne i unitarne, to nie brak głosów o konieczności przedefiniowania podstaw wspólnoty w kierunku luźnej konfederacji państw narodowych złączonych w jeden obszar gospodarczy. Jak będzie zobaczymy.

Projekty polityczne mają to do siebie, że nie są z góry skazane na porażkę, czy powodzenie. Projekt Unii Europejskiej może się ziścić, ale też może się nie ziścić. Psim (przepraszam) obowiązkiem każdego inteligenta (i polityka?) jest wiedzieć, co stanie się w obydwu przypadkach. Niech wzorem będzie pewien niemiecki generał, który obudzony w nocy alarmem o wojnie z Francją szepnął: "Wojna z Francję? Trzecia szuflada od góry, po prawej, w sekretarzyku, w gabinecie. I kontynuował drzemkę, jako że człowiek niewypoczęty, to człowiek niezdatny do działania.

Nie zaniedbując wypoczynku przyjmijmy, że Unia Europejska nie powstanie. Jakie są polskie ambicje we współczesnym świecie? Jak Polska - przy założeniu niepowstania Unii Europejskiej - realizowałaby swoją międzynarodową pozycję. Jaka idea z przeszłości mogłaby Polsce w samodzielnej roli pomagać, a jaka utrudniać?

Czy idea jagiellońska mogłaby mieć zastosowanie we współczesnej Europie?

Spróbujmy zdefiniować ideę.

Pierwszym, sztandarowym hasłem idei jagiellońskiej (współzycia różnych narodów w jednym państwie) jest zasada: "wolni z wolnymi, równi z równymi", przy czym za podmioty "wolności" i "równości" rozumie się narody w rozumieniu cywilizacyjnym, jak i poszczególnych obywateli. Przekładając zasadę na język konkretu: głos państwa waży 1. Decyzje państw podejmowane są w ramach takiej procedury i w sposób historycznie w ramach danego poństwa ukształtowany. W ramach kultury jagiellońskiej nie ma miejsca na rady o "siedzeniu cicho", ani na nieliczenie się z głosem jakiegokolwiek z uczestników wspólnoty.

Drugim hasłem idei jagiellońskiej byłoby poszanowanie odrębności obyczaju, kultury (w tym kultury prawnej). Wszelkie ujednolicanie nie może być mechanistyczne, a może jedynie dokonywać się w drodze ewolucji i d o b r o w o l n e g o inkorporowania instytucji lepszych, a eliminowania gorszych. U źródła tej zasady leży koncepcja uznająca wywodzenie się prawa z moralności i wiążąca moc obowiązującą prawa tyleż z sankcji, ileż z wewnetrznego przekonania, że "lex" tożsame z "ius".

I zasada trzecia , zasada, którą nazwałbym przyjęciem wspólnego dobra nadrzędnego. Zasada wyraża się w przekonaniu, że dwa lub więcej państwa, pozostając w Unii na wzór jagielloński tworzą pewną nową publiczną jakość (pewną ilość publicznego dobra), która nie występowała w jeśli funkcjonowałayby oddzielnie. Ta zasada nosi nazwę Rzeczpospolitej (chyba najprecyzyjniej oddający sens w obcym języku jest termin Commonwealth). Tym wspólnym dobrem może być: podniesienie poziomu bezpieczeństwa zewnetrznego i wewnetrznego, wzrost zamożności narodów politycznych, rozwój naukowy i gospodarczy, wzrost wolności od biurokracji, obciążeń fiskalnych i regulacji, słowem: poszerzenie się obszaru wolności.

Pozostając przy szkicowym przedstwieniu zasad wróćmy do pytania o ambicje Polaków. Nie wydaje się, żebyśmy byli narodem imperialnym, to znaczy: żebyśmy mieli ambicje obejmowania swoimi wpływami coraz to większych i większych obszarów kontynentu czy globu. Mówiąc inaczej: brak jest w naszym logos i ethos imperialnego doświadczenia. Nie wydaje się również, żebyśmy byli ekonomicznie, militarnie i politycznie partnerem zdolnym do "bycia atrakcyjnym" zalązkiem takierj Unii.

Jesli idea Unii Europejskiej miałaby się zakończyć powstaniem - nie będę narażał się prof. Sadurskiemu - "tworu wyposażonego w osobowość prawną i obdarzonego atrybutami państwa w rozumieniu prawa międzynorodowego, ale obarczonego wątpliwościami autorytetów prawnych, czy rzeczywiście państwem jest :-)" ideę jagiellońską można będzie odłożyć na lepsze czasy, bo Niemiecka Republika Federalna, jej klasa polityczna, ani Republika Francuska i jej klasa polityczne nie wydają się podzielać idei, które stanowią składowe idei jagiellońskiej.

Gdyby jednak prawdziwe okazłay się moje analizy dotyczące podjętych przez Stany Zjednoczone Ameryki działań zmierzających do storpedowania powstania w Europie "tworu wyposażonego w osobowość prawną i o obdarzonego atrybutami państwa w rozumieniu prawa międzynorodowego, ale obarczonego wątpliwościami autorytetów prawnych, czy rzeczywiście państwem jest" pod egidą sojuszu francusko/niemiecko - rosyjskiego; jeżeli w Polsce rząd USA zdecydowałby się rozmieścić amerykańskie bazy, systemy ochrony i kontroli, a także zmienił priorytety w stosunkach z Europą wysuwając Polskę przed Niemcy, to możnaby o idei jagiellońskiej myśleć. Odrodzenie idei jagiellońskiej nie musiałoby oznaczać przekreslenia idei europejskiej. Mogłoby by być jej wyprzedzeniam i uzupełnieniem, a być może nawet wzorem, poddanym pod dyskusję w przypadku redefiniowania formy wspólpracy państw europejskich.

Spróbujmy określić o jaką grupę państw chodzi i dlaczego Polsce miałoby przysługiwać prawo do inicjatywy w tym zakresie. Otóż gdyby Polska uzyskała specjalny status ze strony USA stałaby się państwem o wiele bardziej atrakcyjnym.

Dotyczczas wszelkie próby tworzenia grup państw Europy Środkowo-Wschodniej, skupienia ich pod przewodnictwem jednego kraju, kończyły się niepowodzeniem, gdyż wszystkie były traktowane równorzędnie przez pozostałe kraje członkowskie, a w stosunkach amerykańsko-europejskich drugorzędnie ze względu na priorytetowe traktowanie Niemiec. Co ciekawe w całym procesie negocjacji stosowano zasadę państwową a nie ludnościową, co trochę dziwne zważywszy, że w dyskusji o warunkach siła głosu państwa liczy się za 1, a przy realizacji przyjętych warunków siła głosu jest zależna od wielkości populacji.

Z punktu widzenia polityczno-militarnego wspólnota interesów zaistniałaby pomiędzy Polską i Republiką Czeską, jako że planowana, amerykańska inwestycja obejmuje własnie te kraje. Z punktu widzenia tradycji i historii idea jagiellońska musiałaby dotyczyć Litwy, Białorusi i Ukrainy, Węgier, być może Estonii i Łotwy.

Komentatorzy podnosili głosy o dalko idącej niechęci byłych partycypantów idei jagiellońskiej i ich obawach przed polskim szowinizmem.

Przypomnę, że przed powierzeniem Władysławowi Jagielle (Jogaile) korony polskiej był Władysław niechętny kontaktom z Polską, a związki z naszym krajem wykonywał w formie łupieszczych rajdów przez Mazowsze. Przypomnę również, że do zjednoczenia ziem polskich po rozbiciu dzielnicowym doszło w niecałe sto lat z okładem po bitwie pod Mozgawą, która była wyjątkowo krwawym dowodem na istnienie animozji pomiędzy Wielko- i Małopolską.

Nie da się idei jagiellońskiej realizować inaczej, jak wtedy kiedy po raz pierwszy pojawiła się w głowach krakowskich możnych, to jest w oparciu o zasadę "wolni z wolnymi, równi z równymi. Pierwszoplanowym zadaniem powinno być uzyskanie zgody amerykańskiej na objęcie obszarem ochrony państw z Polską sąsiadujących. W celu utworzenia takiej strefy ochronnej konieczna byłaby sieć konsultacji, których stroną byłyby USA, a pośrednikiem Polska.

W oparciu w wspólną "zonę bezpieczeństwa" możnaby budowąc dalsze projekty polityczne, przy czym centrum dialogu nie powinno znajdować się w Warszawie, ale w stolicy któregoś z krajów zainteresowanych o mniejszym potencjale ludnościowym. Mogłoby to być Wilno, Ryga, Tallin bądź Praga. To niwelowałoby poczucie zagrożenia polską dominacją. W stosunkach z polskimi sąsiadami - nie zaniedbując badania trudnej historii - akcent powinien być położony na to, co w przeszłości nasze narody łączyło, a nie co dzieliło. Jako naród, który dopiero co wydostał się spod dominacji soweckiej i jest na etapie dokumentowania własnych krzywd mielibysmy z tym zapewne mentalny problem, ale wspólne budowanie wymagałoby przezwyciężenia (trudnego) historycznych uprzedzeń.

Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, aby zorganizować w Wilnie wystawę Grunwald - strategiczny geniusz Wielkiego Księcia Witolda (w końcu on był wodzem naczelnym! i Króla Jogaiły :-) a we Lwowie (przede wszystkim jednak w Grodnie): "Posiłki ruskie i ich wkład w zwycięstwo nad germańskim imperializmem. No, polityka to też spryt, o czym tak często zapominają nasi zachodni sąsiedzi.

Idea jagiellońska nie wymaga ujednolicania praw i narzucania innym rozwiązań socjalnych, definiowania praw człowieka zgodnie z życzeniami homoseksualnych par z Amsterdamu. Europa to różnorodność i w tej różnorodności siła. Jednostajność to uwiąd. W Luizjanie do dzisiaj funkcjonuje Kodeks Napoleona - wyspa wśród Common Law i nie rodzi to większych prawnych perturbacji.

I - kończąc przydługi wpis, z konieczności hasłowy i zaledwie szkicujący pole wielkiej bitwy - rzecz najważniejsza. Jesli w polskiej historii jest jakiś sens, to tym własnie sensem było p o k o j o w e rozszerzanie granic Europy i granic tych obrona. Dzieki decyzji krakowskich możnych w 1385 roku w granicach Europy znalazła się Litwa (Lietuwa etniczna i Ruś). W swoim maksymalnym zasięgu, dzieki temu mariażowi, granice Europy przebiegały nie więcej niż 130 kilometrów od Kremla.

Stawianie sobie wielkich wyzwań to rzecz trudna, ale cóż by się stało bez tego...

 

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (37)

Inne tematy w dziale Polityka