Prezentacja Killerów zakończona, do analizy pozostał ledwie jeden i to ten, który wzbudza najmniejsze emocje - gen. Pinochet. Najmniejsze, bo Chile to kraj na końcu świata i jak mi peswadował Igła szanowny bez związku z geopolityką. Może i tak, ale zanim podejmę z takim stwierdzeniem polemikę muszę odnieść się do innego iglanego zarzutu, tego mianowicie, że moje zestwienie killerów sensu nie ma, bo jak porównywać Marszałka Józefa Piłsudskiego - symbol naszego zwycięstwa nad bolszewizmem i odrodzonej Reczpospolitej z gen. Jaruzelskim, który wedle róznych poglądów:a) uchronił nas przez bolszewizmem, b) uchronił bolszewizm przed nami. A jak do tej dwójki pasuje gen. Pinochet, któren z kraju gdzie jeno pampy i lamy?
Otóż Waszmość Igła obserwuje świat z punktu obserwacyjnego, który możnaby określić jako kopernikański - obiektywny punkt obserwacyjny geopolitycznej analizy - i trudno odmówić mu racji. Jesli jednak od czasów Mikołaja z Torunia wiemy, że słońce w centrum, to od czasów Einsteina wiemy, że niekoniecznie. Ja - wsparty takim nowożytnym naukowym autorytetem - upierał się będę przy prawie do wyznaczania punktów obserwacyjnych na dowolnych planetoidach, a wynajdowanie punktów obserwacyjnych innych niż słońce ma jeszcze i tę zaletę, że siedzenie trudniej poparzyć płonącym wodorem i helem, a drinka spokojnie saczyć można bez obawy, że wyparuje.
Moje planetoidy nazywają się świadomość i tożsamość i z tego punktu widzenia przywołane trzy postaci są właściwe do rozstrząsania zadziwiających niekonsekwencji dajacych się zauważyć w naszych sądach i poglądach.*
Przy okazji przywołajmy jeszcze jedno zdarzenie, którego upływająca rocznica była w Salonie szeroko komentowana, a której komentowania sam nie podjąłem się, a to z powodu takiego, że zanim zdążyłem pojawiło się kilka świetnych analiz, wspomnień i podsumowań; z drugiej strony - moja ocena Powstania raczej krytyczna (Powstania jako decyzji politycznej, nie bohaterstwa Powstańców) i nie wypadało takich krytycznych ocen wygłaszań w dniu powstańczego święta.
Większość komentatorów uznała, że Powstanie było ważnym zdarzeniem w naszych dziejach i jakkolwiek nie oceniać by skutków, decyzja podjęta przed 1 sierpnia 1944 roku była decyzją właściwą, bo jeśli zniszczenie miasta i smierć 200.000 Warszawiaków miałoby uchronić kraj przed komunizmem, to było warto.
Ci sami - choć nie będę wywoływał po nickach, nie o to chodzi - uznali jednocześnie, że smierć około setki osób dla ochrony Polski przed ofiarami, które mogłyby nastapić, gdybyśmy w 1981 roku powiedzieli Sowietom: "nie" również jest ceną właściwą, co wywołuje moje zdumienie, bo jesli kiedykolwiek kosztem ofiar mielibyśmy szansę zrzucić sowiecką kuratele, to już szybciej za stetryczałego Breżniewa, który ugrzązł w Afganistanie, niż za Stalina u szczytu potęgi, sprzymierzonego z naszymi sojusznikami.
A już szczyt mojego zdumienia wywołuje gwałtowny sprzeciw wobec działań gen. Pinocheta, który kraj swój uchronił przd tym samym komunizmem przed którym usiłował nas uchronić Grot - Rowecki i - wedle jednej z wersji - gen. Jaruzelski.
Dlaczego nieudana próba ochrony przed czerwoną zarazą kosztem 200.000 istnień ludzkich miałaby być otoczona czcią, a taka sama - tym razem udana - przy minimalnych kosztach operacji policyjno - wojskowej, które można szacować na 3.000-4.000 osób w tym w znakomitej większości osób z bronią w ręku (a nie cywilów, jak w Warszawie) z obydwu stron barykady miałaby być potępiana? Nie wiem, ale starając się opisać świadomość gwałtownie odrzucających jakiekolwiek zasługi gen. Pinocheta zwróciłem uwagę na kilka istotnych moim zdaniem elemetów.
Gen. Pinochet uchronił nie tylko swój kraj przed największym totalitaryzmem, jako dotąd poznała historia ludzkości. Rzut oka na mapę pozwala na konstatację, że Chile miało dla komunistów kluczowe znaczenia dla opanowania kontynetu. Niepowodzenia w Chile wzbudzało nieopisaną wsciekłość kremlowskich gerontów z tego powodu, że oto po raz pierwszy niewieli kraj powstrzymał import rewolucji praktycznie własnymi siłami. Komunizm został zastopowany spektakularnie, szybko i bez większego oporu. O ile irytację kremlowskich satrapów można zrozumieć łatwo, o tyle spazmy zachodniej inteligencji wydają się dziwne. Jak wytłumaczyć rozczarowanie demokraty wynikające z faktu, że 10 milionowy naród nie znalazł się w całości w obozie pracy?
Rewolta 1968, marihuana i kiełbie we łbie - ktoś podpowie i bedzie miał rację, ale żadna z tych trzech rzeczy nie tłumaczy niechęci jaką gen. Pinocheta darzyła i darzy polska, niekomunistyczna inteligencja! Jesli im Bór wzorem, to Pinochet winien być półbogiem! Czyż nie?
Trudno, taki już widać los tych, którym się udało skutecznie hydrę komunizmu zdusić. Wielbić będziemy komunistyczne ofiary, takie jak Powstańców, a potępiać zwycięzców. Taki syndrom zgwałconego narodu, przepraszam za mocne określenie.
"Ale w Chile doszło do naruszenia praw człowieka!" - zawoła natychmiast docent i erudyta. "Aha, doszło" - nie mogę się nie zgodzić. "Jak wyglądała sprawa z prawami człowieka podczas 63 dni Powstania nikt nie pyta, jak prawa człowieka chronione były w komunistycznej Polsce w latch 1944-1989 tez mało to kogo obchodzi. "W Chile stosowano tortury!" - odezwą się wrażliwe głosy. Sprawdziłem, rzeczywiście. Odpowiedziec tylko mogę, że cierpienia Chilijczyków, ich skala i intensywność były niczym w porównaniu w cierpieniami Ukraińców, Polaków i innych narodów które się nieszczęśliwie dostały w szpony rewolucyjnego miłosierdzia. Pamietajmy, że definicje tortur zmieniają się wraz z "uwrażliwianiem się" i - znów przepraszam - "niewieścieniem" społeczeństw zachodu i dzisiaj, wedle współczesnej definicji tortur, uznaje się za nie np. terror psychiczny.
Z dumą donoszę, że terrorowi psychicznemu poddany byłem w PRLu kilkunastrokrotnie, pałą dostałem dwa razy, ale nigdy nie sądziłem, że moje cierpienia powinny odnotowywac jakieś raporty o prześladowaniach.
Około 1980 roku gospodarka Chile zaczęła wychodzić na prostą, a gen. Pinochet mógł zanotować w swoich wspomnieniach: "wiedzielismy, że kraj jest na dobrej drodze." Wstyd przyznac, ale kiedy w Polsce zaczeto zstanawiac się nad reformą ubezpieczeń społecznych sięgano do rozwiązań chilijskich jako modelowych. To, że system ubezpieczeń państwowych wisi nadal nad naszą ekonomią jak miecz Damoklesa to już zasługa niewprowadzenia reform w życie.
Cokolwiek mógł powiedzieć gen. Jaruzelski w roku 1988, to napewno nie to, że jego kraj jest na jakiejkolwiek sensownej drodze. Rosjanie nie pozwoliliby na wprowadzenie w Polsce elementów racjonalnej gospodarki? Skoro przełknęli odwrót Gomułki od kolektywizacji za Chruszczowa za cenę spokoju, pewnie przełknęliby i to za chorego Brezniewa z łapami przytrzaśnietymi w Afganistanie. Ponadto Sowieci nie oponowali przeciw wprowadzaniu elementów kapitalistycznej gospodarki przez ludzi służb w formie słynnych spółek polonijnych, a więc tym bardziej komunistycznym doktrynerom nie powinny przeszkadzać drobne majątki kułaków i "prywaciarzy", którzy z natury niereformowalni. Cui bono? - zapytajmy gen. Jaruzelskeigo, kiedy jeszcze może odpowiedzieć.
Wszystkie te przemyslenia doprowadziły mnie do chęci napisania tekstu o współczesnym, liberalnym inteligencie. Wykoncypowałem zarys eseju, kluczowe punkty i tezy. I już miałem zacząć pisać to wiekopomne i wstrząsające dzieło, kiedy dotarło do mnie, że dzieło dawno napisane, a liberalny intelektualista sklasyfikowany i przeanalizowany w sposób nie zostawiający miejsca na istotne uzupełnienia.
Tak proszę państwa oto on: Stiepan Trofimowicz Wierchowieński!
Inne tematy w dziale Polityka