Moskwa, posiedzenie zespołu do spraw specjalnych FR
Obecni: Premiero-prezydent Ivan Kagiebekin (P-PIK)
Szef służb tajnych: Ivan Gieerukin (SS-TIG)
Szef propagandy: Ivan Gebelsowicz Erewanow. (SP-IGE)
(P-PIK) (czyta bezgłośnie listę): Taka okazja więcej się nie przydarzy...
Kto wpadł na pomysł, żeby ich wszystkich umieścić w jednym samolocie? Z uma zaszli?
(SS-TIG): Lista to moim zdaniem wrzutka ich służb. Przecież inaczej nie krążyłaby po Warszawie. A nawet jakby była prawdziwa, to nie polecą w takim składzie... Tam jest siedmiu generałów. To, że tak nie wolno, to mają wykute na blachę. Mieliby piekło w NATO. A Polska prasa nie przepada za prezydentem. To by się w mig rozniosło, że skrajna głupota i nieodpowiedzialność... Nie da się złamać wszystkich procedur... Nie wierzę... Jeszcze ten Błasik... Parę tygodni po tym, jak został szefem ich lotnictwa, katastrofa. Ich najlepiej wyszkoleni fachowcy zginęli. Nawet generał. On się strasznie przejął... Ci z NATO też cisnęli. Wdrożyli takie procedury bezpieczeństwa, że...
(P-PIK): Jest też ten od służb specjalnych...
(SS-TIG): Ano właśnie... Jest też ochrona... Widziałem tego ich oficera od ochrony. To jest fachowiec... Nie dopuści...
(P-PIK): W porządku. Ale załóżmy, że ta lista jest prawdziwa, i że lecą. Jakie opcje?
(SS-TIG): Technicznie to wszystko jest wykonalne. Można zestrzelić z powietrza, można z lądu. Najlepiej jakby gdzieś na niezamieszkałym terenie... żeby nikt nie widział. Ale przecież tam jest nasłuch, radary, satelita. Przed światem się nie ukryje... Najmniejszych szans...
(P-PIK): No ale załóżmy, że polski rząd nie będzie nas obwiniał w tej sprawie, że uzna, że był wypadek, odda nam śledztwo...
(SS-TIG): No to by oznaczało, że w praktyce wychodzą z NATO, my mamy wolna rękę. Ale natychmiast mamy naszych ludzi pod lupą na całym świecie. Od razu patrzą nam na ręce przy każdym komputerze, każdej kopiarce, jak za Reagana, nawet jeśli tego nie ogłoszą. No i mamy wojnę ekonomiczną, będą nas się starali zagłodzić...
(P-PIK): No dobrze, a jakby ich sprowadzić na samo lotnisko, sto, pięćdziesiąt metrów nad ziemią, i tam ustrzelić...
(SS-TIG): Ale skąd pewność, że on w ogóle podejdzie, jeśli warunki meteo... Nie mamy kontroli nad najważniejszym ogniwem... Skąd przekonanie, że pilot będzie chciał podchodzić...?
(P-PIK): Będą chcieli tam być... mogą naciskać...
(SS-TIG): Już raz naciskali i pilot odmówił.
(SP-IGE): Panowie, zestrzelenia na terytorium FR samolotu z Polską delegacją w takim składzie się zwyczajnie nie ukryje, w dobie współczesnych technologii szpiegowskich... Jeśli nawet założymy, że rząd polski będzie nas krył, to zawsze pozostaje pytanie: do kiedy? Przecież wszyscy będą nas mieli w garści włącznie z rządem w Warszawie... Co więcej, byliby głupcami, gdyby się nie zabezpieczyli i nie przejęli jakiejś części wraku. Na wszelki wypadek, żeby zawsze można było wykazać, że użyto materiałów wybuchowych do zamachu na polską delegację na terenie Federacji Rosyjskiej. Co mielibyśmy robić? Strzelać do każdego dzieciaka albo dziennikarza, który che coś zabrać na pamiątke spod drzewa przy ruchliwej ulicy?
(P-PIK): Co robi ich szef ochrony? To znaczy, co robi na miejscu?
(SS-TIG): Wyjechał.
(P-PIK): Jak to „wyjechał”?
(SS-TIG): No wziął i wyjechał do Warszawy. Jest na liście pasażerów.
(P-PIK): Szef ochrony?
(SS-TIG): No tak.
(P-PIK): W grę wchodzi ładunek wybuchowy podłożony w samolocie w Warszawie. Czy to jest do przeprowadzenia?
(SS-TIG): Czasu mało, ale mamy chętnych ludzi w Warszawie.
(P-PIK): Zagrożenia?
(SS-TIG): Pirotechnik musiałby być nasz, mechanik nasz, wysocy oficerowie z dowództwa pułku też. Trzeba by zadbać o awarię monitoringu wojskowej części lotniska. Musielibyśmy mieć swoich ludzi z BOR-u, z wywiadu, kontrwywiadu... Krótko mówiąc dziesiątki współpracowników nad którymi potem nie mielibyśmy żadnej kontroli. Schengen. Przechodzi przez mostek i jest w Czechach, Niemczech... Wsiada na prom i jest w Kopenhadze... Kupuje bilety i jest w Londynie albo Nowym Jorku. Z taką wiedzą... Likwidacja takiej ilości zaangażowanych nie wchodzi w grę.
(P-PIK): No dobrze, zostawmy zagrożenia, i zastanówmy się nad sytuacją. Naprowadzamy go błędną ścieżką podejścia. Mamy go 100 metrów przed lotniskiem, w gęstej mgle, co dalej?
(SS-TIG): Wywołujemy eksplozję wystarczająco silną, żeby nikt nie przeżył, to musiałby być potężny ładunek wolumetryczny; ograniczamy dostęp do terenu... Nic, żaden fragment wraku nie może się dostać w niepowołane ręce. Ciał nigdy nie będzie można badać. Dokumentacja medyczna z naszej strony musiałaby być perfekcyjnie wykonana, żeby nie dawać podstaw do ekshumacji, a rząd w Warszawie musiałby się zobowiązać, że nigdy nie otworzy trumien...
(P-PIK): A jak najpierw obieca, a potem jednak zacznie otwierać?
(SP-IGE): To leżymy, obok Kim Dzong Ila.
(P-PIK): Jaka szansa, że ktoś coś przypadkiem sfilmuje, zarejestruje?
(SP-IGE): Olbrzymia. Będzie setka dziennikarzy z Polski. Masa świadków. Teren jest zaludniony, obok są warsztaty, domy mieszkalne. 100 metrów błędu i na nic... To szaleństwo... Zresztą... załóżmy, że udało nam się umieścić ładunki w Warszawie. To lepiej wywołać eksplozję nad terytorium Polski albo Białorusi. Efekt ten sam, przy wysokości pary tysięcy metrów szans, żeby ktoś przeżył nie ma; niech się Polacy albo Białorusini martwią...
(P-PIK): A co ze sprzętem NATO?
(SS-TIG): Jeśli mamy podjąć ryzyko zwerbowania ludzi w Warszawie dla całej operacji, to bezpieczniej ich zwerbować, żeby znaleźli i dostarczyli nam gdzieś w Polsce. Koszty te same, ryzyko żadne. A jeśli Białoruś, to się dogadamy.
(P-PIK): No dobrze, nalegam, byśmy jeszcze raz przeanalizowali sytuację eksplozji nad obszarem, który sami sobie wyznaczymy, tuż przy lotnisku w Smoleńsku. Jaką strategie propagandową należy przyjąć po zakończeniu całej akcji?
(SP-IGE): Waszyngton, cała Zachodnia Europa wie, co się stało. To, co musielibyśmy wtedy zrobić, to po prostu umyć ręce.
(P-PIK): To znaczy?
(SP-IGE): Była eksplozja, ale nie nasza. To był zamach w Warszawie, a my jesteśmy pośrednio jego ofiarami, bo to się stało u nas i podejrzenia są naturalnie kierowane w naszą stronę. Więc my im oddajemy przez pierwsze dwa, trzy dni teren do badania. Niech ich prokuratorzy stworzą podstawy fałszywej dokumentacji miejsca. My ich utrzymujemy w przekonaniu, że będzie wspólne śledztwo, a więc że podżyrujemy ich matactwa. Po trzech dniach mówimy: dziękujemy, ale my swoje będziemy prowadzić oddzielnie. Od tego momentu to oni muszą kluczyć, mataczyć, kłamać, i zrobić wszystko, żeby żadne fragmenty wraku, nic, co mogłoby wskazać na obecność materiałów wybuchowych nie znalazło się w obcych rękach. To oni mają walczyć jak lwy, żeby nie otwierano trumien, to oni będa łamać własne prawo, to oni wreszcie będą fałszować wyniki ekshumacji, jeśli do nich dojdzie. Oni będą niszczyć rzeczy ofiar... A na koniec – to oni będą w oczach świata tym trędowatym. Nikt nie będzie mógł mieć do Rosji pretensji, że wykorzystuje powstałą sytuację do odbudowywania swoich wpływów w Polsce... A my mamy ich w garści...
(P-PIK): Damy im jedną możliwość – współpracę z MAK-iem. To nie jest organ Federacji Rosyjskiej, a w tej konkretnej sytuacji będzie wykonywał faktycznie prywatne zlecenie w obszarze niepodlegającym jego kompetencjom. Niech się dogadują...
(SP-IGE): A jeśli się nie zgodzą na Tatiankę (he, he)?
(P-PIK): To niech się zwrócą do NATO po pomoc w wyjaśnieniu kto i kiedy podłożył ładunek wybuchowy. Proste... Panowie, głosujemy...
Inne tematy w dziale Polityka