Za oknem rzewnie, mgliście, klimatycznie....W eterze cisza, a nastrój w sam raz na smętną nutę. O tej porze roku nie trudno o taki zestaw. Jesienna aura sprzyja melancholii. Portugalczycy mają swoje Fado, Ukraińcy tęskne dumki, a my mamy tanga, importowane z Południa wprwawdzie, ale świetnie zadomowione w polskiej dszy. W latach 30-tych przeżywały swój złoty okres, w wykonaniu Mieczysława Fogga absolutnie niedoścignione....tęskne, rzewne, o niespełnionej miłości, pogmatwanych uczuciach...
Wiele ich było, ale jedno doczekało się swojej własnej legendy,mrocznej legendy tanga samobójców. Tango "Ostatnia niedziela" autrorstwa Jerzego Petersburskiego, nagrane i wykonane w 1936r zyskało ogromna popularność. Dość wspomnieć, że przez blisko 80 lat doczekało się wielu wykonań , a w czasach swojej świetności często splatało się z tragicznymi losami nieszczęśliwie zakochanych i być może stąd wziął się nieformalny tytuł utworu, przywołany na początku notki. Wyśpiewana przez Fogga prośba mężczyzny o ostatnie spotkanie z ukochaną, która odchodzi do innego, rzeczywiście popychała co wrażliwszych do dramatycznych czynów i gwałtownych decyzji. Cóż, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Historia kultury i sztuki zna przecież wiele utwórów z tragedią w tle, tym mocniej zapamiętanych przez potomnych.
No ale dość teorii, posłuchajmy tej rzewnej prośby o ostatnie spotkanie, tego smutnego pożegnania....Dzisiaj też jest mglista, rzewna, jesienna niedziela....
Rzadziej pro, częściej w kontrze. Nie lubię łatek, ale z sercem po prawej stronie
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura