Henryk Urban Henryk Urban
241
BLOG

Solidarność, to jeden drugiego brzemiona noście.

Henryk Urban Henryk Urban Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

    Trwają obchody 40-tej rocznicy powstania Solidarności, warto powspominać. Ten fenomen życia publicznego współczesnego świata jest opisywany przez ludzi z rozmaitych punktów widzenia, zatem i ja, skoro od lat sam siebie nazywam „solidaruchem”, spróbuję co nieco dopowiedzieć. Może uda mi się wyjaśnić, dlaczego inspirację do działalności politycznej czerpię z pobudek religijnych. I nie chodzi tu o jakąś wielką politykę, ale o zwykłe przygotowanie się do porządku demokratycznego, bo demokracja wymaga od nas, wyborców nieco wysiłku, a nie tylko oceny kandydatów po wyglądzie z plakatów wyborczych. A czy mam prawo do nazwania się „solidaruchem”, mimo że od 1991r. formalnie nie jestem członkiem NSZZ Solidarność, a przedsiębiorcą, niech oceni czytelnik? 

    Podczas inauguracji wystawy „40 lat Solidarności” w Bielsku-Białej przedstawiciel IPN stwierdził, że organizatorzy sierpniowych strajków z 1980roku nawet nie przypuszczali, że w tak krótkim czasie osiągniemy taki zakres swobód obywatelskich. Musiałem wtedy przypomnieć, że w FSM jeden z postulatów dotyczył utworzenia opozycji politycznej. Niektórzy koledzy z innych zakładów, obecnie weterani, dziwili się, o czym ja mówię, bo przecież domagaliśmy się wtedy jedynie pluralizmu związkowego. Ja jednak dobrze to pamiętam, bo sam pisałem taki postulat na warsztacie WRF, wśród robotników i po zebraniu ponad setki podpisów przedłożyliśmy listę dyrektorowi Zakładu1. Z kopią naszych postulatów, schowaną za pazuchą, poszliśmy z Genkiem Widyną nawiązać kontakt z Narzędziownią, bo wiedzieliśmy, że oni też złożyli dyrekcji listę postulatów i tak jak my czekają na odpowiedź. Tylko im wyznaczono zebranie na środę, a nam na czwartek. Ta lista za pazuchą była naszą legitymacją do współdziałania. Po środowym zebraniu na Narzędziowni, na które przyszło już ponad 300 osób z prawie całego Zakładu1, spisaliśmy z dyrekcją jedną wspólną listę postulatów, którą posłaliśmy wraz z poparciem dla MKZ do Gdańska. Wtedy też został wykreślony mój postulat utworzenia niezależnej od PZPR partii politycznej, bo jak stwierdził dyrektor Kania – on pod przyjęciem takiego protokołu podpisać się nie może; to jest postulat wyraźnie polityczny, nie do załatwienia na szczeblu zakładu, a skoro będziemy już mieli niezależne samorządne związki zakładowe, to sobie wszystkiego sami przypilnujemy. Tłumaczyłem, że partia rządząca musi być kontrolowana przez równorzędną organizację, ale koledzy robotnicy odstąpili od popierania mojej argumentacji. Wybraliśmy 80 osobowy Komitet Robotniczy, reprezentujący większość wydziałów Zakładu Nr1 FSM i wyznaczyliśmy termin jednodniowego strajku solidarnościowego ze Stocznią w Gdańsku. Taki był początek niezależnej działalności związkowej w Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Bielsku-Białej. We wrześniu zająłem się organizowaniem struktur związkowych, ułożyłem ordynację wyborczą, odpowiednią dla liczącego ok. 10tys. pracowników Zakładu1. Podjęliśmy też współpracę z tworzącymi się komisjami zakładowymi z innych zakładów FSM, rozrzuconymi na terenie czterech województw. Na szczeblu Fabryki utworzyliśmy Fabryczną Komisję Koordynacyjną, by załatwiać sprawy wspólne dla 34tys. pracowników. Jako ekspert od organizacji i wyborów zostałem wydelegowany na Komisję Krajową do Gdańska, gdzie byłem świadkiem podjęcia uchwały o nadaniu organizującemu się związkowi nazwy NSZZ „Solidarność”.

    Od samego początku włączyliśmy się do współpracy z innymi mieszkańcami Bielska-Białej, tworząc Region Podbeskidzie. To już nie była działalność li tylko związkowa, ale tworzenie struktur do samorządu terytorialnego. Opór, na jaki natrafiliśmy ze strony komunistycznych władz miejskich i wojewódzkich musiał w efekcie doprowadzić do zwarcia. Styczniowy strajk na Podbeskidziu, największy i najlepiej zorganizowany w Polsce od strajków sierpniowych ewidentnie nie miał podłoża ekonomicznego, a polityczne. Zostałem wówczas okrzyknięty łamistrajkiem, ponieważ na apel Komisji Krajowej chciałem zawiesić strajk w FSM, by umożliwić prowadzenie rozmów z rządem na trzy tematy, istotne dla całości przemian w Polsce. Chodziło o

- zniesienie cenzury prewencyjnej

- uruchomienie Tygodnika Solidarność

- wprowadzenie wolnych sobót.

Nie rezygnowałem przy tym z żądania usunięcia ze stanowisk i rozliczenia skorumpowanych dygnitarzy wojewódzkich, podjąłem nawet głodówkę w tej sprawie. Kiedy jechaliśmy do Warszawy, po wsparcie od Komisji Krajowej, towarzyszył mi związkowiec, wyznaczony do dozorowania mojej głodówki.

    I wtedy w sukurs przyszedł Kościół – do Bielska przyjechał powołany przez Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego zespół mediatorów z abp. Bronisławem Dąbrowskim na czele i 6 lutego strajk się zakończył podpisaniem porozumienia z komisją rządową. Jednak przed usunięciem ze stanowisk lokalnych kacyków strajk musiał zostać zawieszony. Znamienne, że księża biskupi rezydowali i prowadzili mediacje na plebanii św. Mikołaja, gdzie cztery lata później przygarnął nas nowy proboszcz tej parafii ks. Zbigniew Powada.

    Miałem i ja swój znak, że politykę należy łączyć z religią – po zakończonym strajku w FSM została odprawiona Msza św., a konfesjonał zorganizowano w drzwiach naszego biura technicznego WRF. Tak, że przed przystąpieniem do Stołu Pańskiego, spowiadałem się, mając przed oczami własne biurko. Po Mszy spożyłem pierwsze od kilku dni śniadanie po głodówce.

    Krótko po strajku otrzymałem sygnał, że jestem na liście przeznaczonych do aresztowania, było to podczas kryzysu bydgoskiego, kiedy Janowi Rulewskiemu wybito kilka zębów za to, że śmiał domagać się sprawiedliwości podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej. NSZZ Solidarność przygotowywał się wtedy do strajku generalnego, a SB sporządzała listy proskrypcyjne. Taki przeciek miał pewnie mnie wystraszyć, ale przeciwnie, spowodował bardziej intensywną pracę nad budowaniem struktur demokracji. Organizowałem wtedy od podstaw nowy samorząd pracowniczy. Ominęliśmy ustawowe KRS-y i po wybraniu Rad Pracowniczych w poszczególnych zakładach, na szczeblu Fabryki ich Przewodniczący tworzyli Kolegium, a ja koordynowałem jego prace między posiedzeniami. Jako Samorząd przejmowaliśmy funkcje Komitetu Fabrycznego PZPR, chociaż na początku jeszcze ich z zakładu nie wyrzucaliśmy. Ruch wyrzucania partii z zakładów pracy zaczął się rozwijać na jesieni 81roku i był chyba jednym z ważniejszych argumentów do wprowadzenia stanu wojennego. Odczułem to na własnej skórze, bo 13 grudnia zostałem internowany nie jako związkowiec, a jako działacz samorządu pracowniczego. I w tym miejscu znowu miałem bliski kontakt z religią – w więzieniu na podarowanym przez bpa Herberta Bednorza Różańcu nauczyłem się prawdziwej modlitwy.

    Po wyjściu z więzienia w Jastrzębiu-Szerokiej nie wolno mi było wrócić do pracy w FSM. Miałem wyjechać z Bielska-Białej. Dostałem skierowanie na urlop na poszukiwanie innej pracy, na którym uczyniono dopisek: „Kartki odbierze żona”. Bylebym nie przekraczał bramy Zakładu. I tu odezwali się koledzy z warsztatu, na którym w Sierpniu spisywaliśmy postulaty. Wymogli na sekretarzu Komitetu Fabrycznego PZPR przyrzeczenie mojego powrotu do pracy. Znowu „Solidarność” wkroczyła na grunt polityki, choć nigdy do żadnej partii nie należałem. Oczywiście, po powrocie do FSM włączyłem się w aktywną działalność podziemną. Zmieniłem stanowisko pracy z technologa na elektryka samochodowego. Nie tylko w przenośni zszedłem do podziemia – pracowałem w kanale. Aż kiedyś, podczas rutynowego zatrzymania prewencyjnego esbek mnie spytał: „A pan, panie inżynierze kiedy wyjdzie z tego kanału?”, a ja mu na to: „W wolnej Polsce. Ale to będzie inny kraj. Policji nie będzie tyle co teraz. A my się wam przyglądamy.” A on na to: „Ale mnie chyba panowie nie traktujecie jako swego wroga?”

    W 1984 roku, po zamordowaniu przez komunistów Bł. Ks. Jerzego Popiełuszki, jako solidarnościowcy miejscy chcieliśmy założyć Duszpasterstwo Ludzi Pracy. W kilkanaście osób prosiliśmy o zgodę, wizytującego parafię Bożej Opatrzności, Kardynała Franciszka Macharskiego. Nie wyraził jej. Być może byli wśród nas ludzie, których nie chciał zalegalizować w Kościele. Na szczęście Biała należała wówczas do Diecezji Krakowskiej, a Bielsko do Katowickiej. Przeszliśmy w kilka osób przez Białkę i w kościele p.w. św. Mikołaja przygarnął nas ks. Zbigniew Powada.

    Słowa „Solidarność, to jeden drugiego brzemiona noście.” usłyszeliśmy w 1987 roku, kiedy jako zdelegalizowany związek zawodowy, a właściwie ruch społeczny, przyjechaliśmy na spotkanie z naszym patronem, Janem Pawłem II do Gdańska. Mieliśmy wtedy już siedem lat, ale utknęliśmy w rozwoju, bo ludziom coraz trudniej się żyło w siermiężnej, kartkowej rzeczywistości. Zbieraliśmy składki, drukowaliśmy bibułę, ale coraz trudniej się ją kolportowało. Kiedy stojąc w kolejce do sklepu mięsnego po parówki czytałem sobie podziemne gazetki coraz mniej ludzi wyrażało zainteresowanie. Wprawdzie, gdy zgodnie z obowiązującym wówczas prawem, próbowaliśmy zarejestrować NSZZ „Solidarność” Zakładu Transportu FSM, do komitetu założycielskiego pisemny akces zgłosiły mi 52 osoby, na 180 zatrudnionych, to wiedziałem, że na liczny udział w ewentualnym strajku nie mam co liczyć. Rok później, 30 sierpnia, podczas fali strajków, niepotrzebnie zamknięto na 48h nas trzech, Heńka Juszczyka z BEFAMY, Stefana Zubera z WELDORO, solidarnościowców najbardziej związanych z załogami, bo na strajk o zalegalizowanie „Solidarności” u nas, w Bielsku-Białej i tak nie było szans. Ważniejsze było, że spotykaliśmy się regularnie, co tydzień na Duszpasterstwie Ludzi Pracy. Tam nie tylko można było skonsultować bieżące akcje w mieście i zakładach pracy, ale trwała praca samokształceniowa przyszłych parlamentarzystów, funkcjonariuszy samorządowych i urzędników państwowych. Podczas tego pobytu w areszcie po raz pierwszy usłyszałem hasło Okrągły Stół. Przyszedł klawisz i powiedział: „Dzisiaj Kiszczak mówił coś w TV o okrągłym stole, to pewnie szybko was wypuszczą.” Za pół roku zasiadłem przy tym Okrągłym Stole - jako negocjator „Solidarności”, przy podstoliku Nowego Ładu Gospodarczego zabiegałem o uwolnienie samorządów pracowniczych od nadzoru partyjnego.

Dla lepszego zrozumienia istoty Solidarności warto przypomnieć sobie atmosferę protektoratu Papieża nad naszym ruchem, zaczynając choćby na Wiki:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Podr%C3%B3%C5%BC_apostolska_Jana_Paw%C5%82a_II_do_Polski_(1987)


Rodzinnie jestem mężem, ojcem i dziadkiem. Maksyma życiowa: polityka zbyt mocno wpływa na nasze życie, by ją zostawiać zawodowym politykom. Politycznie: - aktywne uczestnictwo w budowaniu SOLIDARNOŚCI od 1980 - moderator Katedralnego Duszpasterstwa Młodzieży,do 2 lipca 2016 - członek Rady Politycznej PiS. Do końca września 2014 pracowałem jako parkingowy i wówczas mój blog miał nazwę "Zapiski Parkingowego". Po wygranych przez PiS wyborach czas najwyższy, by Polska zrealizowała swoją misję powstrzymania podboju Europy przez tandem KGB-NRD. Od stycznia 2016 pracuję jako kierowca małej ciężarówki i czekam na możliwość przyczynienia się do realizacji powyższej misji.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka